Wstrząsającą książkę Joanny Lamparskiej przypominamy w szczególnym czasie: minęła właśnie 79. rocznica wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, gdzie Niemcy wymordowali ponad milion więźniów. Pomysł na napisanie „Lekarzy od zabijania” powstał w głowie pisarki podczas śledztwa w sprawie pewnego tajemniczego laboratorium i nieznanych losów zbrodniarza w fartuchu, doktora Josefa Mengele. Autorka w 2018 r. wpadła na trop laboratorium medycznego z czasów II wojny światowej – o tym traktuje książka „Imperium małych piekieł” przedstawiająca to właśnie śledztwo. Napomknąć jednak trzeba, że śledztwo w niej opisane ściśle związane jest właśnie z „aniołem śmierci” – Josefem Mengele, który po ucieczce z obozu Auschwitz-Birkenau, od 18 stycznia 1945 r. przebywał w filiach obozu Gross Rosen na Dolnym Śląsku i – podobnie jak w Auschwitz – nadal dokonywał tam eksperymentów medycznych oraz przeprowadzał selekcje. Co więcej, niemiecki zwyrodnialec w AL Klein-Schönau (Sieniawka, filia Gross Rosen) kazał założyć w marcu 1945 r. izbę porodową dla więźniarek…
Jak się okazuje takich „aniołów śmierci” dokonujących eksperymentów pseudomedycznych i selekcji w obozach koncentracyjnych było 300. I o nich jest najnowsza książka Joanny Lamparskiej.
Jak bardzo można się odczłowieczyć w imię wyższości rasy aryjskiej nad innymi rasami i w imię „tysiącletniej Rzeszy”? A do ślepej wiary w Hitlera, w przypadku bestii w białych fartuchach, dochodziła jeszcze niewyobrażalna, odrażająca wręcz chciwość: „Willy Jobst zagarnia złoto, Karl Babor robi podobne interesy, doktor z Majdanka nie zostaje w tyle. Więźniowie pracujący w krematorium mówią, że sympatyczny okularnik po egzekucjach wykonuje sekcje zwłok. Uczy się? Doszkala? Nie. W przewodach pokarmowych ofiar szuka kosztowności, które mogli połknąć podczas aresztowania. Cementowy stół sekcyjny stoi w pokoju obok łazienki szefa krematorium”.
Medyczny „legion śmierci” Adolfa Hitlera liczył kilkuset lekarzy. Spokojni i uporządkowani Niemcy okazali się w obozach koncentracyjnych bestiami, potworami i zwyrodnialcami. Byli nimi wykształceni i eleganccy ludzie z dobrymi manierami, powołani do tego, by ratować zdrowie i życie ludzi – zgodnie z przysięgą Hipokratesa. Specjaliści, którzy w innych, niewojennych czasach z pewnością prowadziliby zwykłą praktykę lekarską w jakichś spokojnych niemieckich miasteczkach, stali się zaprzeczeniem zawodu lekarza, czy też – innymi słowy – jego odwrotnością, niczym w satanistycznej sekcie.
Joanna Lamparska przyglądając się życiu lekarzy SS zadaje niewygodne pytania: jak można przytulać własnego syna, jeśli przed chwilą zabiło się czyjąś córkę? Jak sypiał selekcjoner, który właśnie wysłał do komory gazowej kilkaset dzieci? Co czuł lekarz-morderca, gdy patrzył na wijące się z bólu kobiety, ofiary swoich eksperymentów? Dokąd szedł po „zabiegu” i czy smakował mu obiad? Autorka słucha ostatnich słów morderców stojących pod stryczkiem. Obserwuje ucieczkę oprawców przez Gross-Rosen – zapomniany obóz koncentracyjny na Dolnym Śląsku. Książka z pewnością powinna być przetłumaczona na język niemiecki i wręczona Ursuli von der Leyen, która właśnie (jak czytam) rozmywa prawdę o Auschwitz… nie pierwszy to raz i nie ostatni. Tym bardziej my Polacy, jako Naród, powinniśmy czuwać, dbać o prawdę i edukować (zwłaszcza) Niemców. A do tego przyczynia się właśnie książka J. Lamparskiej „Lekarze od zabijania. Medyczna gwardia Hitlera”.
Swoją drogą przypomina mi się spotkanie z niedawno zmarłą Wandą Półtawską – ofiarą niemieckich eksperymentów pseudomedycznych. Kilka lat temu Pani Półtawska podczas wywiadu wspominała także o psychicznym okaleczeniu jej koleżanek, ofiar medycznej gwardii Hitlera, które po wojnie żyły w samotności – jakby w zamknięciu czy w ukryciu – nie potrafiąc nawiązać normalnych relacji z mężczyznami. Nie mogły już wyjść za mąż i założyć rodziny.