Zawsze gdy rozmawiamy o spokojnym i dobrze prosperującym państwie, skupiamy się na dobrze zorganizowanych elementach – prawie, ustroju, ekonomii etc., etc. Wyznacznikiem tych elementów są zasady, dobre sprawdzone przez wieki, do których tyle razy wracamy, ile razy wcześniej je najpierw rozmiękczamy, a potem bezczelnie łamiemy. Uwikłani niejako w aksjomatyczne cykle koniunkturalne, eksperymentujemy w fazie kryzysu, by następnie w fazie depresji z powrotem sięgnąć do sprawdzonych i konserwatywnych metod organizacji stosunków społecznych. Oczywiście, podobnie jak w ekonomii, poszczególne fazy cyklu trwają nierzadko dziesięciolecia.
Dla przykładu niedawno, bo 30 czerwca, Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych wydał kolejne już orzeczenie, które agencja AP określiła mianem „przegraną zwolenników praw gejów i zwycięstwem przekonań religijnych”. Sprawa jest niejako zbieżną ze sprawą drukarza z Łodzi, gdzie również doszło do konfliktu wolności prowadzenia działalności gospodarczej w imię własnych przekonań i próby zawężenia tego prawa przez środowiska uzurpujące sobie nadzwyczajne uprawnienia w stosunkach cywilnych na podstawie ideologii, którą rozpowszechniają. W USA chodziło o projektantkę witryn komputerowych, która nie chciała wykonywać swojej działalności wobec osób propagujących „śluby” LGBTQ.
Co ciekawe, SN USA stosunkiem głosów 6 do 3 podważył federalne prawo stanu Kolorado, zabraniające dyskryminacji m.in. na podstawie orientacji seksualnej i przyznał rację przedsiębiorcy. Jak podaje portal Do Rzeczy, wyjaśniając to orzeczenie, sędzia Neil Gorsuch powołał się na Pierwsza Poprawkę do Konstytucji z 1791 r., zapewniającą wolność wyznawania wiary i zawierającą „wizję Stanów Zjednoczonych jako bogatego (duchowo) i złożonego (kulturowo) miejsca, w którym ludzie są wolni w wyrażanie tego, co chcą, a nie tego, czego wymagałby od nich rząd”.
Z kolei sędzia Sonia Sotomayor dowodziła, że „dziś po raz pierwszy w historii udzielono działającej w naszym społeczeństwie firmie konstytucyjnego prawa do odmowy tym, którzy skądinąd są społecznością chronioną przez to prawo”.
Z kolei agencja AP wyraźnie zbulwersowana wskazywała na nowy trend w orzecznictwie konstytucyjnym USA, gdzie SN „dotychczas od dwóch dziesięcioleci ciągle rozszerzał prawa osób LGBTQ”.
Powyższe pokazuje, że w Nowym Świecie wciąż trwa walka zasad. Prawo do swobodnego prowadzenia działalności gospodarczej oznaczające choćby to, że przedsiębiorca ma prawo swobodnie, bez żadnego skrępowania, wybrać sobie kontrahenta, w USA nadal jest nie tylko normą, ale zasadą, będącą podwaliną ustroju Stanów Zjednoczonych.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa na Starym Kontynencie. Owszem w Polsce szczęśliwy finał, wydawałoby się przegranej sprawy drukarza z Łodzi, którego słuszność skazania w myśl brzmienia art. 138 kodeksu wykroczeń potwierdził Sąd Najwyższy, miał miejsce w Trybunale Konstytucyjnym, gdzie orzeczono niezgodność z Konstytucją karania za wykroczenie przedsiębiorcy, który „umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany”. Ale cóż z tego, gdy państwo polskie lub UE notorycznie, z buciorami wchodzi w wolność prowadzenia działalności gospodarczej. Jako pierwszy z brzegu przykład należy wymienić choćby obowiązujące przepisy konsumenckie, które nakładają na przedsiębiorcę mnóstwo obowiązków w sposób zaburzający równorzędność podmiotów.
Już kiedyś Stefan Kisielewski w swoim sławetnym felietonie, w którym pocieszał się, profetycznie zresztą, że ta stara k…(ladacznica – w tym miejscu musimy zamienić niecenzuralne słowo) Francja odcierpi jeszcze za naszą krzywdę, (bo) zawsze nas zdradzała i sprzedawała, wskazywał że PRL to dom wariatów i zadawał pytanie: jak z domu wariatów wyłonić się ma normalny naród? Normalność widział jeszcze na Zachodzie. Jednak i tutaj starał się sięgnąć myślami dalej, bowiem w tym samym felietonie pisał: Chyba że dom wariatów rozszerzy się na cały świat, co przy pomocy obłąkanych narodów Afryki i Azji (Arabowie!), a także nie w porę zbuntowanej bogatej młodzieży Zachodu jest zupełnie możliwe. Wtedy my okażemy się jeszcze najnormalniejsi, bo już przyzwyczajeni, zaprawieni.
I patrząc choćby na Francję, tak właśnie jest. Bo jakże nazwać fałszywą normalność polskiej rzeczywistości. „Kisielowi” nie udało się przewidzieć tylko jednej odmiany wariactwa – wykorzystania zasad zachodniej cywilizacji w walce z zasadami… zachodniej cywilizacji. Brzmi absurdalnie, ale miało to miejsce całkiem niedawno w Wielkiej Brytanii. Jak podaje wiele portali informacyjnych, brytyjscy politycy i komentatorzy życia politycznego, ci szczególnie związani z prawicą, jak choćby Nigel Farage, uważany poniekąd za architekta politycznego Brexitu, padają ofiarą prześladowania ze strony… „wolnej przedsiębiorczości”. Otrzymują od banków, których klientami bezproblemowymi byli od wielu lat (w przypadku Farage’a staż jako klienta trwał 40 lat), informację o zamknięciu kont i konieczności wycofania środków. Cień na „posługiwaniu się prawem wolnej przedsiębiorczości” kładzie informacja, że próba założenia konta w każdym innym banku przez potraktowane tak osoby zakończyła się odmową. W obecnym świecie, gdzie istnieje nawet przymus posiadania konta bankowego, brak rachunku oznacza wykluczenie z życia w społeczeństwie. Farage podnosi nawet, że to próba wymuszenia na nim wyjazdu za granicę. Biorąc pod uwagę stan faktyczny, można się z nim zgodzić, że „padł ofiarą rażących uprzedzeń korporacyjnych”, a nie prawa do wolnego wyboru kontrahenta. Istne wariactwo, a to dopiero początek. Tylko my w Polsce już do niego jesteśmy przyzwyczajeni, zaprawieni…
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie