fbpx
czwartek, 28 marca, 2024
Strona głównaFelietonNie płakałem po radzie medycznej

Nie płakałem po radzie medycznej

Lekarzom nie powinno się dawać nawet złudzenia posiadania jakiejkolwiek władzy, bo błyskawicznie będą chcieli zrobić z państwa jeden wielki szpital – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

13 członków rady medycznej przy premierze podało się do dymisji. Media głównego nurtu pełne są w związku z tym rozpaczy i narzekań. Ja natomiast nie tylko po nich płakał nie będę, ale przeciwnie – żałuję, że zrezygnowało tylko 13, a czworo członków, na czele ze skompromitowanym prof. Horbanem, pozostało. Po tych, którzy odeszli, płakał nie będę.

Odchodzący w proteście obrazili się, że władza ich nie słucha. Powiedziałbym: całe szczęście, bo gdyby słuchała, mielibyśmy w Polsce już od dawna jeden wielki szpital zakaźny, w którym pełnię praw mieliby tylko ci, którzy wykupiliby abonament na szczepienia.

Rada medyczna była pomyłką od samego początku, ale to akurat nie wina należących do niej lekarzy. To wina władzy, która nie stworzyła interdyscyplinarnego ciała doradczego, złożonego z lekarzy różnych specjalności, w tym również psychiatrów, z psychologów, przedsiębiorców, ekonomistów, socjologów czy specjalistów od edukacji – choć epidemia i podejmowane w związku z nią działania dotyczą wszystkich tych dziedzin życia (a także wielu innych). Zamiast tego dostaliśmy lekarskie kółko wzajemnej adoracji, w którym w dodatku większość osób miała konflikt interesów, prowadząc szkolenia, seminaria czy projekty dla firm produkujących szczepionki.

Nie to jednak było najgorsze. Tym, którzy z rozpaczą drą sobie teraz włosy z głowy, biadoląc bezmyślnie o tym, że „nauka skapitulowała przed sondażami”, polecam zapoznanie się z pojęciem syndromu boga. To dolegliwość specyficzna dla lekarzy, szczególnie specjalności ratujących życie. Ulega jej ogromna ich część i nawet trudno się dziwić: ktoś, kto posiadł zdolność niemalże wskrzeszania zmarłych, zaczyna faktycznie czuć się jak bóg. Owszem, są lekarze, którzy temu nie ulegają – sam takich znam. Warunkiem odporności na syndrom boga jest szersze spojrzenie na rzeczywistość, otwartość na inne opinie, ciekawość świata, zainteresowanie niemedycznymi dziedzinami życia, choćby w formie prywatnych pasji. Ale to znów u lekarzy nie tak częste.

Ci, którzy na syndrom boga cierpią, uważają, że są najmądrzejsi nie tylko w swojej specjalności (co bywa prawdą), ale w każdej dziedzinie i w związku z tym należy im się bezwzględny posłuch, co ewentualnie może być prawdą w szpitalu, ale nie w życiu pozaszpitalnym. Członkowie rady medycznej nie ograniczali swoich światłych porad i wyrażanych opinii do kwestii medycznych. Ba, w tych kwestiach właściwie niewiele wnosili. Wielokrotnie przysłuchiwałem się ich wypowiedziom i jedynie kilkoro z nich – może trzy, cztery osoby – od czasu do czasu powoływały się na aktualne badania czy statystyki. Cała reszta „pływała”, a już szczególnie dotyczyło to przewodniczącego rady, prof. Horbana, który miał na koncie rekordową liczbę wypowiedzi wprost głupich. Trudno to inaczej określić.

Mieli natomiast członkowie rady mnóstwo do powiedzenia o tym, jak należy w Polsce uregulować relacje pracownik–pracodawca, jak przymusić ludzi do szczepień, jak ograniczyć swobody obywatelskie. Co dalece wykraczało poza ich kompetencje i na ogół kończyło się kompromitacją, wygadywali bowiem w tych kwestiach niesamowite brednie z punktu widzenia nawet czysto formalnego, proponując rozwiązania niemożliwe do wprowadzenia w polskim porządku prawnym.

