fbpx
czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonNa czym wolno zarabiać politykowi

Na czym wolno zarabiać politykowi

Przy okazji kłopotów Radosława Sikorskiego warto zastanowić się nad sprawą bardziej ogólną, czyli regułami zarabiania i ujawniania tych zarobków oraz ich źródeł przez polityków – o tym w dzisiejszym felietonie pisze Łukasz Warzecha.

Z Radosławem Sikorskim znaliśmy się kiedyś bliżej i nie jest to żadną tajemnicą. Miałem okazję spędzić w jego dworku w Chobielinie w sumie kilkanaście dni podczas pracy nad książką „Strefa Zdekomunizowana”, widziałem więc ów słynny dom z bliska, a także od środka. To był zawsze punkt zaczepienia dla rzucających na Sikorskiego różnego rodzaju podejrzenia. Zdaje się jednak, że ostatecznie nie udało się tam żadnego haka znaleźć – zainteresowanych odsyłam do zawartości teczki „Szpak”, dokumentującej sprawę inwigilacji prowadzonej w 1992 r., już po upadku rządu Olszewskiego, w którym Sikorski był wiceministrem obrony, przeciwko Sikorskiemu przez Wojskowe Służby Informacyjne. Sikorski zawartość teczki ujawnił w internecie w 2006 r. Celem służb było zrobienie z przyszłego szefa MSZ brytyjskiego agenta. Swoją rolę miał w tym również odegrać dwór w Chobielinie.

Przeskakujemy o 31 lat, Sikorski jest w całkowicie odmiennej sytuacji i innym politycznie miejscu, a na obrzeżach afery korupcyjnej w Parlamencie Europejskim wybucha nasza mała afera z jego zarobkami otrzymywanymi za zasiadanie w radzie konferencji Sir Bani Yas, organizowanej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Wczoraj zaś do dworku Sikorskiego zgłosiło się pięcioro funkcjonariuszy CBA wyposażonych w plenipotencje do przeprowadzenia kontroli prawidłowości oświadczeń majątkowych europosła z lat 2019-22. O artykule holenderskiego dziennika NRC, w którym pojawia się informacja o zarabianych rocznie 100 tys. dolarów w związku z konferencją w ZEA, oraz o reakcji Radosława Sikorskiego, najlepiej czytać tutaj, na Politico, bo w polskich mediach – także społecznościowych – panuje w związku z tym wyjątkowe wzmożenie.

Nie chcę przesądzać, jak skończą się kłopoty Sikorskiego ani co wykryje kontrola CBA, której polityczny kontekst skądinąd wydaje się oczywisty. Warto natomiast zastanowić się nad sprawą bardziej ogólną, czyli regułami zarabiania i ujawniania tych zarobków oraz ich źródeł przez polityków.

Sikorskiemu nikt nie postawił dotąd zarzutów o niezgłaszanie osiąganych dochodów – chyba że kontrola CBA coś tutaj wykaże, na razie jednak nie ma o tym mowy. To jednak absolutna podstawa. Polskie prawo tworzy długą listę stanowisk, od urzędniczych począwszy, poprzez samorządowe, na parlamentarzystach i najważniejszych osobach w państwie skończywszy, które muszą swój majątek ujawniać. Ale z tego nic nie wynika, bo samo ujawnienie nie oznacza przecież, że – po pierwsze – to jest cały majątek, a po drugie – że został zgromadzony we w pełni legalny sposób.

Aby to skontrolować, mogą wkroczyć do akcji służby takie jak CBA. Pytanie brzmi, czy tego typu kontrole powinny się odbywać tylko w razie zaistnienia podejrzeń czy może rutynowo. Nie ma tutaj prostej odpowiedzi. Z jednej strony opowiadałbym się za rutynowymi kontrolami losowo wybranych osób. Taką metodę stosowano w policji nowojorskiej – oraz niektórych innych dużych służbach policyjnych w USA – poddanej gruntownej sanacji w połowie lat 90. przez Williama Brattona (dawno temu pisywałem o tym obszernie w nieistniejącym już „Życiu”). Wydział wewnętrzny losował numery odznak i sprawdzał podatność wybranych w ten sposób funkcjonariuszy na korupcję poprzez prowokacje – a zatem szło to nawet o krok dalej niż standardowa kontrola majątku i jego pochodzenia. Nikt nie był poza zasięgiem kontrolerów, nawet komendant. Mogę sobie bez problemu wyobrazić kontrole przeprowadzane w podobny sposób wśród przynajmniej najważniejszych osób w polskim państwie, włączając posłów i senatorów.

Jest jednak problem: żeby taki system uruchomić, organ dokonujący kontroli powinien być maksymalnie oddzielony od bieżącej polityki, a jego działania nie powinny budzić podejrzeń takich jak kontrola u Radosława Sikorskiego. Jak to zrobić? W obecnej konfiguracji Centralne Biuro Antykorupcyjne, pozostające pod kontrolą ministra koordynatora służb specjalnych, na pewno tego testu nie przechodzi. Można sobie wyobrazić różne alternatywne rozwiązania, z których część pojawiała się w czasie, gdy CBA powoływano w 2006 r. – zresztą przy bardzo mocnym ponadpartyjnym poparciu: 354 posłów było za, 20 się wstrzymało, 43 było przeciwko. Proponowano na przykład powoływanie szefa CBA większością dwóch trzecich głosów w Sejmie, zamiast jak dziś – przez premiera, co wymuszałoby znalezienie ponadpartyjnej kandydatury. Oczywiście nie ma rozwiązań idealnych – przykładowy wymóg dwóch trzecich mógłby oznaczać paraliż. Pojawiało się też słuszne pytanie, czy przy takim mechanizmie CBA nie zaczęłoby funkcjonować jak państwo w państwie.

