Z badań CBRE dotyczących również Polski wynika, że co trzecia osoba zamierza się przeprowadzić do innego miejsca, także „gdzieś tam na świecie”. Gotowi na zmianę miejsca zamieszkania są zwłaszcza ludzie w średnim wieku, zwani millenialsami (pokolenie Y) oraz przedstawiciele pokolenia Z (urodzeni po 1995 roku). Przy nadal istniejącym deficycie mieszkań w Polsce stanowi to niewątpliwie dodatkową szansę dla firm deweloperskich i spółdzielni mieszkaniowych dysponujących jeszcze terenami pod zabudowę.
Z powrotem do miasta?
– To, co najciekawsze, obserwując trendy dotyczące pokolenia Z i tego, jak kształtuje się rynek nieruchomości jest to, że o ile pandemia „wygoniła” ludzi pod miasta, gdzie jest więcej zieleni oraz możliwości spędzania czasu na zewnątrz, o tyle obecnie młodzi swoją przyszłość widzą bliżej centrów miast – zwraca uwagę Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji z RRJ Group.
Blisko połowa badanych (49 proc.) uznała, że najchętniej zamieszkałaby w pobliżu centrów miast. Jest to szczególnie pożądane przez pokolenie Z (53 proc.) oraz millenialsów (50 proc.). Reprezentanci zarówno jednych, jak i drugich deklarują również największą chęć zmiany miejsca zamieszkania – odpowiednio 48 i 46 proc. I aż 62 proc. spośród planujących takie zmiany bierze pod uwagę zakup własnego lokum.
Młodzi niechętni kredytom
Zdaniem eksperta, wysokie ceny mieszkań w stolicy stanowią podstawową barierę ich zakupu. Na dodatek młodzi nie chcą zaciągać na nie kredytów, by nie czuć się związanymi trwale z daną pracą czy nawet z konkretnym miejscem zamieszkania.
– Trend wolności wyboru pracy skądkolwiek oraz mieszkania gdziekolwiek jest tym, który uważam za kluczowy dla przyszłości rynku nieruchomości – podkreśla Jodko.
Jeśli już własne mieszkanie, to jakie?
W opinii cytowanego eksperta błędnie jest jednak zakładać, że pokolenia Y i Z nie chcą mieć mieszkań na własność, że wolą tylko podróżować. Z innych raportów wynika, że posiadanie mieszkania wciąż stanowi jeden z najsilniej zakorzenionych wyznaczników zamożności i stabilizacji życiowej.
– To znacząco przekłada się na to, jakie mieszkania będą potrzebne. Raczej małe i raczej blisko centrum miasta. Tu znów pojawia się problem związany z demografią: czy w mieszkaniu, dajmy na to 40-metrowym ktokolwiek zechce zakładać albo tylko powiększać rodzinę? Zwłaszcza, jeśli utrzyma się koniunktura na wyższy standard mieszkań oraz w sytuacji, gdy w pracy zdalnej czy hybrydowej spędzamy znacznie więcej czasu niż jeszcze kilka lat temu – mówi Radosław Jodko.
Obecnie coraz bardziej liczy się nie tylko samo mieszkanie, ale także atrakcyjne otoczenie domu. Dla jednych będzie to na przykład bliskość parku. Dla innych – bliskość biura czy metra. Tych zaś, którzy dziedziczą mieszkania po rodzicach z pewnością interesować będzie posiadanie domu wakacyjnego, albo na wynajem i najlepiej blisko jakiegoś akwenu wodnego, a przynajmniej w pobliżu jakiś atrakcji krajoznawczo-turystycznych.