ChatGPT pewnie nie będzie z nami na zawsze. Tak jak te wszystkie wyszukiwarki, przeglądarki, platformy i komunikatory, które zostawiliśmy za sobą. Wyważył jednak jakieś drzwi, to pierwszy tak powszechnie stosowany generator treści i choćby z tej przyczyny – także otwieracz debaty na temat tego, co jest twórcze, a co – no właśnie – generatywne.
Najwyraźniej pisanie prac zaliczeniowych na studiach licencjackich to właśnie ta druga kategoria i dowodem na to jest to, że mogły one być napisane przez maszynę wirtualną, a nie człowieka. Ktoś jednak musiał, po pierwsze, wpaść na pomysł, aby ułatwić sobie życie, po drugie, odpowiednio sformułować prompt, czyli polecenie, według którego miał pisać pracę wirtualny pomocnik, po trzecie, ponawiać punkt drugi, bo najpewniej proces wyglądał w ten sposób, że najpierw ChatGPT wygenerował jakieś bardziej ogólne ramy, które później były jeszcze dopełniane. Może więc samo pisanie pracy przez coś, co tak naprawdę nie pisze, ale generuje, nie jest szczególnie kreatywne. Ale jak najbardziej takim jest właśnie wymyślenie użycia wielofunkcyjnego przecież narzędzia do realizacji swoich partykularnych celów.
Co zresztą prowadzi mnie do wniosku. Podobno przedstawianie własnego punktu widzenia to coś, co pozwala (jeszcze) odróżniać teksty pisane przez człowieka od tych pisanych przez ChatGPT. Tak naprawdę to nie do końca prawda, bo wielu ludzi też ma z tym ogromny problem, ale akurat w takim temacie, jaki tym razem poruszam, muszę zostawić jakiś dowód na to, że to ja sam pisałem ten felieton. Wniosek jest jednak dość oczywisty: pisanie prac, jeśli mogą je wykonywać maszyny, powinniśmy zdjąć jako obowiązek z ludzi, którzy robią to obecnie.
Chodzi bowiem o automatyzację, która wkracza do dziedziny jak sądziliśmy zupełnie od niej wolnej, do prac tzw. białych kołnierzyków. Tymczasem już od lat mnóstwo zajęć wykonanych zza biurka jest rutynowa i powtarzalna. Żyjemy w czasach, w których hydraulik musi być bardziej kreatywny niż pan zajmujący się HRem albo pani zajmująca się marketingiem. Jeszcze Pierre Lévy, teoretyk Internetu i kultury, pisał, że ostatnią niepoddającą się zawłaszczeniu przez maszynę przestrzenią aktywności ludzkiej będą relacje i budowanie sieci znajomości, tkanie płótna naszych kontaktów. Co do tego też już zresztą można mieć wątpliwości, skoro media społecznościowe podpowiadają nam nie tylko reklamowane produkty, ale też znajomych, których jeszcze nie znamy, a których możemy przecież znać, bo wiele nas łączy. Może więc nawet ten przepowiadany lata temu szaniec tak naprawdę się nie broni. Może nawet to mogą robić komputery.
Ludzka kreatywność to prawdziwe pióro, broni się za to zawsze, choć jak każdy talent nie jest równo rozdystrybuowana w społeczeństwie. Trzeba jednak, skoro to rzadki zasób, zacząć z niej korzystać w oparciu o realia, a nie to, jak profesorowie starszej daty chcieliby, aby te realia wyglądały. Odpuśćmy sobie pisanie tekstów tylko po to, aby były. Najwyraźniej nic one nie wnoszą, jeśli może je za nas wytworzyć posługujący się literkami kalejdoskop przesypujący je z kupki na kupkę. Zmniejszymy, to już Stanisław Lem i jego „Summa technologiae”, szum informacyjny złożony z kolejnych prac na ten sam temat, utrudniających jedynie dotarcie do tego, co ważne. Lem nie dożył powstania ChatGPT, ale może by przyklasnął, jeśliby znalazł w nim remedium na marnowanie ludzkiego czasu na niepotrzebną czynność. Jeśli to prawda, jak czytamy w przytaczanym artykule, że z tego narzędzia korzysta już 30 proc. niderlandzkich studentów (ciekawe, ilu polskich?), to najwyższy czas na to, aby zamiast zadawać prace polegające na znojnym przepisywaniu problemów, które już ktoś opisał w książce, zacząć realnie uczyć tego, jak pisać prompty. Zasoby czasu i twórczości pozostawić rozwiązywaniu prawdziwych problemów. Mamy ich sporo.
Marcin Chmielowski
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie