fbpx
sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonMoralizujące pozerstwo i realne interesy

Moralizujące pozerstwo i realne interesy

Od początku wojny na Ukrainie znaczna część polskiej elity bierze udział w jakimś opętańczym wyścigu emocji, często zresztą motywowanym całkowicie przyziemnymi i cynicznymi powodami. Ale ta droga będzie się też coraz silniej rozjeżdżać z odczuciami Polaków ciężko pracujących na utrzymanie się na powierzchni, a mimo to tonących – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

Była minister edukacji, a w tej kadencji europoseł Anna Zalewska, doniosła na Twitterze na jedną z najprężniejszych polskich firm, producenta armatury Cersanit. „W Wałbrzychu w WSSE produkuje firma Cersanit, korzystając z ulg i przywilejów, jednocześnie nie wycofując się z Rosji. Poprosiłam Prezesa WSSE o wypowiedzenie umowy. Polskie firmy powinny dawać przykład. Nie może być zgody na handel z Putinem nad głowami zabijanych Ukraińców”.

Zbyt długo komentuję i obserwuję polską politykę, żeby wierzyć w porywy serca osób takich jak pani Zalewska. Motywacje jej wpisu – po którym, nawiasem mówiąc, na kontach społecznościowych firmy zaroiło się od trolli, być może wręcz botów, powielających apel o rezygnację z rosyjskiego rynku – diagnozuję zatem hipotetycznie następująco.

Albo wchodzą w grę jakieś wewnętrzne gierki – pani Zalewska jest europosłem z okręgu dolnośląskiego, z kolei w Wałbrzychu wybrany został Michał Dworczyk, publiczne uderzanie w prezesów dużych firm, zaprzyjaźnionych z politycznym rywalem, jest jednym ze standardowych zabiegów politycznych. Albo – co nie wyklucza hipotezy pierwszej – pani Zalewska bierze aktualnie udział w wyścigu derusyfikacyjnym. Ten zaczął się – przypominam – likwidacją w wielu sklepach pierogów ruskich (choć „ruskie” w tym przypadku oznaczają właśnie ukraińskie pochodzenie; wszak Ukraina to Ruś Kijowska, a w I RP istniało województwo ruskie), a najnowszym jego etapem jest zapowiedź jednostronnej rezygnacji przez Polskę z kupowania rosyjskich surowców, bez decyzji unijnej, bez zapewnionej rozsądnej cenowo alternatywy, dla „dania przykładu” i bez zwracania uwagi na to, ile będzie to kosztowało przeciętnego Polaka.

Karierowicze polityczni lubią takie wyścigi na to, kto bardziej, bo wszystko zależy tu jedynie od inwencji. Nie trzeba nawet za wiele robić – wystarczy coś powiedzieć albo napisać, jak pani Zalewska, tak, aby mogła to spostrzec Najważniejsza Osoba w Państwie, a już będzie się miało plusa.

Mało co jest równie irytujące jak moralizujące pozerstwo ludzi, których w żaden sposób nie dotkną konsekwencje tego, czego się domagają. To dzisiaj przypadek wszystkich tych członków wielkomiejskich elit, którzy z obłędem w oczach licytują się, ile to mogliby zapłacić za litr paliwa, byleby nie było to paliwo „od Putina”. Ale to także przypadek osób takich jak pani Zalewska. Bycie europosłem to naprawdę przyjemna fucha – pieniądze bardzo przyzwoite, odpowiedzialność właściwie żadna. Z takiej pozycji bardzo wygodnie nawołuje się do rezygnacji z rosyjskiej ropy albo do zamknięcia fabryk w Rosji. Do tego dochodzi jeszcze porażająca wręcz ignorancja ekonomiczna wielu tego typu osób – dotyczy to niestety również dziennikarzy.

Cersanit – jeśli już trzymać się tego przykładu – ma w Rosji trzy swoje zakłady produkcyjne. Wbrew pohukiwaniom moralnych maksymalistów, inwestowanie w Rosji nie tylko nie było uznawane za coś nagannego, ale wręcz przeciwnie, było traktowane jako świadectwo biznesowego sukcesu. Jednak uruchomienie fabryki, a tym bardziej jej zamknięcie, to nie jest łatwy proces. Wbrew temu, co może się wydawać pani Zalewskiej (nie żebym wierzył, że się nad tym jakoś specjalnie zastanawiała), nie jest tak, że pewnego ponurego dnia stróż zamyka furtkę na klucz i koniec. Są kontrakty, są zobowiązania, również wobec pracowników, także wobec akcjonariuszy, są zakontraktowane surowce, są już wyprodukowane towary. W przypadku Rosji zaś jest też groźba przejęcia przez rosyjskie państwo całego pozostawionego przez firmę majątku. Trzeba być naprawdę skrajnie bezczelnym, żeby ot tak domagać się opuszczenia Rosji od firmy, która w wyniku takiego ruchu może stracić jedną trzecią swoich fabryk. W sumie jest ich bowiem dziesięć, z czego jedna na Ukrainie.