Jednak zastrzeżenia co do funkcjonowania CBA pod faktyczną kontrolą partii w danym momencie rządzącej pojawiały się już owe 17 lat temu, a dzisiaj, przy polaryzacji bez porównania większej niż wówczas (czy można sobie wyobrazić zgromadzenie obecnie w Sejmie 354 głosów za projektem o podobnym znaczeniu i konsekwencjach?), nabrały o wiele większego znaczenia.

Pojawia się też pytanie, czy nie należałoby wzbogacić oświadczeń majątkowych o informację o tym, w jaki sposób majątek został zdobyty, a przynajmniej o wyjaśnienie dotyczące jego zmiany pomiędzy składaniem kolejnych cyklicznych oświadczeń. Owszem, jest to swego rodzaju naruszenie prywatności osób, które byłyby poddane takiemu obowiązkowi, ale przecież bycie w polityce nie jest obowiązkowe. Kto się na to decyduje, musi mieć świadomość ograniczeń, z jakimi się to wiąże.

Tyle że to wszystko nie rozwiąże problemów nieleżących już bezpośrednio w sferze naruszeń prawa. A chyba z czymś takim mamy do czynienia w przypadku Radosława Sikorskiego. Bywają sytuacje, gdy nie mamy podstaw, żeby sądzić, że nastąpiło złamanie prawa, ale możemy mieć wątpliwości, czy pieniądze zostały zarobione w sposób etyczny lub czy nie powstał konflikt interesów – faktyczny, choć nie definiowany przepisami. Lecz tutaj znów pojawia się pytanie: co to znaczy „zarabiać w sposób etyczny”? Czy powinniśmy na przykład ograniczyć eurodeputowanym możliwości osiągania jakichkolwiek przychodów poza Parlamentem Europejskim? To wydaje się zbyt daleko idącym postulatem, bo przecież niektórzy publikują książki i artykuły albo prowadzą działalność naukową. Ktoś mógłby powiedzieć, że takie osoby nie powinny współpracować, w tym za pieniądze, z państwami faktycznie niedemokratycznymi, ale tu znów granica jest płynna. Czy choćby Turcja jest państwem w pełni demokratycznym? A przecież jest bardzo ważnym aktorem i trudno sobie wyobrazić rezygnację ze współpracy z nią. Może w takim razie – przynajmniej nie za pieniądze tureckiego rządu? No dobrze, ale co z pieniędzmi tureckich fundacji, które przecież rząd w Ankarze może zasilać? Obejście takiego ograniczenia jest dziecinnie proste. I kto właściwie będzie orzekać, gdzie jest jeszcze demokracja, a gdzie jej nie ma, skoro są tu różne podejścia, optyki, a granice są w wielu przypadkach płynne? Wreszcie – co z sytuacją, gdy ktoś na czymś zarabia, ale nie ma to żadnego wpływu na jego poglądy w danej sprawie? Mogę tu podać własny przykład: przez kilka lat współpracowałem ze Światem Rolnika (wcześniej wSensie), którego właścicielem jest Szczepan Wójcik, między innymi hodowca zwierząt futerkowych. Przeciwko zakazowi ich hodowli opowiadałem się zawsze: przed podjęciem współpracy, w jej trakcie, a także teraz, gdy zakończyła się ona jeszcze jesienią ubiegłego roku. Fakt, że współpracowałem z medium pana Wójcika, nie zmienił moich poglądów ani na jotę, co bardzo łatwo sprawdzić, używając Google’a.

Wydaje się więc, że wprowadzanie tutaj siłą rzeczy skomplikowanych, a także arbitralnie interpretowanych ograniczeń nie jest dobrym pomysłem – może poza sytuacjami naprawdę zero-jedynkowymi. Lepiej postawić na maksymalną przejrzystość, a także na rutynowe kontrole. Tylko że do tego ostatniego środka konieczne jest zaufanie do kontrolującego, a tego nigdy nie zdobędzie organ włączony w politykę partyjną.

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA

Źli flipperzy i dobra lewica

Kiedy socjaliści poszukują rozwiązania jakiegoś palącego problemu, można być pewnym dwóch rzeczy. Po pierwsze – że to, co zaproponują nie będzie rozwiązaniem najprostszym, czyli wolnorynkowym. Po drugie – że skutki realizacji ich propozycji będą kontrproduktywne, a najpewniej uderzą w najsłabszych i najbiedniejszych.
5 MIN CZYTANIA

Wyzwanie

Pojęcie straty czy kosztu zostało prawie całkowicie wyeliminowane z języka debaty publicznej. Jeśli jakiś projekt jest uznawany za słuszny i realizujący pożądaną linię, to nie niesie ze sobą kosztów – może się jedynie łączyć z „wyzwaniami”. Koszty pojawiają się dopiero tam, gdzie pomysł jest niesłuszny.
4 MIN CZYTANIA