Podczas kampanii wyborczej podobnie jak polscy również nowozelandzcy politycy wymyślają i ogłaszają różne postulaty, jednocześnie krytykując politycznych konkurentów. Po dwóch kadencjach (sześć lat) lewicowych rządów sondaże wskazują, że do władzy powróci Partia Narodowa. Z badań sondażowych wynika, że jest liderem, a na drugim miejscu rządząca Partia Pracy. Co ciekawe, zupełnie podobnie jak w Polsce, dwie wiodące partie wmawiają wyborcom, że trzeba na nich głosować, bo alternatywą są rządy tej drugiej. W ten sposób próbuje się zawęzić debatę wyborczą do alternatywy: PiS lub PO i Partia Narodowa lub Partia Pracy.
Polityczna alternatywa
Tymczasem zarówno w Polsce, jak i w Nowej Zelandii kandydują również politycy z innych ugrupowań. I na obu krańcach świata formacje te mają poparcie sondażowe w okolicach 10 proc. W Polsce jest to Konfederacja oraz Trzecia Droga. W Nowej Zelandii miejsce trzecie i czwarte na zmianę okupują Zieloni oraz libertariańska Partia Konsumentów i Podatników (ACT). Ta ostatnia jest odpowiednikiem wchodzącej w skład Konfederacji Nowej Nadziei Sławomira Mentzena. Politycy Partii Narodowej już teraz otwarcie mówią, że ich koalicja z mocno prorynkową ACT będzie wybawieniem dla nowozelandzkiej gospodarki, która będzie funkcjonowała na rzecz wszystkich Nowozelandczyków. Politycy ACT temu nie zaprzeczają.
Po wyborach na antypodach mogą się spełnić dwa scenariusze: kontynuacja rządów koalicji lewicowej lub zmiana na rzecz koalicji centroprawicowej. Ten pierwszy scenariusz mogą stworzyć Partia Pracy, Zieloni i Partia Maorysów. Z kolei drugą koalicję mogą zawiązać politycy Partii Narodowej wraz właśnie z Partią Konsumentów i Podatników. W Polsce politycy Konfederacji nie będą mieli z kim zawrzeć koalicji, bo ani PiS, ani PO nie mają programu podobnego nawet do Partii Narodowej. Ale prezes Sławomir Mentzen nastawiony jest na długi marsz.
Tak jak w Polsce również nowozelandzka opozycja wskazuje, że za aktualnych rządów bardzo wzrosły koszty życia. Partia Narodowa diagnozuje, że „Nowozelandczycy borykają się z trudnościami, ponieważ gospodarka jest zniszczona. Doprowadziło to do tego, że koszty przewyższają płace, ponieważ żywność, paliwo, czynsze i kredyty hipoteczne gwałtownie rosną, powodując kryzys kosztów utrzymania. Wzrosła przestępczość. Rząd wydaje co roku dodatkowe 28 tys. dolarów [nowozelandzkich] na gospodarstwo domowe, ale pieniądze te są marnowane na biurokratów, konsultantów i projekty ideologiczne”. ACT dodaje, że „Nowa Zelandia ma poważne kłopoty, a nasze problemy powstawały od dawna”.
Propozycje wolnorynkowców
Co zatem proponują nowozelandzkie partie po prawej stronie? Partia Konsumentów i Podatników – podobnie jak Konfederacja – mówi o konieczności prawdziwej zmiany. Politycy ACT – podobnie jak konfederaci w Polsce – głoszą, że „Nowa Zelandia jest podzielona bardziej niż kiedykolwiek, jesteśmy jedyną partią proponującą realną zmianę status quo”. – Chociaż zmiany nie są łatwe, nasz zespół wykonał pracę w parlamencie i podczas kampanii, aby nie tylko zmienić rząd, ale także stworzyć rząd prawdziwych zmian – stwierdził Brooke van Velden, wiceprezes ACT. – Codziennie spotykam Nowozelandczyków, którzy chcą zmian i dzielę się naszym planem przywrócenia naszego kraju na właściwe tory. Te wybory to szansa na zmiany – powiedział z kolei Christopher Luxon, prezes Partii Narodowej.
Partia Konsumentów i Podatników ma w swoim programie cały szereg mocno prorynkowych postulatów: zwiększenie produktywności firm poprzez ograniczenie biurokracji, zmniejszenie podatków, wstrzymanie marnotrawstwa wydatków państwa, częściowe urynkowienie edukacji poprzez m.in. tzw. szkoły statutowe czy realne konsekwencje dla poważnych przestępców. Politycy ACT wzywają także do zaprzestania nieskutecznej i kosztownej polityki dotyczącej zmian klimatycznych. Nawet w kwestii problemów przy wynajmie mieszkań w Polsce nie jest inaczej. ACT m.in. zapewnia, że ułatwi pozbywanie się nieuczciwych najemców.
Zwiększenie limitów prędkości na drogach
Z kolei politycy Partii Narodowej ogłosili plan, który ma na celu przyspieszenie gospodarcze Nowej Zelandii. Chodzi m.in. o zwiększenie limitów prędkości na drogach. Otóż realizując pod pretekstem bezpieczeństwa swoją antysamochodową ideologię, Partia Pracy wprowadziła ograniczenia prędkości na drogach. Na drogach szybkiego ruchu limit prędkości zmniejszono ze 100 km/h do 80 km/h, a na drogach lokalnych – z 50 km/h do 30 km/h. Przy wprowadzaniu nowych limitów lewicowi politycy ignorowali skutki gospodarcze, w tym czas podróży oraz nie przywiązywali wagi do opinii użytkowników dróg i społeczności lokalnych.
Teraz w swoim programie wyborczym Partia Narodowa chce pierwotne limity przywrócić. Ponadto planuje, by na nowych drogach szybkiego ruchu limit prędkości wynosił 110 km/h. Ma to mieć pozytywny wpływ na gospodarkę Nowej Zelandii, która – po latach rządów lewicy – przeżywa kryzys. Inflacja wynosi 6 proc., a według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego w przyszłym roku gospodarka wzrośnie jedynie o 1 proc. Do tego Nowa Zelandia ma najwyższy deficyt obrotów bieżących w świecie rozwiniętym oraz rosnące zadłużenie publiczne.
Plan na przyspieszenie gospodarcze
W związku z tym Partia Narodowa przygotowała 100-punktowy plan, który koncentruje się na sześciu kluczowych czynnikach wzrostu: zaprzestanie marnotrawstwa wydatków i przywrócenie porządku w budżecie; wprowadzenie ulg podatkowych, aby zachęcić do pracy i złagodzić kryzys związany z kosztami utrzymania; ograniczenie biurokracji, aby ułatwić inwestowanie i rozwój; budowa infrastruktury na rzecz wzrostu, takiej jak drogi, transport publiczny i energia odnawialna; rozwijanie umiejętności i przyciąganie talentów w celu zwiększenia produktywności oraz wzmacnianie kontaktów ze światem poprzez wspieranie handlu i inwestycji.
Do tego Partia Narodowa ma też plan fiskalny, który opiera się na pięciu kluczowych zasadach. Po pierwsze, powrót do nadwyżki i redukcja długu. Obiecuje osiągnięcie nadwyżki w roku fiskalnym 2026/27 i zmniejszenie długu publicznego o 3,4 mld dolarów. Po drugie, zwiększenie finansowania opieki zdrowotnej i edukacji przy uwzględnieniu inflacji. Po trzecie, inwestycje w infrastrukturę, aby zwiększyć produktywność i przyczynić się do ożywienia gospodarczego kraju. Narodowy Fundusz Transportu Lądowego ma dostać 3,7 mld dolarów. Po czwarte, przywrócenie dyscypliny w wydatkach rządowych – zmniejszenie wydatków na biurokrację, lepsze zarządzanie wydatkami na opiekę społeczną i zakończenie finansowania nieudanych programów, takich jak kolej lekka w Aucklandzie. Po piąte, zapewnienie ulgi podatkowej ciężko pracującym – do 250 dolarów na dwa tygodnie. Partia Narodowa opracowała 100-dniowy plan działania, czyli to, co zamierza zrobić podczas swoich pierwszych stu dni rządzenia, aby rozpocząć odbudowę gospodarki.
Czy więc w najbliższy weekend i Polacy, i Nowozelandczycy wybiorą mądrze? Czy opowiedzą się za kontynuacją polityki lewicowej, która prowadzi na manowce, czy szczególnie ci drudzy powrócą do korzeni, a konkretnie reform wolnorynkowych z lat osiemdziesiątych i początku dziewięćdziesiątych? Jeszcze kilka dni i będziemy znali odpowiedzi na te pytania.
Tomasz Cukiernik
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie