Kto zawinił ze strony polskich władz, że doszliśmy do tego momentu i musimy wdrażać Europejski Zielony Ład z jego destrukcyjnym dla gospodarki i kieszeni obywateli pakietem Fit for 55?
To był proces. Od lat 90. XX w. bardzo intensywnie rozwijała się idea, która później przyjęła postać COP-ów, czyli światowych spotkań na rzecz ochrony Ziemi i klimatu. Zaczęło się od Porozumienia paryskiego, które mówiło o potrzebie redukcji różnych zanieczyszczeń, również tych związanych z ociepleniem klimatu. Porozumienie paryskie, do którego Polska przystąpiła, mówi o osiąganiu pewnych limitów przez poszczególne państwa – z tym, że każde z państw mogło stosować dowolnie przyjęte przez siebie metody, byle osiągnęło cel.
Nie jest w tym nic złego, bo stara zasada – która dobrze, że obowiązuje – mówi, że zanieczyszczający płaci. Jak ktoś nabroi, to musi to posprzątać albo zapłacić, żeby ktoś inny posprzątał. To ewoluowało w kierunku kolejnych COP-ów. COP 24 w Katowicach był próbą ucieczki przed tym, co wymyśliła Unia Europejska. Chodzi o to, że Unia – jak zwykle otoczona przez najróżniejszych lobbystów, co wychodzi coraz bardziej boleśnie – postanowiła przyjąć poszczególne pakiety, które będą bardzo zaostrzać politykę klimatyczną, by wysforować się na lidera.
Jeśli chodzi o dramat, który dzisiaj obserwujemy, to zaczęło się to od lat 2013-2014?
Zgadza się. Od momentu, gdy w Parlamencie Europejskim przegłosowano ramy polityki klimatyczno-energetycznej do roku 2030. Komisja Europejska była organem, który prowadził procedurę wdrożenia. W październiku 2014 r. Rada Europejska (w naszym imieniu premier Ewa Kopacz) przegłosowała przyjęcie ram polityki klimatyczno-energetycznej. To jest ten moment, kiedy zaszyto wszystkie nieprawidłowości i głupoty obecnego systemu. Pierwszą systemową nieprawidłowością było naruszanie procedury strategicznej oceny oddziaływania na środowisko. To jest pierwsza wina Polski, że nie zrobiła prawidłowego „sprawdzam”. Otóż procedura strategicznej oceny oddziaływania na środowisko odnosi się do polityk, programów, planów, czyli polityki klimatyczno-energetycznej. Aby prawidłowo ją wdrożyć, trzeba prawidłowo ocenić skutki społeczne i gospodarcze takiego wdrożenia. W odniesieniu nie tylko do przyrody, ale również do człowieka. I nie tylko w ujęciu ogólnounijnym, ale w podziale na kraje członkowskie, poszczególne obszary statystyczne – tzw. NUTS-y i w podziale na poszczególne branże, np. przemysł cementowy, stalowy, energetykę, szkło, produkcję papieru. To były te branże, które jako pierwsze zostały objęte limitami CO2. I mamy tu złamanie porozumienia paryskiego, bo ograniczono to tylko do niektórych branż. Po drugie – narzucono jedyne słuszne technologie. Miało się to odbywać tylko poprzez OZE i poprzez wycofywanie z rynku EU ETS uprawnień do emisji CO2.
Kolejna rzecz – zdecydowano, że również instytucje finansowe będą mogły handlować tymi uprawnieniami od 2018 r. To wszystko się pięknie składa w pewien ciąg logiczny: później jest wywindowanie cen CO2. Jest dramat, trzeba uciekać, zamykać kopalnie, a przemysły energochłonne trzeba wyprowadzać z UE, trzeba przechodzić na gaz, rosyjski oczywiście.
Tak to zostało wymyślone. To był straszny plan dla Europy, jeśli chodzi o nieuczciwość ekologiczną. Bo nie chodziło o wyrównywanie szans, nie chodziło o zmniejszanie emisji, ale o to, żeby pewne technologie były promowane, a inne przemysły zamykane. Należało w 2014 r. dołożyć wszelkiej staranności, żeby wymagać od Komisji Europejskiej, by prawidłowo przeprowadziła procedury. Pisałem wtedy, że premier Ewa Kopacz nie powinna nad tym głosować, bo to się nie nadaje do głosowania. Podałem konkretne przepisy, które punkty pogwałcono. I co? I nic. Nikt się nie zająknął ani wtedy, ani teraz. Mówiłem o tym na pre-COP 24 w Katowicach w sierpniu 2018 r., gdzie zostałem zaproszony przez prof. Jana Szyszko. Wywołałem wtedy ogromne poruszenie na sali, gdzie było kilkaset osób. Mówiono, że ten gość chce podważyć politykę klimatyczną. Odpowiedziałem, że nie chcę podważać polityki klimatycznej. Chcę, żeby była robiona zgodnie z prawem. Osoby z „dobrej zmiany” na poziomie ministrów mówiły mi, że wiedzą, iż mam rację, tylko nie wiedzą, jak zbudować większość w Parlamencie Europejskim.
Czyli nie musimy wychodzić z Unii Europejskiej ani polityki klimatycznej wprost, tylko należy doprowadzić do sytuacji, w której sama Unia będzie musiała wycofać się z wadliwych formalnie zapisów. Bo przecież nie można naruszać „praworządności” we wdrażaniu polityk europejskich. Prawda?
Kto zyskał na tym, że UE zaczęła działać jakby wbrew temu, co ustalono na COP-ach?
UE ma swoje prawo. Nie musiała wprost wdrażać COP-ów. Ona się do nich odwoływała, żeby uzasadniać swoje działanie, które było i jest bardziej restrykcyjne. Dotyczy tego, żeby ograniczać emisje w konkretnych przemysłach. Teraz dochodzi do tego transport, rolnictwo, budownictwo. Ale nadal jest ręczne sterowanie na giełdzie uprawnień. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy na giełdzie. Ktoś mówi: „od jutra co roku będzie wycofywana część akcji”. Czyli cena będzie rosła. Dokładnie tak było. To jest instrument, który zapewnia bezpieczeństwo inwestycyjne, bo zawsze będzie drożał. Dlatego zaczęły w to inwestować fundusze inwestycyjne, bo uznały, że to kapitalna inwestycja. Wtedy zaczęły sztucznie podnosić się ceny tych uprawnień i przed wybuchem wojny na Ukrainie byliśmy świadkami tego, jak drogie były uprawnienia.
Po premier Kopacz były kolejne decyzje polskich polityków. Istotna była też zgoda premiera Mateusza Morawieckiego w grudniu 2020 r.
Były jeszcze pośrednie decyzje, jak np. pakiet zimowy. Ale wszystkie te decyzje są oparte na dokumencie z 2014 r. Pakiet Fit for 55 jest uściśleniem, upgradeowaniem i poszerzeniem tych ram polityki klimatycznej z października 2014 r. Choćby obok dotychczasowego, krytykowanego ETS powstaje ETS2. Na problemy więcej tego samego!
Ile w tym jest winy premiera Morawieckiego?
Raczej szukałbym tego, co się działo w sierpniu 2020 r. Chodzi o stanowisko Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które twierdziło, że w żaden sposób nie grozi to, że wobec Polski zostanie zastosowany mechanizm praworządności. Niewykluczone, że w 2020 r. premier był wprowadzony w błąd co do mechanizmu warunkowości, a z drugiej strony nadal słyszę, że wyjście z polityki klimatycznej jest równoznaczne z wyjściem z Unii Europejskiej.
A nie jest?
