fbpx
sobota, 30 września, 2023
Strona głównaFelietonPiłkarki mało zarabiają. I dobrze, bo tak chciał wolny rynek

Piłkarki mało zarabiają. I dobrze, bo tak chciał wolny rynek

O finale Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej Kobiet dowiedziałem się z Internetu. W niedzielę Google zaszczycił mnie swoją okolicznościową grafiką wyświetlaną na stronie startowej i to dzięki temu w ogóle powstał ten felieton. Również w niedzielę miał bowiem miejsce finał tej imprezy. Prawdopodobnie, gdyby nie reklamowa ingerencja wielkiej korporacji (ten wątek jeszcze wróci), żyłbym w nieświadomości, że tak wielkie sportowe wydarzenie przechodzi mi koło nosa.

Cóż, po prostu nie jestem targetem. Nie interesuję się piłką nożną, tym bardziej jej kobiecą wersją. Wiem jednak tyle, aby zrozumieć dzisiejszą zależność sportu i pieniędzy. Właściwie to docierały do mnie tylko wiadomości dotyczące wynagrodzeń piłkarek, jest to bowiem nie tylko tematyka sportowa, ale również ekonomiczna oraz filozoficzna. W dodatku podlana sosem woke, który choć może i niestrawny, to jednak dodaje pikanterii.

Niesamowicie wysokie zarobki sportowców to nie jest temat, który pojawił się niedawno. Jeszcze w wydanej po raz pierwszy w 1974 r. książce „Anarchia, państwo, utopia” Robert Nozick pisał o tym, dlaczego Wilt Chamberlain, ówczesny gwiazdor NBA, zarabia aż tak dużo – bo jak na tamte czasy zarabiał on gigantyczne pieniądze. Co podkreślał libertariański filozof, zarabiał uczciwie, bo dzięki dobrowolnym interakcjom. Polegały one na tym, że zwyczajnie wielu ludzi chciało oglądać wyczyny mierzącego 216 centymetrów i ważącego 125 kilogramów atlety, który przedefiniował grę także w kwestii profitów, jakie mogą z niej wypływać. Był pierwszym graczem w lidze, który zarobił podczas jednego roku ponad 100 tys. dolarów. Dziś ta kwota nie robi wrażenia, ale dzisiaj, po pierwsze, dolar jest mniej wart niż w latach kariery Chamberlaina, której większość przypadła na czasy przed zniesieniem wymienialności dolara na złoto, której dopuścił się Nixon, po drugie, Chamberlain był aktywny sportowo, kiedy kontrakty reklamowe nie były jeszcze tak lukratywne. Jego zarobki były uzależnione od wielkości publiczności, jaką był w stanie przyciągnąć na mecz. Śmiało można jednak uznać zyski płynące z udzielania licencji na swój wizerunek jako pochodną popularności zdobytej na boisku, macie czy korcie. Ostatecznie nieznany i niepopularny sportowiec to żadne lub niewielkie reklamowe aktywo.

Chamberlaina i Nozicka wiele dzieli od dzisiejszych piłkarek i dzisiejszych filozofów i nie powiedziałbym, że mamy tu do czynienia z postępem, jakim powinniśmy się chwalić. Żenujące w swej istocie spory o to, dlaczego piłkarki zarabiają mniej od tamtejszych piłkarzy, biorą się wyłącznie z niezrozumienia istoty dobrowolnej wymiany. Mniej widzów (i już tym bardziej widzek) przyciągają choćby i pełne sportowego ducha i poświęcenia mecze kobiet niż mężczyzn. Receptą na większe zarobki piłkarek nie powinny być pieniądze pochodzące z parytetu i przyznawane im w imię równości, moim zdaniem mechanicznie rozumianą, a przez to błędnie. Tak stało się w USA, gdzie amerykańskie piłkarki generują większe przychody niż piłkarze i zawarta pomiędzy nimi a amerykańskim związkiem piłkarskim ugoda opiera się w dużej mierze właśnie o to – o udział w wypracowywanych przez siebie zyskach. To jednak sytuacja amerykańska, gdzie zyski męskiej reprezentacji wcale nie były wysokie, bo i piłka nożna nie jest tam szczególnie popularna. Nie wiem, co by się musiało stać, aby powtórzyła się ona w krajach przesiąkniętych futbolem – w Brazylii, Anglii czy Argentynie. Albo choćby i w Polsce.

