Dawno, dawno temu, jeszcze przed Anschlussem Polski do Unii Europejskiej, pan doktor Andrzej Olechowski przemawiał na konferencji pretensjonalnie zatytułowanej „Forum Dialogu”, która została zwołana do Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina w Warszawie. Przemawiając na tej konferencji, pan doktor Andrzej Olechowski z miedzianym czołem wygłosił opinię, że kiedy Polska zostanie przyłączona do Unii Europejskiej, to „będziemy mogli współdecydować o naszych sprawach”. Najwyraźniej pan doktor Andrzej Olechowski musiał uważać, że „współdecydowanie” jest lepsze od decydowania samodzielnego, bo w przeciwnym razie nie stręczyłby nam Unii Europejskiej w ten sposób.
No dobrze – ale na czym właściwie polega to „współdecydowanie”? Jeśli dobrze zrozumiałem pana doktora Olechowskiego, to polega ono na tym, że o sprawach polskich decyduje, dajmy na to, Portugalia, a o sprawach portugalskich – Polska. Ewentualnie – że Portugalia i Polska namawiają się, co by tu zadecydować w kwestii, dajmy na to, włoskiej. Dlaczego to ma być lepsze od decydowania samodzielnego – tajemnica to wielka, na którą pewne światło rzuca okoliczność, że pan dr Olechowski był tajnym współpracownikiem (pseudo „Must”) sławnego „wywiadu gospodarczego”, w którym – być może – takie „współdecydowanie” jest regułą.
Skoro tak, to trudno się dziwić, że Unia Europejska, to znaczy ci wszyscy ludowi komisarze z Komisji Europejskiej, ci wszyscy przebierańcy z Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu i inne watahy – są absolutnie niewrażliwi na protesty europejskich rolników przeciwko „Zielonemu Ładowi”, czy ukraińskiemu eksportowi rolnemu na obszar UE. To, że w sprawach ukraińskiego eksportu, podobnie jak w kwestii „Zielonego Ładu” bezsilny jest rząd i to nie tylko Generalnego Gubernatorstwa, ale również III Rzeczypospolitej, to rzecz oczywista. Nie może o tych sprawach decydować samodzielnie i koniec, kropka. Nawiasem mówiąc, nie tylko dlatego, że decydowanie samodzielne jest sprzeczne z zasadą „współdecydowania”, ale również dlatego, że ukraińscy oligarchowie, którzy ten eksport na teren UE forsują, ż żadnymi polskimi mężykami stanu w rodzaju Donalda Tuska, czy Księcia – Małżonka nie chcą gadać. Oni mają przecież na swoje usługi deputowanych do najwyższego Sowietu w Kijowie, wyznaczają własnych ministrów, a nawet – prezydenta Zełeńskiego, który jest wynalazkiem Igora Kołomojskiego, co to nie tylko sfinansował mu kampanię prezydencką, ale w ogóle – zrobił z niego jasnego idola, duszeńkę miłującego pokój świata – i tak dalej.
Nawiasem mówiąc, prezydent Zełeński powiedział, że Putin, czyli „rosyjski dyktator symuluje kolejne wybory”. Przyganiał kocioł garnkowi, bo prezydent Zełeński nawet nie ośmiela się „symulować” wyborów na Ukrainie. Różnica bowiem jest taka, że na Ukrainie to oligarchowie („parchy-oligarchy”) decydują, kto zostanie prezydentem, ministrem, deputowanym – i tak dalej. Podczas gdy w Rosji to Putin decyduje, komu wolno być oligarchą, a komu nie.
Toteż do rozmów z Donaldem Tuskiem, o którym i my wiemy, i oni wiedzą, że tylko wykonuje zadania zlecone mu przez Reichsführerin Urszulę von der Leyen, żaden ukraiński oligarcha ani myśli się zniżać. Jeśli już rozmawiają – to właśnie z Reichsführerin Urszulą von der Leyen, która już przy okazji pandemii pokazała, że jest cwaną, kutą na cztery nogi babą, do której najlepiej przemawiać brzęczącymi argumentami. Toteż podejrzewam, że ukraińscy oligarchowie uradzili, by kupić sobie tych wszystkich Komisarzy Rzeszy.
