O co chodzi? Rada i Parlament UE dogadały się w sprawie rozporządzenia dotyczącego przeciwdziałania praniu pieniędzy i finansowania terroryzmu. Za najpotężniejszy oręż w tej walce – kierunkowo jak najbardziej słusznej – uznano kolejną próbę ograniczenia możliwości dokonywania płatności gotówkowych. Rozporządzenie zakłada wprowadzenie maksymalnego limitu płatności gotówkowych na poziomie 10 000 euro na terytorium Unii. To jednak nie wszystko. Wstępne porozumienie mówi nam, że tzw. podmioty zobowiązane będą musiały zidentyfikować i zweryfikować tożsamość osoby, która dokonuje transakcji sporadycznej w kwocie od 3 000 do 10 000 euro, a w odniesieniu do dostawców kryptoaktywów od 1 tys. euro.
Wciąż lubimy gotówkę
Według danych za rok 2022 gotówka wciąż była najchętniej wykorzystywaną formą płatności w Polsce. Narodowy Bank Polski podaje, że 50,9 proc. Polaków deklaruje, że częściej realizuje płatności w formie gotówkowej niż bezgotówkowej. Także wśród osób, które stwierdziły, że posługują się wyłącznie jedną formą płatności wyższy odsetek osób deklarował używanie gotówki (11,7 proc.) niż płatności bezgotówkowych (7,5 proc.). Uderzenie w gotówkę mogłoby szczególnie dotknąć grupy Polaków, którzy ukończyli 65. rok życia. Tu aż 71,2 proc. osób wskazało, że zdecydowanie chętniej sięga po tradycyjną formę płatności. Gotówka daje skuteczniejszą kontrolę nad wydatkami (takiego zdania jest 30 proc. badanych) oraz zapewnia wyższy poziom prywatności i ochrony danych osobowych (17 proc.).
Także w krajach strefy euro króluje gotówka. W 2022 r. 59 proc. transakcji w punktach handlowo-usługowych było dokonywanych za gotówkę właśnie. Co jednak ważne: popularność gotówki spada. Spada natomiast ewolucyjnie i organicznie, a nie z uwagi na stosowanie opresyjnych trików legislacyjnych – bo tak należy odbierać propozycje unijnych urzędników. Jeszcze w 2016 r. gotówka była bowiem wykorzystywana w 79 proc. transakcji realizowanych we wskazanych punktach strefy euro, a w 2019 r. w 72 proc. transakcji. Spadek jest zatem zauważalny, ale – znów – organiczny. Także konsumenci strefy euro wskazywali anonimowość jako na główną zaletę płatności poza systemem elektronicznym. Wszystko zatem dzieje się w swoim tempie.
To nie tak
Walka z terroryzmem czy procederem prania pieniędzy jest słuszna, ale narzędzia, poprzez które jest ona realizowana, muszą być następstwem wnikliwych analiz, nie zaś widzimisię grupy unijnych dygnitarzy. W przeciwnym wypadku zakładany efekt może nie zostać osiągnięty i – wydaje się – że tak właśnie jest w przypadku unijnej propozycji. Nie jest przecież tajemnicą, że grupy przestępcze także zaliczyły technologiczny skok. Wcale nie muszą dziś one nosić kilogramów pieniędzy w mitycznych nieoznakowanych banknotach w torbach z Biedronki. Normą jest dziś posługiwanie się przez nie bezgotówkowymi formami płatności. Korzystanie z fikcyjnych kont i używanie rynku kryptowalut do nielegalnych transakcji czy uwiarygodniania wpływów z ciemnych źródeł jest dziś powszechne. Błędnym jest także myślenie, że uderzenie w gotówkę jakkolwiek wpłynie na ograniczenie szarej strefy. Wystarczy przyjrzeć się temu, jak sprawa miała się w krajach, w których gotówka jest mniej popularna. Otóż nie odnotowano tam niższego udziału szarej strefy w PKB w porównaniu do krajów, gdzie króluje gotówka.
Co robi Unia?
Uderza – znów – w swobody obywatelskie i w przyzwyczajenia mieszkańców Starego Kontynentu. Cały ten galimatias ma jednak także inne wymiary. Musimy pamiętać, że gotówka postrzegana jest przez obywateli jako gwarancja bezpieczeństwa. Nie musimy sięgać pamięcią daleko, wystarczy wspomnieć kolejki Polaków, którzy szturmowali bankomaty, czy to w początkowej fazie pandemii koronawirusa, czy po rozpoczęciu zbrojnej inwazji Rosji na Ukrainę.
Wciąż także ataki cybernetyczne – szczególnie w czasie, gdy sytuacja w Europie jest co najmniej politycznie niepewna – wydają się być potencjalnym zagrożeniem dla cyfryzacji obiegu środków. Czy znajdzie się dziś choć jeden śmiałek, który da głowę, że jego instytucja finansowa nie stanie się celem ataku rosyjskich hakerów? Tymczasem potencjalny kryzys finansowy błyskawicznie zdestabilizowałby sytuację w UE. Dziś głównym beneficjentem proponowanych przez Unię Europejską rozwiązań są właśnie instytucje finansowe, które – z uwagi na sztucznie stymulowany wzrost wolumenu transakcji – zwielokrotniłyby zyski z prowizji. Nie tędy droga!