Kiedy widzę w mediach takie informacje: „ceny towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu 2022 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub.r. wzrosły o 15,5 proc. (przy wzroście cen towarów o 16,8 proc. i usług – o 11,5 proc.)”, myślę sobie: jak bardzo te dane zniekształcają rzeczywistość! Z przedstawionego komunikatu można bowiem wyciągnąć wniosek, iż koszty życia w czerwcu wzrosły, rok do roku, o niecałe 16 proc. Ponieważ ten poradnik skierowany jest do przedsiębiorców, spójrzmy prawdzie w oczy: w jakiej skali odczuwamy inflację, nad którą z tak ogromnym zaangażowaniem i tak skutecznie pracuje obecny rząd?
Inflacją w przedsiębiorcę!
Przy wzroście kosztów stałych, które dotykają większość przedsiębiorców, musimy wszak uwzględnić dwie istotne kwestie:
1. 10-krotne podwyżki stóp procentowych, tj. poczynając od września 2021 r.
2. Przedsiębiorca to nie maszyna, tylko żywy człowiek, który musi z zarobionych w firmie środków opłacić także swoje koszty prywatne, związane z utrzymaniem rodziny.
Jeśli się głębiej nad tym zastanowisz, to obecna hiperinflacja i szalejący Jastrząb Glapiński, mogą uderzyć w twoją płynność finansową nawet aż z pięciu stron:
– rosną koszty zakupów do firmy,
– rosną koszty prowadzenia działalności (media, benzyna),
– rosną koszty życia przedsiębiorcy (środki na utrzymanie rodziny),
– rosną oczekiwania pracowników (dodatki „inflacyjne”),
– Polacy mniej kupują: towar jest droższy, a nasi rodacy mają mniej kasy na wydatki, m.in. z tego powodu, iż dużo więcej pieniędzy muszą zanosić do banków.
Jeśli te wszystkie czynniki uwzględnimy, wyjdzie, że po stronie przedsiębiorcy koszty stałe (te firmowe i te prywatne) wzrosły nie o 16 proc., ale pewnie o co najmniej 40 proc.! Na dodatek często się to wiąże ze spadkiem przychodów – patrz: ostatni punkt z wyżej wymienionych. Tak różnorodne dodatkowe wydatki i koszty nie mogą pozostać bez wpływu na finanse przedsiębiorcy. A przecież pewnie jeszcze najgorsze przed nami…
Po tym mało optymistycznym wstępie przejdźmy do głównego hasła dzisiejszej części poradnika:
Bądź czujny – nie daj się uśpić posiadaniem płynności finansowej!
Jest takie powszechnie znane biznesowe hasło, niby wciąż aktualne: „Firma tak długo może istnieć na rynku, dopóki uda się jej utrzymać płynność finansową”. I jeszcze jedna znana zasada obowiązująca w biznesie: „Zawsze oddzielaj wydatki prywatne od firmowych”. Otóż obie te żelazne zasady mogą wyprowadzić cię na manowce w sytuacji permanentnego kryzysu – a przecież taki mamy teraz czas – jeśli nie zachowasz odpowiedniej czujności.
Dlaczego te sprawdzone w praktyce biznesowe reguły mogą obecnie zawieść? Dlatego, że łatwo możesz dać się wciągnąć w pułapkę ciągłego dokładania do interesu. Ze skutkiem łatwym do przewidzenia. Zaraz wyjaśnię, dlaczego.
Brak problemu? Czy zamiotłeś go pod dywan?
Jak funkcjonuje przedsiębiorca? Najczęściej jest bardzo zajęty. Z tytułu wystawionych faktur otrzymuje określone wpływy, ze środków tych płaci wszystkie bieżące zobowiązania. Ale przecież dany miesiąc nie musiał zaczynać od zera na koncie. Mogło tam być kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy złotych. Minął miesiąc – wszystkie faktury popłacone. Po co się zastanawiać nad problemem, którego nie ma? Przecież płynność finansowa jest utrzymana!
No dobrze, ale jeśli w danym miesiącu wpływy były niższe od kosztów np. o 25 tys. zł? I sytuacja ta się powtarza w miesiącach kolejnych? Oznacza to, że po czterech miesiącach dołożyłeś już 100 tys. zł. Zubożałeś o tę kwotę. A mowa tu tylko o wydatkach firmowych! Czy zatem warto prowadzić biznes, aby pracując – czasem po 7 dni w tygodniu – ciągle dokładać? Bo przecież oczywiste jest, że obecna sytuacja w gospodarce demolowanej tak skutecznie przez rząd pana MM, nie zmieni się wkrótce się na lepsze.
