Na przełomie 2022 i 2023 r. PKN Orlen obniżył ceny hurtowe benzyn i oleju napędowego o kilkadziesiąt groszy na litrze. Dzięki temu nie doszło do spodziewanej podwyżki cen detalicznych związanych z przywróceniem od 1 stycznia br. wyższej akcyzy i stawki VAT na paliwa (wzrost z 8 proc. do 23 proc.) oraz podniesieniem opłaty paliwowej. Jednak jest drugie dno. Zdaniem ekspertów w ostatnich tygodniach roku koncern celowo trzymał wysokie marże, żeby na początku nowego roku – wraz z wyższymi podatkami – je obniżyć. Chodzi o to, że ceny paliw w Polsce nie spadały w takim tempie, na jakie pozwalały światowe notowania ropy naftowej i umacnianie się złotego względem dolara. Według „EU Weekly oil bulletin” 26 grudnia 2022 r. Polska miała najwyższe w Unii Europejskiej ceny detaliczne benzyny bez podatków – 0,97 euro/l, podczas gdy w Austrii było to 0,65 euro/l, we Francji – 0,69 euro/l, a we Włoszech – 0,75 euro/l. Sprawa jest więc ewidentna.
„Podbijanie marży na paliwa przez Obajtka i PiS w 2022 roku kosztowało przeciętną rodzinę nawet 200 zł miesięcznie. Przyłożyli rękę do cholernej drożyzny, żeby mieć pieniądze na kampanię wyborczą. Kierujemy w tej sprawie wniosek do NIK. Dość okradania obywateli przez PiS” – napisał na Twitterze poseł Lewicy Tomasz Trela. – Nic innego nie przychodzi jako wyjaśnienie jak fakt, że Orlen utrzymywał zawyżone ceny paliw po to, żeby obniżyć je na przełomie grudnia i stycznia po to, żeby móc zamaskować wzrost podatku VAT oraz opłaty paliwowej i akcyzy – komentował poseł Krzysztof Bosak z Konfederacji. – To co się wydarzyło nie ma nic wspólnego ani z rynkiem, ani z konkurencją. Ma za to wiele wspólnego z jedną wielką manipulacją – tak cenami paliw, jak i całym społeczeństwem – ocenił, domagając się zbadania sprawy przez UOKiK. Jak dodaje Konfederacja Lewiatan, Orlen „działał nie tylko na szkodę klientów, ale też konkurentów, którym sprzedawał drogie paliwa w hurcie, uniemożliwiając lub utrudniając konkurencję na rynku detalicznym”.
Politycy i Orlen tłumaczyli, że to wszystko dla naszego dobra, by nie było nagłego wzrostu cen. Czy więc lepiej jak przez 10 tygodni są niższe ceny, a potem nagle następuje ich wzrost, czy lepiej, żeby cały czas te ceny były wysokie? To zależy, z czyjego punktu widzenia. Z punktu widzenia gospodarki (firmy transportowe), samorządów (komunalne firmy transportu lokalnego; Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne we Wrocławiu podaje, że przez zawyżone ceny paliw tylko w grudniu straciło niemal milion złotych) i konsumentów oczywiście lepiej, by najpierw była cena niższa, która potem rośnie, a nie żeby cały czas cena była wysoka.
Całkowicie inaczej wygląda to z punktu widzenia rządzących. Dla nich znacznie lepiej, żeby cena była wysoka i nie było tego skoku. Po pierwsze, dlatego że ludzie zorientują się, że skok jest rezultatem podniesienia podatków przez polityków, a to mogłoby zaszkodzić w kontekście wyborczym. Po drugie, manipulacja została zrobiona w ten sposób, że przez 2,5 miesiąca znacznie więcej zarabiała kontrolowana przez państwo spółka. Po trzecie, wyższe ceny przełożyły się na większe wpływy do Skarbu Państwa, któremu Orlen wypłaca dywidendy czy podatki. Dlatego tłumaczenia, że te działania były robione dla dobra konsumentów, by nie odczuli skoku cen, brzmią po prostu bezczelnie.
