Za nami 27. gala Nagrody Literackiej Nike. Zwyciężyła Zyta Rudzka, pisarka i psycholożka, swoją powieścią „Ten się śmieje, kto ma zęby”. Dzieło – w charakterystycznym dla autorki ostrym stylu i ironicznym, inteligentnym poczuciem humoru – opowiada historię małżeństwa fryzjerki męskiej Wery i dżokeja Karola. Bohaterka w pewnym momencie traci miłość, męża i pracę. Wyprzedaje dorobek i rozpoczyna wędrówkę po Warszawie, by zdobyć rzeczy niezbędne do pochowania męża. Wera jest odważna, silna, nie poddaje się. „Kocha, kogo chce, i żyje, jak chce, stąd jej siła. Spotykam ciągle takie kobiety – chciałam oddać im głos” – mówi autorka.
Tak wygraną Zyty Rudzkiej skomentowała przewodnicząca kapituły – Inga Iwasiów: „Dziś nagradzamy Weryzm. Po wahaniu zapisuję to wielką literą, choć słownikowe znaczenie, wskazujące na technikę odwzorowania rzeczywistości, dałoby dobry napęd interpretacji powieści Zyty Rudzkiej – wszak jej postacie i ich środowisko zdają się podobne do czegoś znanego, sąsiedzkiego. (…) „Ten się śmieje, kto ma zęby” przetwarza schemat bajki i brzmi nie tylko stomatologiczną przypowieścią – od tytułu, przez kolejne wyjścia z domu, odwiedziny u znajomych, w zakładzie pogrzebowym i w przeszłości. Przez powiedzonka, dosadne frazy, wyprzedaże i scenki Wera odtwarza życie, zmysłowe i wielowątkowe. Jedna żałoba pozwala odbyć inną, po kochance. Zyta Rudzka opisuje bowiem świat miłości, w którym erotyczna swoboda trafia się często, a zakazy dotyczą opłakiwania”.
Autorka nagrodzonej książki otrzymała statuetkę zaprojektowaną przez Gustawa Zemłę oraz 100 tys. złotych.
Gdynia od podstaw
Opowieść o niezwykłym i wyjątkowym mieście Gdyni snuje Grzegorz Piątek, do którego powędrowała Nike od publiczności. Jego „Gdynia obiecana” to demitologizacja tego nadmorskiego miasta. Książka głównie mówi o architekturze Gdyni – cudzie polskiego modernizmu. To historia mniejszej siostry Gdańska – od rybackiej wioski do nowoczesnego, wspaniałego miasta.
– Szczerość jest fundamentem każdego głębszego związku czy uczucia i to może być fundament przyjaźni, relacji w rodzinie, miłości, ale też miłości do jakiegoś miejsca – powiedział Grzegorz Piątek, odbierając nagrodę. – Obawiałem się reakcji, bo ta książka jest niejednoznaczna i odbiera część mitu.
Tymczasem w USA…
Tymczasem za oceanem nastaje terror wobec literatury. W Stanach Zjednoczonych zakazuje się udostępniania coraz większej liczby książek. Od stycznia do sierpnia tego roku władze lokalne, stanowe bądź szkolne zakwestionowały już 695 materiałów, zakazano 1915 tytułów – głosi raport Amerykańskiego Stowarzyszenia Bibliotek (ALA). Jednakże z zastrzeżeniem, że powyższe dane mogą być zaniżone, gdyż raport opiera się na informacjach medialnych i indywidualnych zgłoszeniach.
– Dawniej było to jeden na jeden, np. jakiś rodzic narzekał na konkretną książkę, jak wtedy, gdy wiele osób miało obiekcje do „Harry’ego Pottera”. Teraz przychodzą ludzie i żądają, by usunięto [z bibliotek] 100 tytułów – mówi Deborah Caldwell-Stone, która stoi na czele organizacji Biuro na rzecz Wolności Intelektualnej.
W tym roku żądano wycofania z amerykańskich bibliotek m.in. wielokrotnie nagradzanych książek: „Najbardziej niebieskie oko” Toni Morrison (pierwsza czarna kobieta uhonorowana literacką Nagrodą Nobla), „Rzeźnia nr 5” Kurta Vonneguta czy „Z Tango jest nas troje” Petera Parnella (książka dla dzieci o homoseksualnym związku pingwinów).
Jednakże batalia tyczy się nie tylko dzieł trzymanych w bibliotekach. Mowa jest także o tych w programach szkolnych. Przykładowo hrabstwo Hillsborough na Florydzie dostało mnóstwo skarg na twórczość Williama Szekspira. Ponoć w jego dramatach pojawia się zbyt wiele wątków „natury seksualnej”. Teraz na lekcjach mogą być omawiane jedynie wskazane fragmenty „Hamleta” czy „Romea i Julii”.
Co dalej?
Teraźniejszy świat nie zezwala już autorom na pełną swobodę twórczą. Nie pozwala też czytelnikom na swobodny wybór lektur z całego dorobku literackiego. Książki są usuwane, cenzurowane i wyrzucane, bo sprawiają komuś dyskomfort, niepokoją albo obrażają – z najróżniejszych powodów. A więc, czy obecna sytuacja nie przypomina trochę roku 1933 w Berlinie? Może my też powinniśmy spalić wszystkie książki, które mówią nie to i nie tak, jak (według nas) powinny? Cokolwiek to znaczy…