I zasada numer dwa. Skrzętnie oddzielasz pieniądze prywatne od firmowych i wychodzi, że firma w danym miesiącu zarobiła 15 tys. złotych. Niby nieźle. Gorzej, jeśli sobie podliczysz koszty utrzymania rodziny i te wyjdą na kwotę 30 tys. zł. Wniosek jest prosty: aby pokryć wszystkie bieżące zobowiązania, musiałeś dopłacić ze środków „niefirmowych” 15 tys. zł. Oczywiście jeśli sytuacja się powtarza w kolejnych miesiącach, to znaczy, że jest źle… Mimo że przecież twoja firma zarabia. I nie licz na to, że wkrótce będzie lepiej, że to tylko „wypadek przy pracy”. Inflacja w najbliższym czasie będzie rosła nam piękniej niż grzyby po deszczu.
W obu opisanych przykładach widać to samo zagrożenie: posiadanie płynności finansowej usypia czujność. Nawet gdy czujesz, że za dobrze się w finansach nie dzieje – zamiatasz temat pod dywan. Bo przecież wszystkie faktury zapłacone, inne koszty też. A może boisz się przed sobą przyznać, że sprawy idą w złym kierunku?
Jakie zatem pojęcie należy uznać dziś przy prowadzeniu biznesu za najważniejsze? Jest nim bieżąca płynność finansowa. Definicja jest prosta, podaję ją poniżej.
Bieżąca płynność finansowa przedsiębiorcy
Jeśli zsumujesz otrzymane przychody w danym miesiącu (a nie wystawione faktury!) i od tego odejmiesz wszystkie koszty (także te prywatne) i wyjdzie wynik dodatni, to oznacza, że takową płynność posiadasz. Ale dotyczy to tylko tego konkretnego miesiąca. Aby nie stracić nadzoru nad stroną finansową powadzonej firmy: rób taką analizę co miesiąc!
Oczywiście nie każę ci chodzić z ołówkiem w ręku i notować każdy wydatek na chleb, masło czy wyjście do kina. Proponuję dużo prostszą metodę. Wypisz sobie najpierw wszystkie konta, z których korzystasz. Ile tego jest? Osiem sztuk? A teraz zrób tak: zawsze na koniec danego miesiąca sprawdzaj, jaki jest stan tych kont (suma środków) i porównaj tę kwotę z uzyskaną na koniec miesiąca poprzedniego. I teraz już wiesz, czy w danym miesiącu jesteś na plusach, czy nie za bardzo.
Opisana metoda nie zawsze da wynik odzwierciedlający sytuację w firmie. Może okazać się, że np. byłeś w danym miesiącu na minusie 20 tys. zł, ale w tym okresie wykupiłeś auto z leasingu za 30 tys. zł. Czyli nie jest tak źle.
Nie kombinuj – wszystko widzę!
Staraj się jednak robić te wyliczenia uczciwie. Dam przykład: aby poprawić wynik za dany miesiąc, część bieżących faktur do zapłaty sprytnie przerzucasz na następny. A po co miałbyś to robić? Żeby mieć lepszy humor, że niby jesteś „zarobiony”. Szanowny kolego – w ten sposób jedynie oszukujesz samego siebie. A kreatywną księgowość pozostaw bankom, które tę sztukę opanowały do perfekcji.
Możesz uznać, że trochę przynudzam, że każdy miesiąc jest inny i że u ciebie to inaczej wygląda. Rób jak chcesz. Ja się wystarczająco dużo napatrzyłem (szczególnie w okresie ostatnich dwóch lat) na przedsiębiorców, którzy fantastycznie „kombinowali” środki na bieżące płatności. Także w sytuacji bardzo kiepskiej prosperity. Zazwyczaj wtedy łatają „dziurę budżetową” kolejną pożyczką. Albo z banku, albo „po rodzinie”. Potem, kiedy nastąpiło otrzeźwienie, trafiają do mnie z prośbą o pomoc. Oczywiście nie ma już możliwości odzyskania strat poniesionych we wcześniejszym okresie.
Jeśli jednak będziesz sumiennie robił opisane wyliczenia i pewnego dnia stwierdzisz, że przez trzy ostatnie miesiące nie udało ci się utrzymać bieżącej płynności finansowej, to pewnie wtedy będziesz się starał wprowadzić działania naprawcze. Może np. masz zbyt lekką rękę do wydatków prywatnych, więc musisz z nimi nieco przyhamować? A może warto sprzedać mieszkanie, które wynajmujesz (za niewielką kwotę) i z uzyskanych środków pospłacać drogie kredyty, których trochę uzbierałeś? Zwykle możliwości jest wiele, ale najgorszą metodą jest poprawianie sobie płynności i nastroju kolejnymi pożyczkami.
*
Zaciekawił cię ten tekst? Jeśli tak – będą następne. A gdybyś chciał zajrzeć do poprzedniego odcinka: https://fpg24.pl/traktuj-firme-jak-torbe-na-zakupy-nigdy-jako-skarbiec-poradnik-oppenheima/