Ten bezrozumny wyścig „derusyfikacyjny” odbywa się na zasadzie zero-jedynkowej. Wszystko albo nic. A przecież generalnie uniezależnienie się od rosyjskich surowców jest dobrym kierunkiem. Nie może to jednak następować na zasadzie straceńczej ułańskiej szarży, z całkowitym pominięciem kosztów dla polskiej gospodarki i obywateli. O tym, jak można to robić stopniowo i rozsądnie, pisze choćby jeden z najlepszych analityków rynku energetycznego Piotr Maciążek.

Podobnie nie można się domagać od polskich firm, żeby w imię wzniosłych sloganów wyniosły się z rosyjskiego rynku, generując ogromne straty dla siebie i swoich pracowników. A już zwłaszcza nie można się tego domagać, gdy rząd nie zrobił literalnie nic, absolutnie zero, żeby w jakikolwiek sposób pomóc polskim firmom poszkodowanym z powodu sankcji nakładanych na Rosję.

Od początku wojny na Ukrainie znaczna część polskiej elity bierze udział w jakimś opętańczym wyścigu emocji, często zresztą motywowanym całkowicie przyziemnymi i cynicznymi powodami. Ale ta droga będzie się też coraz silniej rozjeżdżać z odczuciami Polaków ciężko pracujących na utrzymanie się na powierzchni, a mimo to tonących.

Jednego tylko nie rozumiem: dlaczego moralni maksymaliści, jak pani europoseł Zalewska, nie dadzą sami przykładu i nie przestaną tankować swoich samochodów oraz używać gazu w jakiejkolwiek formie?

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czasami i sceptycy mają rację

Wszystkie zjawiska, jakie obserwujemy w ramach gospodarki, są ze sobą połączone. Jak w jednym miejscu coś pchniemy, to w kilku innych wyleci. Problem z tym, że w przeciwieństwie do znanej metafory „naczyń połączonych”, w gospodarce skutki nie występują w tym samym czasie co przyczyna. I dlatego często nie ufamy niepopularnym prognozom.
5 MIN CZYTANIA

Markowanie polityki

Nie jest łatwo osiągnąć sukces, nie tylko w polityce, ale nawet w życiu. Bardzo często trzeba postępować niekonwencjonalnie, co w dawnych czasach nazywało się postępowaniem wbrew sumieniu. Dzisiaj już tak nie jest, bo dzisiaj, dzięki badaniom antropologicznym, już wiemy, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje, więc można mówić tylko o postępowaniu niekonwencjonalnym, a nie jakichś kompromisach z sumieniami.
5 MIN CZYTANIA

Kot w wózku. Nie mam z tym problemu, chyba że chodzi o politykę

Wyścig o ważny urząd nie powinien być wyścigiem obklejonych hasłami reklamowymi promocyjnych wózków. To przystoi w sklepie – też dlatego, że konsument i wyborca to dwie różne role.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Źli flipperzy i dobra lewica

Kiedy socjaliści poszukują rozwiązania jakiegoś palącego problemu, można być pewnym dwóch rzeczy. Po pierwsze – że to, co zaproponują nie będzie rozwiązaniem najprostszym, czyli wolnorynkowym. Po drugie – że skutki realizacji ich propozycji będą kontrproduktywne, a najpewniej uderzą w najsłabszych i najbiedniejszych.
5 MIN CZYTANIA

Wyzwanie

Pojęcie straty czy kosztu zostało prawie całkowicie wyeliminowane z języka debaty publicznej. Jeśli jakiś projekt jest uznawany za słuszny i realizujący pożądaną linię, to nie niesie ze sobą kosztów – może się jedynie łączyć z „wyzwaniami”. Koszty pojawiają się dopiero tam, gdzie pomysł jest niesłuszny.
4 MIN CZYTANIA

Umowa z babcią

Jednym z najbardziej dręczących mnie pytań jest, czy politycy albo eksperci, proponujący niektóre rozwiązania o istotnych skutkach społecznych lub cywilizacyjnych, lecz pozornie mające inne cele, zdają sobie sprawę z ich ostatecznych skutków.
5 MIN CZYTANIA