Drogi Panie Januszu,
Pamiętam dobrze moje pierwsze głosowanie w wyborach. Duża część z nas, to znaczy ja i moi koledzy licealiści po raz pierwszy korzystający z praw wyborczych, głosowała wtedy na Pańskie ugrupowanie. Zazwyczaj z jednego lub dwóch powodów, ale na pewno nie byliśmy zwolennikami polityki prokremlowskiej. Albo dlatego, że byliśmy konserwatywnymi liberałami i wierzyliśmy w wolny rynek, szeroką autonomię jednostki i wszystko, co napisał Fryderyk August von Hayek. Albo dlatego, że mieliśmy niewiele więcej niż 18 lat i – co tu dużo mówić – kilku z nas chciało po prostu legalizacji „zielska”.
Zawsze był Pan kontrowersyjny i właściwie było to nawet zabawne, dopóki tyczyło się na przykład zdolności kobiet do wygrywania turniejów szachowych lub brydżowych. Ot, daleko posunięta niepoprawność polityczna, która miała zdenerwować lewaków.
Panie Januszu, przyszedł jednak czas, aby zrozumieć jedną rzecz. Kiedy ludzie mówią „nie mogę uwierzyć, że na Ukrainie doszło do takich okrucieństw”, to nie mają na myśli tego, że naprawdę nie wierzą.
Poniekąd Pana rozumiem. Sam jestem urodzonym sceptykiem. Jeśli jednak jakieś miasto przez miesiąc okupowała wroga armia, a następnie odnaleziono tam porozrzucane zwłoki cywili, masowe groby i zanotowano relacje mówiące o licznych bestialstwach, od których włos się na głowie jeży, to należy co najmniej podejrzewać, że „coś jest na rzeczy”. Nie wymagam od razu, aby wierzyć w każdy szczegół, zdjęcie albo dziennikarski opis.
Mam nadzieję, że obaj chcielibyśmy, aby wszelkie wątpliwości rozwiał w tej i podobnych sprawach trybunał międzynarodowy. Historia dowodzi, że nie jest to konstrukcja idealna i zupełnie wolna od politycznych wpływów, ale w taki sposób od przeszło 80 lat cywilizowane narody rozliczają nadużycia wojenne. Proszę mi wierzyć na słowo. Podejrzenia, że na Ukrainie do nich dochodzi, to coś znacznie więcej niż propaganda CIA, SBU albo spisek reptilian.
Gdybym nie próbował tego Panu wytłumaczyć, nie mógłbym spojrzeć w oczy Ukraince, która w mojej miejscowości prowadzi restaurację ze smacznymi pierogami. Mojemu koledze, którego teść służy w ukraińskim wojsku. Innemu, który pojechał na granicę pomagać uchodźcom i irytuje się, kiedy ktoś wypomina im darmowe przejazdy polską koleją. A jak spojrzałbym w oczy Pani, która pracuje w moim lokalnym kiosku i prawie popłakała się, dziękując mi, kiedy ja tylko kupiłem kilka przypinek-cegiełek przeznaczonych na wsparcie sprawy ukraińskiej?
Są kwestie, o których możemy otwarcie i ostro dyskutować. Głęboko w to wierzę. Sam mam wątpliwości związane z niektórymi szczegółowymi sposobami radzenia sobie przez światowych polityków z aktualną sytuacją geopolityczną. Natomiast próby rozmydlania dobrze udokumentowanych okrucieństw, jakich formacje wojskowe i paramilitarne dopuszczają się niekiedy na ludności cywilnej, do tego kręgu spraw nie powinny należeć. Nie chcemy chyba powtórki z pierwszej połowy XX wieku, a więc historii, która miała się już nigdy nie powtórzyć?
Michał Góra