fbpx
wtorek, 19 marca, 2024
Strona głównaFelietonOż ty franco, natychmiast zamknij granice!

Oż ty franco, natychmiast zamknij granice!

Manipulowanie nazewnictwem zawsze towarzyszyło różnym nieszczęściom i schorzeniom. Nikt personalnie z zarazą kojarzony być nie chce, ale sąsiad czy wróg, to już jak najbardziej może, a nawet powinien – pisze w swoim najnowszym felietonie Michał Góra.

Być może Czytelnicy mają podobne wrażenie, jak wyżej podpisany, ale nie mogę się oprzeć odczuciu déjà vu związanego z pojawieniem się nowego wariantu. Zerknąłem dzisiaj w sklepie na regalik z prasą codzienną i zarówno tytuły bardziej poważne, jak też zwykłe tabloidy straszą mnie wielkimi literami i alarmistycznymi hasłami związanymi z nową odmianą koronawirusa. Nieważne, że część epidemiologów i wirusologów uspokaja nastroje i twierdzi, że nic w sumie tak naprawdę jeszcze nie wiadomo, czy to wariant łagodniejszy, podobny, czy bardziej zjadliwy niż dotychczasowe, ale panika już zdążyła wybuchnąć.

W zeszłym roku przed Świętami Bożego Narodzenia pojawił się wariant Alfa, czyli brytyjski. Brytyjczycy nazywają go zresztą wariantem „z Kentu”, a naukowcy formalnie „B.1.1.7”. Być może gdzieś na świecie nazywają go jeszcze inaczej, choćby w jakiejś zapomnianej i odległej wiosce „chorobą nosa i gardła”. Nic zresztą dziwnego, bo takie manipulowanie nazewnictwem zawsze towarzyszyło różnym nieszczęściom i schorzeniom. My, Polacy na przykład, różne wstydliwe choroby zwykliśmy zwać „francą”, natomiast Francuzi już „chorobą angielską”. Rosjanie zaś w rewanżu „chorobą polską”. Nikt bowiem personalnie z zarazą kojarzony być nie chce, ale sąsiad czy wróg, to już jak najbardziej może, a nawet powinien.

Dotychczas poprawność polityczna nie przeszkadzała temu, aby wszystkie większe pandemie od końca XIX w. łączono z konkretnymi narodami. Pandemia grypy z przełomu lat 1889–1890, która tak naprawdę mogła zostać wywołana przez koronawirusa, nosiła nazwę „grypy rosyjskiej”. Słynna zaraza z 1918 roku to była „grypa hiszpanka”, chociaż najprawdopodobniej nie ma to wiele wspólnego z jej oryginalnym pochodzeniem. Pandemia z lat 1957–1958 to była już „grypa azjatycka”, a kolejna z lat 1968–1969 – „grypa Hong Kong”.

Nikomu to wcześniej nie przeszkadzało, dopiero współcześni stali się bardziej wrażliwi i w 2009 roku mieliśmy już do czynienia ze „świńską grypą”. Proszę Państwa, być może przeszło 10 lat temu było to poprawne politycznie, ale już nie dzisiaj. Okazuje się bowiem, że różnym aktywistom nie spodobało się choćby stosowane w bejsbolu potoczne określenie „bullpen” (zagroda dla byka), które uznali za obraźliwe dla zwierząt. Dlatego aktualnie szalejący wirus nie nazywa się oficjalnie ani „wirusem z Wuhan”, ani „wirusem chińskim”, bo to mogłoby stygmatyzować mieszkańców Chińskiej Republiki Ludowej. A na to Światowa Organizacja Zdrowia w żadnym wypadku nie mogłaby sobie pozwolić (zupełnie bez związku z tym, kto jest trzecim największym sponsorem finansowym tego organu). Nowy patogen nie nazywa się też „wirusem nietoperzym” ze względów, o których pisałem przed chwilą. Nazwano go więc bardzo technicznie i w nawiązaniu do wirusa, który panował głównie w Azji w 2003 roku (SARS), a chorobę przez niego wywoływaną określono po prostu „chorobą koronawirusową z 2019 roku” (COVID-19).

