Jest to największy wzrost od II wojny światowej, a eksperci i rząd ostrzegają, że jego koszt poniosą konsumenci. „Odpowiedzialność za bieżące ryzyko makroekonomiczne spoczywa wyłącznie na Rosji Putina” – wyjaśnił w tym tygodniu niemiecki minister finansów Christian Lindner z liberalnej partii FDP podczas w konferencji Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego w Waszyngtonie.
Przyczyny eskalacji cen są bezpośrednio związane z rosyjską inwazją na Ukrainę oraz nałożonych na Kreml sankcji. Przykładem ilustrującym ten wzrost jest jeden z ulubionych fast foodów berlińczyków, Döner, który do tej pory kosztował około 3,5 euro, a teraz kosztuje prawie dwa razy więcej. Rachunek za prąd, ale także wysoka cena oleju słonecznikowego skłoniły wiele restauracji do usunięcia frytek z ich menu. Ceny niektórych produktów, takich jak np. masło, od początku roku wzrosły o 20 proc., zaś pomidory lub ogórki, które trzeba sprowadzać, o ponad 30 proc.
Konfederacja Stowarzyszeń Konsumenckich, która w Niemczech pełni funkcję państwową, zwróciła się do rządu o obniżenie podatku VAT na żywność. Coraz większym zainteresowaniem cieszą się firmy oferujące usługi na zasadzie porównywarek cen żywności w supermarketach. Jeden ze startupów o nazwie „Smhaggle” w krótkim czasie od daty powstania zarejestrował ponad 100 tys. użytkowników, co świadczy o tym, że Niemcy coraz bardziej trzymają się za portfel.
Jak wynika z danych opublikowanych przez Postbank, aż 24 proc. Niemców żyje od pierwszego do pierwszego. Niektóre supermarkety, aby obniżyć koszty, zaczęły nawet zmniejszać ogrzewanie lub przyciemniać oświetlenie, tak aby nie generować zbyt wysokich rachunków za energię. Wzrost cen nie ogranicza się tylko do koszyka zakupowego, ale obejmuje praktycznie wszystkie usługi i produkty.
Koalicja socjaldemokratów Olafa Scholza zapowiedziała obniżkę podatku od benzyny od czerwca do sierpnia oraz program kredytowy dla firm dotkniętych wysokimi cenami energii. Niemieccy pracownicy otrzymają premię w wysokości 300 euro na zrekompensowanie rosnących wydatków oraz premię transportową w wysokości 9 euro miesięcznie przez trzy miesiące.
Tymczasem wielu niemieckich ekonomistów domaga się podjęcia przez Europejski Bank Centralny zdecydowanych działań, podkreślając, że jednym z zadań EBC jest utrzymanie cen na stabilnym poziomie. Tygodnik gospodarczy „Wirtschaftswoche”, oceniając działania podejmowane przez Bundestag, stwierdził, że tzw. strategia „przelewów pieniężnych do obywateli nie jest właściwym rozwiązaniem”, podkreślając, że w obecnej sytuacji nie chodzi tylko o wzrost cen, ale także o spadek podaży spowodowany problemami z dystrybucją globalną z powodu wojny na wschodzie Europy i antycovidowych działań podejmowanych przez chińskie władze. Gazeta zaproponowała niemieckiemu rządowi podjęcia działań na własną rękę (a więc z pominięciem Unii Europejskiej), tj. „eksplorację nowych rynków i stworzenie atrakcyjnych warunków dla inwestycji zagranicznych”.
Eksperci przewidują, że kryzys gospodarczy w Niemczech uznawanych za motor unijnej gospodarki może bezpośrednio wpłynąć na sytuację całej wspólnoty za sprawą tzw. efektu dominia oraz ostrzegają, że brak działań może doprowadzić do dwucyfrowej inflacji.
Według danych GUS sprzedaż za zachodnią granicę stanowi blisko 29 proc. eksportu, a zakupy zza Odry – prawie 21 proc. importu. Innymi słowy, Polska jest istotnym partnerem handlowym Niemiec, ale Niemcy są jeszcze ważniejszym partnerem handlowym dla Polski. Jakikolwiek poważniejszy kryzys u naszych zachodnich sąsiadów niewątpliwie odbije się także na naszej gospodarce.
Mimo wielu głosów krytycznych Europejski Bank Centralny nie zamierza – przynajmniej na razie – zmieniać swojej dotychczasowe polityki pieniężnej.