Droga Mario!
Nie piszę „Marysiu”, tylko „Mario”, ponieważ podjęcie samodzielnej inicjatywy wymaga dojrzałości. I Ty taką dojrzałość pokazałaś. Zaimponowałaś mi. W czasach, gdy coraz więcej Twoich rówieśników umie tylko wyciągać rękę – albo do rodziców, albo do państwa – i uważa, że „im się należy”, Ty wymyśliłaś, jak samodzielnie możesz zarobić pieniądze. Miałaś pomysł i włożyłaś w jego realizację własną pracę. Powinnaś być stawiana za wzór. Dla ludzi, którzy wierzą w przedsiębiorczość, prywatny biznes i rozumieją, że to od nich – nie od jakichś wielkich państwowych projektów – zależy przyszłość nas wszystkich, młodzi ludzie jak Ty są nadzieją.
Zamiast nagrody spotkała Cię urzędnicza bezduszność. Wiem, że to skrajnie zniechęcające i deprymujące. W normalnie działającym państwie to absolutnie nie powinno było się wydarzyć. Nawet jeśli urzędnicy mogli mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do Twojej inicjatywy, powinni byli zasugerować zmiany, pomóc, pokazać, jak działać zgodnie z przepisami, ewentualnie upomnieć. Nic więcej.
Chcę Cię prosić o jedno: nie zniechęcaj się. Mnóstwo ludzi trzyma dzisiaj za Ciebie kciuki. Mam nadzieję, że wycieczka szkolna się udała, a Ty w przyszłości będziesz mieć kolejne dobre pomysły.
Twoi rodzice dobrze Cię wychowali i dobrze zrobili, pomagając w realizacji Twojego małego biznesu. Im również należą się gratulacje i wsparcie w starciu z urzędasami – przed sądem. Na moje możecie liczyć. Życzę Ci powodzenia!
*
Niewiele historii doprowadza mnie do takiej wściekłości, a zarazem wywołuje we mnie poczucie tak głębokiej i dojmującej bezsilności oraz smutku jak te, gdy państwo w swojej tępocie i bezmyślnym egzekwowaniu przepisów podcina skrzydła ludziom – szczególnie młodym ludziom – którzy mają pomysł na własny biznes. To tak skrajnie antywychowawcze, tak szkodliwe, że już za samo to urzędnicy powinni zostać upomniani.
Czy działali zgodnie z prawem? Zapewne tak. Tyle że przepisy na ogół dają urzędnikom dużą swobodę. Gdybyśmy żyli w państwie szanującym przedsiębiorczość i starającym się takie postawy kształtować, urzędnik nie byłby dla Marii wrogiem, ale życzliwym doradcą. Nie przyjeżdżałby z policją – to jakiś kompletny absurd i sytuacja mogąca u młodej dziewczyny wywołać traumę. Wskazałby, jakie normy nie zostały jego zdaniem spełnione, doradziłby, w jaki sposób można je spełnić, dałby czas na dostosowanie się do nich, ewentualnie pouczył i życzył powodzenia. W żadnym wypadku nie wystawiałby mandatu.
Problem w tym, że w Polsce urzędnicy – a może raczej: urzędasy, bo to określenie znacznie lepiej tu pasuje – niemal nigdy nie rozumieją i nie widzą szerszego kontekstu. Ten szerszy kontekst to postawy, jakie się kształtują w młodym pokoleniu. Postawa Marii powinna być stawiana za wzór, chwalona i nagradzana: samodzielność, własna inicjatywa, uczciwa praca, pomysł na biznes. Wszystko to zamiast roszczeniowości i oczekiwania, że ktoś da – albo rodzice, albo państwo. Ten ostatni model zachowania staje się coraz powszechniejszy, co oczywiście będzie mieć swoje konsekwencje. Siłę państwa tworzy gospodarka, a gospodarkę napędzają przedsiębiorczy, samodzielni ludzie – nie państwowe molochy, obsadzane przez mianowanych przez tę czy inną partię towarzyszy. To przedsiębiorcy, przede wszystkim drobni i średni, tworzą najwięcej miejsc pracy. To oni są filarem budżetu. To przedsiębiorczość ratowała Polaków w najtrudniejszych czasach. Przedsiębiorczość to patriotyzm. Wybitnymi patriotami byli najbardziej przedsiębiorczy Wielkopolanie, którzy pod zaborem pruskim ratowali polskość dając jej ekonomiczne podstawy, tworząc polskie kasy oszczędnościowe, świetnie sobie radzące firmy, powołując do życia w roku 1838 słynny poznański Bazar.
Urzędnicy ze stacji sanitarnej w Wałczu zachowali się jak pruscy urzędnicy w tamtym czasie, którzy na wszelkie możliwe sposoby utrudniali Polakom funkcjonowanie (aczkolwiek w granicach prawa, bo w Prusach, a potem Niemczech po zjednoczeniu, prawo było jednak przestrzegane). Z tą różnicą, że pruscy urzędnicy występowali w imieniu zaborczego państwa, a urzędnicy Stacji Sanitarnej w Wałczu są niestety przedstawicielami państwa polskiego.
Jedna taka historia jak ta z Lubna wysyła setkom tysięcy polskich nastolatków jasny sygnał: nie róbcie nic na własny rachunek. Nie próbujcie żadnej własnej inicjatywy, bo zderzycie się z aparatem urzędniczym, będziecie mieć problemy, wdepczą was w ziemię. Tego oczywiście panie z sanepidu nie pojmują. Ich ogląd sprawy ogranicza się do polecenia szefa, żeby sprawę „załatwić”, najlepiej dostarczając jeszcze jakichś korzyści dla budżetu w postaci mandatu.
Zwróćmy też uwagę, że inspekcja sanitarna działała na podstawie donosu. Kto mógł go złożyć? Stawiam na konkurencję. Najpewniej była to reakcja kogoś, kto uznał, że 16-letnia dziewczyna sprzedająca wiśnie zagraża jego interesowi. Ale jest też możliwe, że zadziałała paskudna, klasyczna, bezinteresowna zawiść: „A co se będzie dziewczyna handlować i zarabiać?”.
Donosicielstwo jest sprawą generalnie paskudną. W dzisiejszej Polsce natomiast jest zjawiskiem odradzającym się w bardzo niepokojącej formie. Przy skrajnym przeregulowaniu naszego życia, przy namnożeniu durnych przepisów krępujących naszą wolność, wyrasta nowa kasta zawodowych kapusiów, którzy chlubią się wręcz tym, że doniosą – a to na rzekomo nielegalną reklamę alkoholu, a to na źle zaparkowany samochód, a to na przedsiębiorczą nastolatkę. Ale to już inna historia…