Od rady medycznej należało oczekiwać doradztwa czysto medycznego. Na przykład śledzenia najnowszych badań dotyczących skuteczności szczepień i przedstawiania ich opinii publicznej oraz kierownictwu rządu. Albo analizy przełożenia tzw. NPI na rozwój epidemii. Albo rzetelnej i opartej na konkretnych danych analizy środków takich jak przymus noszenia maseczek na powietrzu. Jednak tego akurat członkowie rady nie robili. W związku z tym można spokojnie uznać, że rada była najzwyczajniej zbędna, bo żeby gardłować za pozamykaniem biznesów, a ludzi – w domach nie byli nam potrzebni należący do niej lekarze. Tu wystarczyliby posłowie Lewicy czy dziennikarze „Gazety Wyborczej”.

Niepokój może jedynie budzić to, że rządzący przebąkują teraz coś o resecie i zmianie „formuły” rady medycznej, cokolwiek miałoby to znaczyć. Tymczasem lekarzom po prostu nie powinno się dawać nawet złudzenia posiadania jakiejkolwiek władzy, bo błyskawicznie będą chcieli zrobić z państwa jeden wielki szpital.

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Polityka religijna

O czym powinien był felieton w Wielkim Tygodniu? Czy o niegodziwej mamonie, czy raczej o sferach od niej odległych? Z pozoru trzeba by preferować raczej te drugie tematy – ale kiedy zastanowimy się nieco głębiej, to niepodobna nie dojść do wniosku, że tematem świątecznego felietonu powinna być… polityka.
5 MIN CZYTANIA

Nie pal marihuany przy Mamusi. No, chyba że w Niemczech

Problem legalizacji marihuany nie znajduje się w pierwszej dziesiątce kluczowych spraw, jakie powinniśmy rozwiązać. Łączy się za to z szerszym zjawiskiem, jakim jest państwowy paternalizm. A to już jest coś ważnego. Coś, co warto opisać.
5 MIN CZYTANIA

Politycy szkodzą? Sami ich wybraliśmy!

Politycy cały czas nas oszukują, okłamują i okradają. Układają nam świat według własnego widzimisię, na naszą szkodę. Logika podpowiada, że politykom i urzędnikom należałoby odebrać wpływ na najważniejsze dziedziny życia gospodarczego i społecznego, a tymczasem Polacy chcą państwowej służby zdrowia czy państwowej edukacji.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Zielony ład do kosza

Czym innym jest racjonalna polityka dywersyfikacji źródeł energii, dostosowana do naszych możliwości, rozsądna ekonomicznie i służąca względnemu uniezależnieniu się od źródeł zewnętrznych oraz prowadząca do autentycznych oszczędności; czymś zaś całkowicie innym brutalnie forsowana agenda zawierająca w sobie kierunek na „de-wzrost” (degrowth), realizowana w absurdalnym tempie, a oparta na histerycznym, wulgarnym umysłowo alarmizmie klimatystycznym.
6 MIN CZYTANIA

Panika klimatystycznych naganiaczy

Obserwuję wzmożoną panikę po stronie klimatystycznych naganiaczy, wciskających nam bajki o wspaniałej, przynoszącej korzyści polityce klimatycznej UE. Przyczyny tej paniki i coraz bardziej agresywnych wpisów w mediach społecznościowych są trojakie.
5 MIN CZYTANIA

Nasze bardzo drogie autostrady

Zajmowałem się tym tematem sam już nie wiem, ile razy. W każdym razie wiele. Trzeba o tym jednak przypominać licząc na to, że coś się w końcu zmieni: polskie koncesjonowane autostrady to patologia pod względem cen.
5 MIN CZYTANIA