Niestety znaczna część społeczeństwa nie rozumie tego mechanizmu. Nie rozumie, w jaki sposób została oszukana. A nie rozumie dlatego, że wierzy w słowa prezesa Daniela Obajtka. Wierzy w to, co opowiadają w telewizji publicznej rządowi politycy. Wierzy w propagandę serwowaną przez rządowe media. Z tego właśnie powodu opłaca się robić tego typu oszustwa kosztem kieszeni Polaków. A nie byłoby to też możliwe, gdyby Orlen nie miał monopolu na ustalanie ceny hurtowej paliw, jeśli nie miałby monopolistycznej pozycji na polskim rynku. Za to możemy podziękować również politykom, którzy do tego doprowadzili, którzy nie tylko zlikwidowali jedynego konkurenta w postaci Lotosu, ale też żaden z koncernów paliwowych choćby zagranicznych nie wybudował konkurencyjnej rafinerii w Polsce. Dlaczego? Czy to dlatego, że tego typu inwestycja byłaby blokowana przez polityków, żeby nie naruszyć pozycji państwowego czempiona? Żeby można było w ten sposób manipulować kierowcami i rynkiem, żeby to politycy decydowali o cenie paliw, a nie rynek.
Cały ten proces musiał być oczywiście wcześniej przemyślany przez polityków i uzgodniony z Orlenem. Wygląda to tak, jakby Skarb Państwa na te 10 tygodni zrzekł się części wpływów podatkowych z paliw nie po to, by – jak głosi oficjalna propaganda rządowa – kierowcy i gospodarka poczuli ulgę i wyhamowała inflacja, ale po to, by sumy mu należne trafiły na konta Orlenu. Po co? Może dlatego, że chciano sfinansować wydatki, których nie można wykazać w ustawie budżetowej, a spółka kontrolowana przez państwo będzie mogła tego dokonać? O jakie wydatki mogło chodzić? Niektórzy internauci sugerują, że może w ten sposób z kieszeni polskich kierowców finansowano paliwo do ukraińskich czołgów. Przydałaby się niezależna komisja śledcza do zbadania tej całej afery. Sprawę ma skontrolować Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który mógłby nałożyć na pisowskiego czempiona karę w wysokości do 10 proc. przychodów z poprzedniego roku, czyli do 13 mld zł. Ale gdzie był urząd w momencie, gdy Orlen zawyżał ceny? Dlaczego wtedy nie interweniował? Kto odda Polakom stracone kwoty?
O jakich sumach mówimy? Według Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego w 2021 r. sprzedaż detaliczna paliw w Polsce wyniosła 28,5 mld litrów. Gdyby w 2022 r. była to taka sama ilość, to w ciągu 2,5 miesiąca sprzedaż wyniosłaby około 5,7 mld litrów. Szacuje się, że przepłacaliśmy około 0,5-1 zł na litrze. Uśredniając to do 0,75 zł i biorąc pod uwagę, że w hurcie Orlen ma ok. 80 proc. rynku, wychodzi niebagatelna sumka prawie 3,4 mld zł. Przy aktualnych cenach hurtowych koncernu za taką kwotę można kupić ponad 500 mln litrów oleju napędowego. Ukraiński czołg pali około 300 l/100 km.
Wiadomo od zawsze, że państwowe spółki nie służą gospodarce i rozwojowi. Służą przede wszystkim politykom. Szczególnie szkodliwy i niebezpieczny jest monopol państwowy, co doskonale widzimy na przykładzie Orlenu. Tylko dzięki niemu politycy mogą ustalać ceny według własnego widzimisię – bo nie ma konkurencji rynkowej, która wymusiłaby obniżkę. Bez państwowego monopolu manipulacja na tak wielką skalę nie byłaby możliwa. „Chciałbym serdecznie z tego miejsca pozdrowić wszystkich państwowców, a w szczególności kolegów narodowców, którzy od początku zagorzale bronią idei nacjonalizacji tak zwanych »strategicznych« gałęzi gospodarki, takich jak energetyka i obrót paliwami. Przecież to zrozumiałe, że te sektory muszą być w rękach państwa, aby wredni prywaciarze nie żerowali na biednych Polakach i sztucznie nie windowali cen w ramach zmowy cenowej. Tylko państwowe spółki są w stanie obronić nas przed chciwością i niekompetentną kadrą kierowniczą zatrudnianą po znajomości” – zakpił na Facebooku samorządowiec Kamil Grzebyta.
Utrzymywanie przez polityków państwowych monopoli pod jakimkolwiek pretekstem jest zaprzeczeniem optymalnego alokowania zasobów, unicestwia rynkową konkurencję i powoduje, że to polityk, a nie konsument decyduje o kierunkach rozwoju (lub zwijania się) różnych branż gospodarki. Czy podobna sytuacja jak z paliwami wyjdzie wkrótce z gazem ziemnym? Ceny światowe tego ostatniego surowca spadają i są już niższe niż w czasie wybuchu wojny na Ukrainie, a ceny dla polskich firm – niekoniecznie. Tym bardziej że sprawca byłby ten sam: Orlen przejął gazowego monopolistę, czyli PGNiG.
Tomasz Cukiernik