Jeśli te podejrzenia są trafne, to nic dziwnego, że Reichskomisarze nie chcą rozmawiać z Donaldem Tuskiem po pierwsze dlatego, że to on musi ich słuchać, a nie oni jego, a po drugie – że skoro wzięli od ukraińskich oligarchów pieniądze, a nawet prawdopodobnie już je wydali, to nie ma o czym rozmawiać. Dlatego też protesty zarówno europejskich, jak i polskich rolników, rozbijają się o mur obojętności zarówno z jednej, jak i z drugiej strony i o mur bezradności Generalnego Gubernatora Tuska Donalda, którego stać tylko na nazwanie ich „chuliganami”. Obawiam się w związku z tym, że Reichsführerin Urszula von der Layen liczy na to, że nastanie wiosna, rolnicy instynktownie ruszą w pole i w ten sposób jakoś do jesieni przetrwa – a potem się zobaczy. Owszem – dla zamydlenia oczu snuje opowieści, że zlikwiduje „ugorowanie” i inne wariackie wynalazki „Zielonego Ładu”, ale my wiemy jeszcze z czasów komuny, że jak partia mówi, że da – to mówi. Podczas gdy tak naprawdę kieruje się taktyką „cunctando rem restituere” – co się wykłada, by ratować sytuację przewlekaniem.
A tu jeszcze po drodze pojawił się pasztet w postaci funduszu na sfinansowanie produkcji amunicji dla Ukrainy. Ponieważ zdominowana przez Republikanów Izba Reprezentantów Kongresu USA prawdopodobnie uchwali wkrótce czwarty „tymczasowy” budżet, w którym – podobnie jak w trzech poprzednich – nie będzie ani centa na wsparcie Ukrainy, to prezydent Józio Biden, co to z jednej strony zaciera w ukryciu ręce, że w ten oto sposób wyplątuje się z wywołanej przez USA ukraińskiej awantury, ale z drugiej strony nie chce stracić prestiżu i wiarygodności, wykombinował sobie dwojakie rozwiązania. Po pierwsze – nakazał Polsce pożyczyć 2 mld dolarów na zakup w Ameryce „Apaczów” i pocisków rakietowych, które Polska następnie, na podstawie nadal obowiązującej umowy z 2 grudnia 2016 r., nieodpłatnie przekaże Ukrainie, a po drugie – zasugerował Niemcom i Francji, żeby za „zamrożone” ruskie aktywa wyłożyli 500 mln euro na zamówienie amunicji dla Ukrainy. Najwyraźniej Donald Tusk, jako postillon d’amour prezydenta Bidena na spotkanie „trójkąta weimarskiego” takie życzenie przekazał. A w „trójkącie weimarskim” jak w trójkącie małżeńskim – ktoś musi być… dymany, toteż Polska dostała z całej puli tylko 2 mln euro, a resztą po bratersku podzieliły się Niemcy z Francją. Teraz obóz „dobrej zmiany” przerzuca się z obozem zdrady i zaprzaństwa tymi dwoma milionami niczym gorącym kartoflem – ale z tego forsy przecież nie przybędzie. Od czego jednak jest „współdecydowanie”?
Toteż wiceminister aktywów państwowych w rządzie naszej Generalnej Guberni, pan Marcin Kulasek, zapowiedział napisanie do Unii Europejskiej wniosku o rozpisanie nowego konkursu dla unijnych firm produkujących amunicję. To mu oczywiście wolno, a co z tym wnioskiem będzie dalej – to się zobaczy – a na razie rząd GG będzie mógł zaprezentować się jako grono energicznych mężów stanu, którzy nie obawiają się stanąć do każdego wyścigu po szmalec.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie