Poruszający jest wątek Alberta Einsteina, który w 1945 r. miał 66 lat i właściwie zakończył już swoją karierę. Einstein, który sformułował dwie teorie względności (szczególną w 1905 r. i ogólną w 1915 r.), wywrócił do góry nogami rozumienie praw rządzących światem. Stał się jednym z największych autorytetów nowoczesnej nauki. A jednak gdy Oppenheimer spotyka Einsteina u progu badań nad wykorzystaniem energii jądrowej do celów wojskowych, nie ukrywa, że uważa, iż wybitny fizyk pozostał w tyle. Jego odkrycia sprzed trzech dekad nie łączą się z rodzącą się fizyką cząstek elementarnych. Einstein był tego świadomy. Nikomu wówczas nie przyszło jednak do głowy, żeby twierdzić, że naukowcy zajmujący się fizyką kwantową wygadują bzdury, bo ma się to nijak do fizyki newtonowskiej, a nawet ustaleń Einsteina.
„Oppenheimer” to również film o istocie nauki, czyli o tym, że polega ona na ciągłym falsyfikowaniu nie dość mocno udowodnionych twierdzeń, ciągłym poszukiwaniu, nieuleganiu dogmatyzmowi. Kto ulega dogmatyzmowi, ten po prostu nie może być dobrym naukowcem, szczególnie w tych naukach ścisłych, które się nadal rozwijają i poszukują. Taką jest fizyka kwantowa, taką jest też nadal matematyka.
Problem w tym, że w niektórych dziedzinach panują dzisiaj całkowicie antynaukowe przekonania, dotyczące tego, jak nauka działa lub powinna działać. Co więcej, najgłośniej głoszą je ci, którzy jednocześnie uważają się za czcicieli nauki. Właśnie tak: czcicieli. I może to jest klucz do tego paradoksu: ich hasłem jest „wierzę w naukę”, podczas gdy nauka nie jest kwestią wiary. Nauka, w szczególności nauka ścisła, ma pracować na eksperymentach i dowodach. Te osoby mają natomiast do nauki stosunek w gruncie rzeczy religijny. Tymczasem dobry naukowiec musi być z przekonania skrajnym sceptykiem.
John Clauser dostał w 2022 r. nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki. To fizyk kwantowy, mający dzisiaj 81 lat. Kilka tygodni temu Clauser wygłosił w Korei, podczas kongresu Quantum Korea 2023, przejmujące wystąpienie do młodych koreańskich naukowców. Mówił w nim o tym, czym dzisiaj staje się nauka – jakim ulega wypaczeniom. Tłumaczył, że miejsce prawdziwej nauki, opartej na eksperymentach i zdrowym sceptycyzmie, zajmuje pseudonauka, której celem jest realizacja interesów politycznych czy gospodarczych. Zamiast prawdy – publiczności sprzedawana jest percepcja prawdy, a to coś kompletnie innego. Prawdziwa nauka natomiast – mówił – może dzisiaj zaprowadzić naukowca w rejony całkowicie niepoprawne politycznie. W końcowej części wystąpienia Clauser stwierdził, że jednym z największych źródeł pseudonauki jest Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu, czyli ciało, na raporty którego najbardziej lubią się powoływać klimatystyczni sekciarze. Problem w tym, że w tych raportach inaczej zbudowana jest główna część – skomplikowana i niezrozumiała dla laików – a inaczej część podsumowująca, skierowana do dziennikarzy czy polityków, posługująca się skrajnymi uproszczeniami, przesadą, grająca na emocjach, zawierająca daleko idące konkretne rekomendacje, dla których jednak w części głównej próżno szukać uzasadnienia. Clauser oznajmił także w swoim wystąpieniu, że jego zdaniem nie ma żadnego kryzysu klimatycznego – co nie oznacza, że zmiany klimatu nie zachodzą. Daleko im jednak do tego, co można by nazwać kryzysem.
Co ciekawe, niedługo po koreańskim wystąpieniu Clauser, który miał umówione seminarium w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, otrzymał wiadomość, że zostało ono odwołane. Clauser miał się tam zająć szczegółowym przedstawieniem swojego poglądu na sprawę zmiany klimatu.