W czasach, kiedy co drugi opuszczający mury uniwersytetu lekarz, epidemiolog albo wirusolog jest prawdopodobnie bardziej „woke” niż studentki ostatniego roku gender studies, trzeba było jeszcze jakoś nazwać warianty tego wirusa. Jest to zresztą prawdopodobnie pierwsza epidemia w historii, kiedy to pacjenci boją się nie tego, że tak w ogóle zachorują, ale raczej tego, że zapadną na konkretną odmianę wirusa. WHO wpadło więc na pomysł, że wykorzysta w tym celu litery greckiego alfabetu. Neutralne i naukowo brzmiące, prawda? Do czasu aż doszliśmy do greckiej litery „Nu”, którą w języku angielskim wymawia się tak, jak wyraz „new”, czyli nowy. Głupio by to brzmiało, gdyby gazety donosiły po prostu o „nowym wariancie” („nu variant”)? Ominięto także kolejną literkę greckiego alfabetu, czyli „ksi”, co niektórzy przypisują niechęci do rozgniewania dobroczyńcy, generalnego sekretarza Chińskiej Partii Komunistycznej – Xi Jinpinga.

Kończąc już ten wątek nazewniczy, chciałbym wspomnieć o innym paradoksie. Oczywiście w związku z pojawieniem się nowego wariantu – niezależnie od tego, że w przypadku wirusa endemicznego takie mutacje mogą się ujawniać nawet co roku przez najbliższe sto lat – pojawiły się wezwania do „zamknięcia granic”. O tyle to groteskowe, że bardzo trudno musi być chyba niektórym jednocześnie wzywać do zamknięcia jednej granicy (głównie lotniczych połączeń z RPA) i pomstować na rząd, że chce uszczelnić inną, wschodnią granicę. I na tym zakończmy może poweekendowy felieton.

Michał Góra
Michał Góra
Zawodowo prawnik i urzędnik, ale hobbystycznie gitarzysta i felietonista. Zwolennik deregulacji, ale nie bezprawia. Relatywista i anarchista metodologiczny, ale propagator umiarkowanie konserwatywnej polityki społecznej.

INNE Z TEJ KATEGORII

Panika klimatystycznych naganiaczy

Obserwuję wzmożoną panikę po stronie klimatystycznych naganiaczy, wciskających nam bajki o wspaniałej, przynoszącej korzyści polityce klimatycznej UE. Przyczyny tej paniki i coraz bardziej agresywnych wpisów w mediach społecznościowych są trojakie.
5 MIN CZYTANIA

Czy jeszcze jesteśmy posiadaczami pieniądza?

Ludzkość od początku istnienia pieniądza traktowała władztwo nad środkiem płatniczym w kategoriach własnościowych. Z perspektywy kształtu systemów podatkowych obecnych czasów, szczególnie tego polskiego, zastanawiam się, czy nie dotknęła nas kolejna cicha rewolucja.
5 MIN CZYTANIA

Instynkt polityczny i samozachowawczy

Przeprowadzony niedawno sondaż pokazał, że około 60 proc. obywateli opowiada się za wysłaniem naszej niezwyciężonej armii na Ukrainę. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć, bo to by oznaczało, że ponad połowa społeczeństwa polskiego trwale utraciła instynkt polityczny, a w dodatku popadła w skłonności samobójcze.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

O pewności prawa i praworządności słów kilka

Ostatnio publicystyka krajowa koncentruje się na problemach jakości i pewności prawa. Wiąże się to z wszechobecnym w naszym kraju bałaganem, który wygląda tak, jakby Polacy posiadali własne państwo nie od ponad tysiąca lat, ze znanymi przerwami, ale od kilku miesięcy. I podobnie jak właściciel dopiero co kupionego samochodu, ale wykonanego w nowej technologii, kompletnie nie mają pojęcia, jak go obsługiwać.
4 MIN CZYTANIA

Czyżby obrońcy praworządności uważali, że pierwsza Rzeczniczka nie była prawdziwym RPO?

Przez kilka ostatnich lat gremia oficjalne, w tym ponadnarodowe, i media prowadzą ożywioną dyskusję na temat stanu praworządności w Polsce. Jest to trochę zabawne z dwóch powodów. O obu poniżej.
4 MIN CZYTANIA

Najpierw zbiera się aktyw, czyli szczyt wszystkiego

Znajomy uraczył mnie ostatnio następującym dowcipem. W okresie PRL-u przed zbiorem płodów rolnych często pytano: „Na polu zostały buraki oraz ziemniaki, co zbiera się najpierw?”. Odpowiedź była jasna, ponieważ „Najpierw zbiera się aktyw!”. Przytoczony żart dotyczył wszelako minionego systemu. W nowych realiach najpierw zbiera się bowiem „szczyt”.
3 MIN CZYTANIA