Oliver Zipse, szef BMW, skrytykował nie tylko datę wprowadzenia unijnej normy Euro 7, która zaostrza wiele kryteriów. Stwierdził ponadto, że warunki testowe, jakie będą musiały spełnić przyszłe silniki samochodów spalinowych są „całkowicie nierealistyczne” – informuje serwis magazynauto.pl. Norma Euro 7 względem Euro 6 przewiduje m.in. redukcję tlenków azotu o 35 proc. i 13-proc. ograniczenie obecności cząstek stałych w spalinach samochodów. Ponadto rozszerzona została na redukcję zanieczyszczeń pochodzących z opon i hamulców.
– Jak często będziesz wjeżdżał na przełęcz górską na pełnych obrotach silnika przy minus 7 stopniach Celsjusza w pełni wyposażonym samochodem z przyczepą? Walczymy o sensowne rozwiązanie Euro 7, które skutecznie podniesie również jakość powietrza w miastach – powiedział Zipse podczas dorocznego walnego zgromadzenia akcjonariuszy.
Przeciwne podejście za oceanem
Motoryzacyjny potentat postuluje, by wejście w życie nowych unijnych regulacji dla przemysłu motoryzacyjnego dotyczących emisji spalin przesunąć co najmniej o dwa lata. Podobnego zdania jest szefostwo Volkswagena, grożąc wstrzymaniem produkcji samochodów. Szef Skody uważa natomiast, że spełnienie normy Euro 7 będzie kosztowało około 5 tys. euro, co spowoduje taki wzrost cen małych aut, że nikt ich nie kupi.
Serwis topgear.com dodaje, że Zipse zwraca uwagę, iż amerykańska i europejska polityka coraz bardziej wtrąca się do branży motoryzacyjnej. Jednak, podczas gdy w USA ustawa o redukcji inflacji jest wykorzystywana do promowania ochrony klimatu i wzmacniania krajowej gospodarki, to w Unii Europejskiej jest dokładnie odwrotnie: – Komisja Europejska masowo zaostrza planowaną normę Euro 7. Oznacza to jeszcze więcej regulacji, ale bez poprawy jakości powietrza – uważa Zipse.