Obywatele trwaliby w błogiej świadomości, że nasi Umiłowani Przywódcy dniem i nocą starają się przychylić im nieba i byliby szczęśliwi, nawet gdyby niekiedy targnęły nimi wątpliwości. Któż bowiem nie chciałby, aby przychylono mu nieba? Każdy by chciał, chociaż z drugiej strony – czy to nie jest ryzykowne? Jeśli niebo zostanie za bardzo przychylone, to obywatel może niechcący tam się znaleźć, zwłaszcza jeśli by się pośliznął, na przykład na skórce od banana.
Piszę o tej skórce, bo za komuny banany były uważane za ilustrację luksusu i na przykład w roku 1968, podczas tak zwanych „wydarzeń marcowych”, niezależne media głównego nurtu piętnowały „młodzież bananową”, podobnie jak dzisiaj niezależne media rządowe piętnują Donalda Tuska, a niezależne media nierządne – Jarosława Kaczyńskiego.
Niby znalezienie się w niebie stanowi cel egzystencji człowieka, a przynajmniej tak uważają ludzie pobożni, ale nawet i oni nie chcą tak od razu doświadczyć bliskiego spotkania III stopnia z Trójcą Świętą, tylko dopiero później, kiedyś, gdy już nasycą się wszystkimi urokami życia. Cóż dopiero obywatele bezbożni? Ci na żadne niebo liczyć nie mogą, co najwyżej na piekło – gdzie niestety trzeba będzie na okrągło wysłuchiwać kompozycji pana Adama Darskiego uważanego w niektórych środowiskach za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie na województwo pomorskie – co, jak wiadomo, gorsze jest od śmierci. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji pragną nażreć się świata aż do granic niestrawności: wypić, zakąsić, nabzykać się nie tylko z panienkami płci obojga, ale „z każdom pcią” – i tak dalej.
Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, więc musimy kontentować się sytuacją, gdy wybory odbywają się co cztery lata. A właśnie ich czas nieubłaganie się zbliża, toteż nasi Umiłowani Przywódcy, jeden przez drugiego, uwijają się, by pokazać, jak będą przychylać „suwerenom” nieba. Właśnie odbyła się konwencja Prawa i Sprawiedliwości, podczas której ogłoszono, że dotychczasowy program rozrzutnościowy 500 Plus zostaje zwiększony do rozmiaru 800 Plus, a to nie jest przecież ostatnie słowo, bo na przychylenie im nieba czekają emeryci, inwalidzi i inne grupy społeczne, żeby potem, w poczuciu spełnionego obowiązku, głosować na swoich dobroczyńców – bo czegóż to nie robi się dla Polski?
Ale i nieprzejednana opozycja z Volksdeutsche Partei na czele też nie pozostaje w tyle i na przykład Donald Tusk już jakiś czas temu wystąpił w inicjatywą „babciowego”, dzięki czemu babcie, zwłaszcza te polskie co to na ulicach wymyślają policjantom i Naczelnikowi Państwa, gotowe będą nawet podpisać Volkslistę, byle tylko popchnąć Polskę na właściwą drogę. Ale na tym szczodrość Donalda Tuska i jego Volksdeutsche Partei się nie kończy, bo dla babć młodszych, które jeszcze nie muszą „głośno mówić o menopauzie”, ma też propozycję w postaci całkowitej legalizacji aborcji. Jak taka jedna z drugą babcia pójdzie do kliniki imienia króla Heroda i tam pierwszorzędni fachowcy ją wyskrobią – oczywiście na koszt państwa – to dlaczego nie ma popierać Volksdeutsche Partei, która uwolniła ją od uciążliwego obowiązku zajmowania się bachorami? Tej inicjatywie sekunduje Juderat „Gazety Wyborczej” w nadziei, że jak tylko kryzys demograficzny w naszym bantustanie się pogłębi, to wzrośnie liczba nieruchomości do przejęcia, a jeśli jeszcze Unia Europejska przy pomocy surowych kar finansowych zacznie egzekwować „neutralność klimatyczną” budynków, to większość z nich będzie musiała zmienić właściciela i w ten prosty sposób ustawa numer 447 zostanie zrealizowana bez najmniejszego sprzeciwu, nie tylko ku radości starszych i mądrzejszych, ale również ku zadowoleniu Naszych Najważniejszych Sojuszników.
Ale swoje kiełbasy wyborcze wędzą już i inni Umiłowani Przywódcy – między innymi kandydat na Jasnego Idola w osobie pana Szymona Hołowni, w którym nasz mniej wartościowy naród tubylczy będzie musiał się zakochać, gdy nasz Najważniejszy Sojusznik będzie musiał dokonać podmianki na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej. W przeczuciu tej nieubłaganej konieczności dziejowej do pana Szymona doszlusował na czas wyborów pan Władysław Kosiniak-Kamysz, przewodniczący Polskiemu Stronnictwu Ludowemu, które to charakteryzuje się stuprocentową zdolnością koalicyjną, a w patriotycznych porywach nawet większą. Nie dał się on zwabić na wspólną listę Donaldu Tusku, zwłaszcza gdy ten zaczął podlizywać się wyzwolonym kobietom i promować aborcję. Wprawdzie wyborcy PSL też lubią nowoczesność, ale tylko w domu i w zagrodzie, więc odwróciliby się od swoich przywódców, gdyby ci zaczęli stroić się w błyskawice. Wypić i zakąsić można i bez takich ekstrawagancji, tym bardziej że przecież grunt, aby zdrowie było.
Ale to może być za mało na zachętę, toteż pan Szymon Hołownia i pan Władysław Kosiniak-Kamysz, proponują „trzecią drogę”. Ileż to już razy przekonaliśmy się, że „trzecia droga” prowadzi na manowce – ale cóż zrobić; nawet Pan Bóg tylko dlatego nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego. I oto w ramach „trzeciej drogi” obydwaj Umiłowani Przywódcy, oprócz budowy żłobków dla niemowląt, obiecują, że jak tylko obejmą władzę, to zaraz zafundują każdemu uczniowi „ciepły posiłek”. Na razie pan Kosiniak-Kamysz przezornie nie precyzuje, co w tym „ciepłym posiłku” się znajdzie – ale rozumiemy, że to tylko taki wstęp, bo teraz zacznie się licytacja. Powiedzmy, że na początek rząd zafundowałby każdemu uczniowi szklankę ciepłego mleka. To już jest „posiłek”, ale w takiej sytuacji tylko patrzeć, jak jakiś następny przyjaciel dzieci powie: „Jak to? Samo mleko? A bułeczkę, to nie łaska? Jużci – mleko z bułeczką jest lepsze od samego mleka”. I znów tylko patrzeć, jak następny przyjaciel dzieci ze zgrozą powie: „Sucha bułka do mleka? A nie można by jej posmarować masełkiem?”. Jużci, można, bo kto by tam żałował dziecku masełka? Wiec będzie szklanka mleka i bułeczka z masełkiem. Ale zaraz ktoś zauważy, że byłoby jeszcze lepiej, gdyby do tej bułeczki włożyć plasterek szynki. Ooo, z tym postulatem zgodzą się prawie wszyscy, więc nie ma rady – będzie mleko i bułka z masłem i szynką. No tak – ale wtedy ktoś zwróci uwagę, że gdyby tak taki posiłek zaoferowano dorosłemu, to niewątpliwie miałby on poczucie jakiegoś niedosytu. To poczucie niedosytu zostałoby z pewnością usunięte, gdyby do tej bułki z masłem i szynką państwo dodało choćby ćwiartkę wódeczki. Jakże tedy odjąć od ust dzieciom coś, co dla dorosłych obywateli wydaje się oczywiście niezbędne? Jestem pewien, że i ten pomysł zostanie przyjęty przez „elektorat” z pełnym pochwalnego mruczenia zadowoleniem. W tej sytuacji z pomysłem budowy żłobków dla dzieci i dla dorosłych nikt przytomny nie będzie już dyskutował.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy