fbpx
niedziela, 28 maja, 2023
Strona głównaFelietonTrzecią drogą prosto na manowce

Trzecią drogą prosto na manowce

Czego byśmy się nie nasłuchali, na co byśmy się nie napatrzyli, gdyby wybory parlamentarne odbywały się nie co cztery lata, ale co rok? Albo jeszcze lepiej – co pół roku?

Obywatele trwaliby w błogiej świadomości, że nasi Umiłowani Przywódcy dniem i nocą starają się przychylić im nieba i byliby szczęśliwi, nawet gdyby niekiedy targnęły nimi wątpliwości. Któż bowiem nie chciałby, aby przychylono mu nieba? Każdy by chciał, chociaż z drugiej strony – czy to nie jest ryzykowne? Jeśli niebo zostanie za bardzo przychylone, to obywatel może niechcący tam się znaleźć, zwłaszcza jeśli by się pośliznął, na przykład na skórce od banana.

Piszę o tej skórce, bo za komuny banany były uważane za ilustrację luksusu i na przykład w roku 1968, podczas tak zwanych „wydarzeń marcowych”, niezależne media głównego nurtu piętnowały „młodzież bananową”, podobnie jak dzisiaj niezależne media rządowe piętnują Donalda Tuska, a niezależne media nierządne – Jarosława Kaczyńskiego.

Niby znalezienie się w niebie stanowi cel egzystencji człowieka, a przynajmniej tak uważają ludzie pobożni, ale nawet i oni nie chcą tak od razu doświadczyć bliskiego spotkania III stopnia z Trójcą Świętą, tylko dopiero później, kiedyś, gdy już nasycą się wszystkimi urokami życia. Cóż dopiero obywatele bezbożni? Ci na żadne niebo liczyć nie mogą, co najwyżej na piekło – gdzie niestety trzeba będzie na okrągło wysłuchiwać kompozycji pana Adama Darskiego uważanego w niektórych środowiskach za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie na województwo pomorskie – co, jak wiadomo, gorsze jest od śmierci. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji pragną nażreć się świata aż do granic niestrawności: wypić, zakąsić, nabzykać się nie tylko z panienkami płci obojga, ale „z każdom pcią” – i tak dalej.

Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, więc musimy kontentować się sytuacją, gdy wybory odbywają się co cztery lata. A właśnie ich czas nieubłaganie się zbliża, toteż nasi Umiłowani Przywódcy, jeden przez  drugiego, uwijają się, by pokazać, jak będą przychylać „suwerenom” nieba. Właśnie odbyła się konwencja Prawa i Sprawiedliwości, podczas której ogłoszono, że dotychczasowy program rozrzutnościowy 500 Plus zostaje zwiększony do rozmiaru 800 Plus, a to nie jest przecież ostatnie słowo, bo na przychylenie im nieba czekają emeryci, inwalidzi i inne grupy społeczne, żeby potem, w poczuciu spełnionego obowiązku, głosować na swoich dobroczyńców – bo czegóż to nie robi się dla Polski?

Ale i nieprzejednana opozycja z Volksdeutsche Partei na czele też nie pozostaje w tyle i na przykład Donald Tusk już jakiś czas temu wystąpił w inicjatywą „babciowego”, dzięki czemu babcie, zwłaszcza te polskie co to na ulicach wymyślają policjantom i Naczelnikowi Państwa, gotowe będą nawet podpisać Volkslistę, byle tylko popchnąć Polskę na właściwą drogę. Ale na tym szczodrość Donalda Tuska i jego Volksdeutsche Partei się nie kończy, bo dla babć młodszych, które jeszcze nie muszą „głośno mówić o menopauzie”, ma też propozycję w postaci całkowitej legalizacji aborcji. Jak taka jedna z drugą babcia pójdzie do kliniki imienia króla Heroda i tam pierwszorzędni fachowcy ją wyskrobią – oczywiście na koszt państwa – to dlaczego nie ma popierać Volksdeutsche Partei, która uwolniła ją od uciążliwego obowiązku zajmowania się bachorami? Tej inicjatywie sekunduje Juderat „Gazety Wyborczej” w nadziei, że jak tylko kryzys demograficzny w naszym bantustanie się pogłębi, to wzrośnie liczba nieruchomości do przejęcia, a jeśli jeszcze Unia Europejska przy pomocy surowych kar finansowych zacznie egzekwować „neutralność klimatyczną” budynków, to większość z nich będzie musiała zmienić właściciela i w ten prosty sposób ustawa numer 447 zostanie zrealizowana bez najmniejszego sprzeciwu, nie tylko ku radości starszych i mądrzejszych, ale również ku zadowoleniu Naszych Najważniejszych Sojuszników.

Ale swoje kiełbasy wyborcze wędzą już i inni Umiłowani Przywódcy – między innymi kandydat na Jasnego Idola w osobie pana Szymona Hołowni, w którym nasz mniej wartościowy naród tubylczy będzie musiał się zakochać, gdy nasz Najważniejszy Sojusznik będzie musiał dokonać podmianki na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej. W przeczuciu tej nieubłaganej konieczności dziejowej do pana Szymona doszlusował na czas wyborów pan Władysław Kosiniak-Kamysz, przewodniczący Polskiemu Stronnictwu Ludowemu, które to charakteryzuje się stuprocentową zdolnością koalicyjną, a w patriotycznych porywach nawet większą. Nie dał się on zwabić na wspólną listę Donaldu Tusku, zwłaszcza gdy ten zaczął podlizywać się wyzwolonym kobietom i promować aborcję. Wprawdzie wyborcy PSL też lubią nowoczesność, ale tylko w domu i w zagrodzie, więc odwróciliby się od swoich przywódców, gdyby ci zaczęli stroić się w błyskawice. Wypić i zakąsić można i bez takich ekstrawagancji, tym bardziej że przecież grunt, aby zdrowie było.

Ale to może być za mało na zachętę, toteż pan Szymon Hołownia i pan Władysław Kosiniak-Kamysz, proponują „trzecią drogę”. Ileż to już razy przekonaliśmy się, że „trzecia droga” prowadzi na manowce – ale cóż zrobić; nawet Pan Bóg tylko dlatego nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego. I oto w ramach „trzeciej drogi” obydwaj Umiłowani Przywódcy, oprócz budowy żłobków dla niemowląt, obiecują, że jak tylko obejmą władzę, to zaraz zafundują każdemu uczniowi „ciepły posiłek”. Na razie pan Kosiniak-Kamysz przezornie nie precyzuje, co w tym „ciepłym posiłku” się znajdzie – ale rozumiemy, że to tylko taki wstęp, bo teraz zacznie się licytacja. Powiedzmy, że na początek rząd zafundowałby każdemu uczniowi szklankę ciepłego mleka. To już jest „posiłek”, ale w takiej sytuacji tylko patrzeć, jak jakiś następny przyjaciel dzieci powie: „Jak to? Samo mleko? A bułeczkę, to nie łaska? Jużci – mleko z bułeczką jest lepsze od samego mleka”. I znów tylko patrzeć, jak następny przyjaciel dzieci ze zgrozą powie: „Sucha bułka do mleka? A nie można by jej posmarować masełkiem?”. Jużci, można, bo kto by tam żałował dziecku masełka? Wiec będzie szklanka mleka i bułeczka z masełkiem. Ale zaraz ktoś zauważy, że byłoby jeszcze lepiej, gdyby do tej bułeczki włożyć plasterek szynki. Ooo, z tym postulatem zgodzą się prawie wszyscy, więc nie ma rady – będzie mleko i bułka z masłem i szynką. No tak – ale wtedy ktoś zwróci uwagę, że gdyby tak taki posiłek zaoferowano dorosłemu, to niewątpliwie miałby on poczucie jakiegoś niedosytu. To poczucie niedosytu zostałoby z pewnością usunięte, gdyby do tej bułki z masłem i szynką państwo dodało choćby ćwiartkę wódeczki. Jakże tedy odjąć od ust dzieciom coś, co dla dorosłych obywateli wydaje się oczywiście niezbędne? Jestem pewien, że i ten pomysł zostanie przyjęty przez „elektorat” z pełnym pochwalnego mruczenia zadowoleniem. W tej sytuacji z pomysłem budowy żłobków dla dzieci i dla dorosłych nikt przytomny nie będzie już dyskutował.

Stanisław Michalkiewicz

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy

Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz
Jeden z najlepszych współczesnych polskich publicystów, przez wielu czytelników uznawany za „najostrzejsze pióro III RP”. Prawnik, nauczyciel akademicki, a swego czasu również polityk. Współzałożyciel i w latach 1997–1999 prezes Unii Polityki Realnej. Jego blog wygrał wyróżnienie Blog Bloggerów w konkursie Blog Roku 2008 organizowanym przez onet.pl. Autor kilkudziesięciu pozycji książkowych, niezwykle popularnego kanału na YT oraz kilku wywiadów-rzek. Współpracował z kilkudziesięcioma tytułami prasowymi, kilkoma rozgłośniami radiowymi i stacjami TV.

INNE Z TEJ KATEGORII

Koniec „wyścigów słoni”, czyli znów wylano dziecko z kąpielą

Wielokrotnie przywoływałem termin „kultura przesady”, powołany do życia przez mojego kolegę, prof. Antoniego Dudka. To pojęcie bardzo celnie ujmuje konstytutywną cechę naszego systemy politycznego. Ma ono jednak również zastosowanie do samej legislacji. Trochę głupio mi o tym pisać po raz setny, ale schemat wygląda tak, że pada jakaś deklaracja polityczna, która następnie w ekspresowym tempie jest przekładana na język przepisów – bez śladu analizy, rozważenia, czy istnieją już inne rozwiązania, które można zastosować, czy ten sam efekt da się osiągnąć w sposób mniej inwazyjny oraz przede wszystkim, czy problem faktycznie wymaga rozwiązania.
6 MIN CZYTANIA

Historia udowadnia, że jest słabą nauczycielką

Polemika z głupstwem nobilituje je bez potrzeby – pisał przed laty Stefan Kisielewski. Prawda dość oczywista, ale jakże trudno dla ludzi posługujących się tą sentencją przyswajalna. Sam Kisiel przecież notorycznie, przez całe życie polemizował wyśmiewając absurdy. Oczywiście z niewielkim skutkiem, bo głupota, nie tylko w dyskursie publicznym, ale i działaniach politycznych jak tryumfowała, tak i tryumfuje.
4 MIN CZYTANIA

Obyczaje jak za Sasa

Kupiłem sobie w antykwariacie książkę księdza Jędrzeja Kitowicza „Opis obyczajów za panowania Augusta III”. Autor dość późno poczuł wokację do stanu duchownego, a wcześniej z niejednego komina wygartywał, obracając się w różnych środowiskach, dzięki czemu jego opis w znacznej części opiera się na obserwacjach własnych. Wyjątkowo, na przykład w opisach Siczy Zaporoskiej i obyczajów „hajdamackich”, bierze z drugiej ręki.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Obyczaje jak za Sasa

Kupiłem sobie w antykwariacie książkę księdza Jędrzeja Kitowicza „Opis obyczajów za panowania Augusta III”. Autor dość późno poczuł wokację do stanu duchownego, a wcześniej z niejednego komina wygartywał, obracając się w różnych środowiskach, dzięki czemu jego opis w znacznej części opiera się na obserwacjach własnych. Wyjątkowo, na przykład w opisach Siczy Zaporoskiej i obyczajów „hajdamackich”, bierze z drugiej ręki.
6 MIN CZYTANIA

Sztuczna inteligencja w służbie bezpieczeństwa

Żyjemy w czasach nieubłaganego postępu, chociaż niekiedy można odnieść wrażenie, jakby było odwrotnie. Weźmy takie podróże – jeszcze 150 lat temu pasażerowie, co prawda już nie wszyscy, oburzali się, że kiedy wsiadają do pociągu, to konduktor na nich gwiżdże.
5 MIN CZYTANIA

Optymistycznie do maturzystów

Świeżo po studiach rozpocząłem poszukiwanie pracy, a natchnieniem była mi książka Tadeusza Dołęgi-Mostowicza „Kariera Nikodema Dyzmy”. Dzisiaj, dzięki ustawie regulującej nabór do służby zagranicznej, takie kariery są już na porządku dziennym, bo ambasador nie musi legitymować się ani wyższym wykształceniem, ani nawet znajomością języków obcych. Toteż kiedy Polska zostanie wreszcie mocarstwem światowym, przed ambitnymi maturzystami otworzą się niesłychane możliwości – pisze w najnowszym felietonie Stanisław Michalkiewicz.
5 MIN CZYTANIA