Wątek korporacyjny. Jakimś wyrównywaczem zarobków mogą być właśnie kontrakty reklamowe. Korporacje niekoniecznie bowiem będą się kierować zyskiem ekonomicznym w krótszym okresie, wizerunek jest niejednokrotnie dla nich równie ważny, nawet ważniejszy, bo w dobie sprzedawania skojarzeń i brandów – a coraz mniej produktów i usług, które je niosą – właśnie dlatego może się wielu z nim opłacać dotowanie niedochodowych przedsięwzięć. Takich jak póki co w większości krajów niszowej piłki nożnej kobiet. Te pieniądze w skali biznesu wcale nie muszą być duże, więc – co pokazała już historia – porzekadło „Go woke – get broke” niekoniecznie będzie się musiało ponownie zmaterializować. Tyle że korporacje coraz bardziej przypominają państwa, a coraz mniej firmy. Ich mecenat to forma promocji kultury i jakiegoś zestawu poglądów. Mój pogląd wiążący płacę z przyniesionym do firmy dochodem, nie mieści się w korporacyjnej logice.

Marcin Chmielowski

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Marcin Chmielowski
Marcin Chmielowski
Politolog, doktor filozofii, autor książek, scenarzysta filmów dokumentalnych.

INNE Z TEJ KATEGORII

Ceny paliwa i zbita szyba

Państwo nie jest firmą, która ma na podatnikach zarabiać, a pieniądze zatrzymane przez obywateli w kieszeniach nie są żadnym kosztem, ale przeciwnie – to korzyść. Obywatele wydadzą je bowiem na rzeczy bardziej im potrzebne. To sytuacja pokazana przez Frédérika Bastiata w przypowieści o zbitej szybie z „Co widać i czego nie widać”.
5 MIN CZYTANIA

Reklama, a może kryptoreklama

Dużo wody upłynęło od mojego ostatniego narzekania na rodzime przepisy dotyczące ochrony konkurencji i konsumentów, a w zasadzie na politykę organu odpowiedzialnego za te dwa zagadnienia. Temat ten tylko z pozoru wydaje się poboczny, niezwiązany z najważniejszym pod względem prawnym i ekonomicznym wydarzeniem nadchodzących tygodni, czyli wyborami.
6 MIN CZYTANIA

Początek końca, czy początku?

Wiadomo, że jak jest rozkaz, żeby chwalić, to trzeba chwalić – ale trzeba uważać, żeby nie przechwalić – bo jak się przechwali, to pochwała zaczyna przypominać swoje przeciwieństwo. Wiedzą coś o tym nie tylko w Rumunii.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Ministerstwa Marzeń, Ministerstwa Narzędzia

Pomijając już pytanie o realizm liberalnych roszczeń ministerialnych, to czego tak naprawdę powinniśmy chcieć? Prowadzona właśnie kampania wyborcza i wielowektorowy proces dzielenia skóry na niedźwiedziu jak najbardziej zachęca do zastanowienia się nad tym, co jest łupem politycznie atrakcyjnym dla liberałów.
5 MIN CZYTANIA

Głośne decyzje cichych nazwisk. Co powinniśmy robić, aby mieć coś do powiedzenia w Brukseli

Każda polityka ma swoją scenę i kuluary. Europejska też. I podobnie jak w jej krajowych odpowiednikach, kuluary są bardzo często niedoceniane przez tzw. zwykłych ludzi, czyli po prostu wyborców.
4 MIN CZYTANIA

Poznaj Polskę za moje pieniądze

Tak naprawdę dofinansowanie do szkolnych wycieczek nie jest największym problemem Polski. Niestety mamy większe. To dofinansowanie jest za to symptomatyczne, bo pokazuje logikę rozdawnictwa. I topi alternatywne rozwiązania.
4 MIN CZYTANIA