Jeden z polskich najbardziej znanych ideologów klimatyzmu szybko zareagował na popularyzację wystąpienia Clausera. Pokazał mianowicie listę noblistów, którzy „wierzą” w to, że człowiek ma wpływ na zmiany klimatu (cztery nazwiska) i zestawił z nazwiskiem Clausera, podkreślając jego specjalizację: fizykę kwantową. To zestawienie skomentował kpiąco, sugerując, że fizyk kwantowy nie może mieć pojęcia o klimacie, podczas gdy pozostali czterej naukowcy właśnie klimatem się zajmują. Jednym słowem – cztery do jednego, ha ha, przegraliście!
Ta kpina jest na kilku poziomach nie tylko strasznie prymitywna, ale też doskonale pokazuje, jak magiczne i sekciarskie jest myślenie klimatystów. Przede wszystkim klimatologia, ale też fizyka kwantowa to dziedziny tak skomplikowane, że żaden laik nie jest w stanie orzec, czy czyjeś argumenty są trafne czy nie. Natomiast jednym z najważniejszych składowych klimatologii jest fizyka. Dlatego Clauser, wbrew kpinom, ma oczywiście kompetencje, żeby zabierać w tej sprawie głos. Zwłaszcza że fizyka kwantowa to w ogóle wyższa szkoła jazdy.
Clauser zakwestionował przede wszystkim konstrukcję modeli matematycznych (komputerowych), którymi posługują się naukowcy od klimatu, wykazując nam na ich podstawie, że świat zmierza ku zagładzie, a jej głównym powodem jest człowiek. Nie miejsce tu, żeby dokładnie przedstawiać ten problem, ale trzeba mieć świadomość, że owe modele są najbardziej ułomnym elementem tych badań. Wątpliwości budzą wprowadzane na wejściu dane, rezultaty są obarczone ogromną dozą niepewności – a mimo to są używane jako argument dla podejmowania decyzji, które kosztować będą biliony euro – a zdolność to trafnego przewidywania zmian pozostaje bardzo mocno ograniczona. Niemal co chwila pojawiają się jakieś specyficzne fenomeny, których dotychczas stosowane modele nie umieją wytłumaczyć, takie jak ochładzający się od 30 lat – wbrew prognozom tworzonym na podstawie modeli – „jęzor” we wschodniej części Oceanu Spokojnego.
W Korei Clauser podkreślał wagę eksperymentu – nie bez powodu. Klimatologia ze swoimi apokaliptycznymi przewidywaniami nie posługuje się bowiem eksperymentem ani też nie jest w stanie pokazać żadnych twardych dowodów. Operuje jedynie na poziomie hipotez. Na atmosferze planety nie da się eksperymentować. Mają to zastąpić wspomniane modele – ze wszystkimi swoimi potężnymi wadami.
Mamy zatem sytuację, w której jeden z naukowców – nie byle kto, bo trudno o bardziej wymierne potwierdzenie czyichś zdolności w nauce ścisłej niż nagroda Nobla – kwestionuje utarte przekonania. Nie robi tego przecież ot tak, ale ma dla swojego stanowiska konkretną podstawę (wystąpienie takie jak w Korei nie było oczywiście miejscem i momentem na prezentowanie detali). Szanując prawdziwą naukę, powinniśmy dojść do wniosku, że nie ma w takim razie mowy o konsensie. Nawet jeden głos osobny może oznaczać, że należy zacząć zadawać pytania, wątpić, badać niedociągnięcia wersji, która została podana w wątpliwość.
Zamiast tego jednak kapłani klimatyzmu wyskakują z wyliczanką: ilu było za tym wariantem, a ilu za tamtym. To przecież jaskrawe zaprzeczenie tego, co jest kwintesencją nauki! W nauce nie działa demokracja. Nie ma głosowań. Prawda nie zależy od tego, ile osób opowie się za jednym wariantem, a ile za drugim, ale od tego, kto jakie dowody i eksperymenty jest w stanie przedstawić. Ewentualnie – jakie słabe punkty danej hipotezy uda się komuś podnieść. Wtedy bywa i tak, że jedna hipoteza zostaje obalona, ale nie ma nowej i trzeba dopiero starać się ją zbudować.
Przesłanie Clausera jest niesamowicie ważne. Noblista stara się bowiem przypomnieć, na czym naprawdę polega nauka. Stara się otrzeźwić naukowców konformistów, pieczeniarzy, koniunkturalistów i wypomnieć im, jakie mają obowiązki wobec ludzi.
Łukasz Warzecha
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie