Aż 38 procent właścicieli firm z sektora MŚP uważa, że wojna rosyjsko-ukraińska ma – lub wkrótce będzie miała – zły wpływ na ich działalność. Tak przynajmniej twierdzili w badaniu „Biznes a Ukraina”, przeprowadzonym przez TGM Research na zlecenie Krajowego Rejestru Długów BIG. Na rynek wróciła, niestety, znana z okresu pandemii koronawirusa niechęć do terminowego regulowania płatności za produkty lub usługi.
Firmy, zwłaszcza te z sektora MŚP, godzą się odraczać swoim klientom terminy płatności na ogół o 14-30 dni – szczególnie, gdy są nimi duzi i znaczący kontrahenci. Opóźnianie płatności czy otrzymywanie próśb o dłuższe terminy zapłaty na fakturach do wyjątkowych sytuacji już nie należą, a atmosfera współpracy staje się podobna do tej, jaka panowała podczas epidemii. Z tym, że problemy związane z COVID-19 zastąpione obecnie zostały problemami będącymi następstwem wojny za naszą wschodnią granicą.
Bez zleceń i bez pieniędzy
– Niektóre przedsiębiorstwa znalazły się bez zleceń i bez pieniędzy. Zostały też nagle pozbawione możliwości szybkiego finansowania, chociażby w postaci faktoringu, bo nie mogą przecież wystawić faktury za projekt, którego de facto nie wykonali – zauważa Dariusz Szkaradek, prezes firmy faktoringowej NFG.
Opóźnienia w płatnościach działają na niekorzyść całej gospodarki nakręcając spiralę zatorów płatniczych i przyczyniając się do spadku zaufania na rynku.
Na samych opóźnieniach niestety się nie kończy. Coraz więcej firm rezygnuje z zaplanowanych projektów lub zleceń albo, co najmniej, redukuje wartość składanych zamówień. Przedsiębiorcy, akumulując pieniądze trzymają je „na czarną godzinę” lub czekają na „lepsze czasy”, a wraz z tymi „czasami” na korzystniejsze warunki do inwestowania.
Zagrożona płynność
Problem zmniejszonych zamówień dotyka już niemal co drugiego przedsiębiorcę z sektora MŚP. Mniejsza sprzedaż niestety często oznacza gotówkę zamrożoną w wyprodukowanym a niesprzedanym towarze. Ten trzeba magazynować, co tworzy dodatkowe koszty negatywnie oddziałując na płynność firm.
Najczęściej na takie problemy uskarżają się firmy z branży handlowej (57,4 procent wskazań) i budowlanej (56,13 procent) oraz średniej wielkości, zatrudniające od 50 do 249 osób i zlokalizowane głównie w regionie północnym Polski (kujawsko-pomorskie, pomorskie, warmińsko-mazurskie). Jeszcze do niedawna budowlanka wskazywana była jako branża rozwijająca się bardzo dynamicznie. Teraz i w niej coraz wyraźniejsze są symptomy kryzysu.
Presja rodzi nowe inicjatywy
Dostawcy, którzy wcześniej sprzedawali więcej, obecnie – na skutek wstrzymywania się kontrahentów z zakupami – muszą magazynować towary lub szukać nowych możliwości zbytu. Oczywiście, wspomniane wstrzymywanie płatności czy wycofywanie się ze zleceń odbywa się najczęściej w dobrej wierze – przedsiębiorcy chodzi przecież o lepszą ochronę własnych interesów. Warto jednak pamiętać, że wojna na Ukrainie bywa nieraz tylko wymówką, nie dotycząc danej firmy ani bezpośrednio, ani pośrednio. Po okresie koronakryzysu więcej już wiemy o psychologicznych uwarunkowaniach prowadzenia biznesu. Czasem podejmowane pochopnie i pod wpływem emocji działania przynoszą niepotrzebną szkodę mniejszym i słabszym partnerom biznesowym.
Ponieważ opóźniania płatności, bądź całkowite wstrzymywanie zapłaty przez kontrahentów, dotykają głównie firmy budowlane i transportowe, a więc sektory, które jeszcze do niedawna stanowiły podporę popytu wewnętrznego, po okresie wysokiego odbicia PKB w I kwartale tego roku (będącego głównie następstwem tzw. bazy), można teraz spodziewać się hamowania gospodarki.
Plusem tej sytuacji jest to, że w wymuszonych trudną sytuacją poszukiwaniach nowych rynków zbytu przedsiębiorcy sięgają poza granice Polski. Tam często odnajdują nowe wsparcie dla swoich biznesów.