To jest nieprawda, dlatego że to jest postawienie sprawy zero-jedynkowo, a ja cały czas powtarzam, że nie trzeba wywracać stolika, żeby ugrać swoje. Wystarczy zrobić tej polityce „sprawdzam”. Jak już zaczęła się wojna na Ukrainie premier Morawiecki powiedział, że jest oburzony sytuacją, kiedy cena uprawnień jest tak zawyżona i że to efekt tego, iż instytucje finansowe spekulują uprawnieniami. Że trzeba się temu przyjrzeć i doprowadzić do sytuacji, w której tylko te przedsiębiorstwa, które faktycznie emitują, będą miały prawo kupować uprawnienia, a nie jakieś banki, fundusze inwestycyjne. Po tej wypowiedzi cena uprawnień w ciągu 2-3 dni spadła o kilkanaście procent. Gdyby zrobiono to, co ja mówię, czyli gdyby przygotowano skargi do Trybunału Sprawiedliwości UE, a wcześniej zażądano od UE, aby przedstawiła rzetelne wyliczenia dotyczące Fit for 55 (a żeby to zrobić musi przeprowadzić rzetelną ewaluację ram polityki klimatycznej z 2014 r.), to moglibyśmy wstrzymać się z wdrażaniem, zawiesić udział w EU ETS do czasu wyjaśnienia tej całej sytuacji. Nie wywracamy stolika, tylko mówimy bardzo twarde „sprawdzam”. Zapewniam, że Polska wtedy wygra. Dlatego, że król EU ETS i Fit for 55 jest nagi. Ten gigantyczny przekręt klimatyczny, ta gigantyczna przekręciarska giełda uprawnień do emisji CO2 zacznie się chwiać w posadach, dlatego że wszystkim, którzy grali na zwyżkę cen, ten instrument może przynieść gigantyczne straty, jeśli cena uprawnień zacznie spadać. Dla własnego interesu zaczną sprzedawać. Sami zaczną grać na spadki.
Ale przecież nie chodzi tylko o ETS.
Mówimy np. jeszcze o uprawnieniach do emisji metanu. Jednak chciałbym się skupić na CO2, bo to jest kryptowaluta, za pomocą której reguluje się konkurencyjność gospodarki. Unia będzie mogła powiedzieć, że na nasz teren będą mogły wchodzić tylko produkty zeroemisyjne, a jeśli nie, to muszą nam zapłacić, że wyemitowali. To w sumie nie jest takie głupie, gdyby uznać, że UE chciałaby się w ten sposób ustawić konkurencyjnie, tylko że zanim UE stanie się konkurencyjna w ten sposób, to całkowicie zarżnie swoją gospodarkę. Dlatego że znajdą się inni, którzy powiedzą, że są zeroemisyjni, np. stosując zasadę porozumienia paryskiego w inny sposób, a swój przemysł będą rozwijać. Zgodnie z porozumieniem paryskim Polska może samodzielnie rozliczać CO2 swoimi metodami, natomiast próbuje się Polskę zmusić do tego, żeby rozliczała to wspólnie z innymi państwami i uwierzono w to, co kiedyś pięknie prof. Szyszko wyliczał, w jaki sposób lasy pochłaniają CO2. Dlatego też jest walka o lasy. Kto będzie miał lasy, ten będzie miał aktywo, którym będzie mógł rozliczać pochłanianie CO2.
Kto więc za to wszystko odpowiada?
Przydałaby się tu komisja badająca przyczyny i skutki, ponieważ są różne ośrodki, które w tym uczestniczyły i wiele chciałoby ukryć swoje błędy. Nie wykazały się również instytucje państwowe, które w imieniu Polski prowadziły procedurę strategicznej oceny. Powinny zauważyć, że jest ona źle prowadzona i że nie odzwierciedla interesu Polski. Kilka głów spadnie, kiedy to wyjdzie na jaw.
Docelowo ma być zeroemisyjność. Ile będzie nas to kosztowało?
Zadałem pytanie, jak wyliczono koszty Fit for 55. A ten koszt dla Polski to jest 1,5 bln zł zadłużenia, czyli jesteśmy bankrutami, jeśli chcielibyśmy do tego podejść tak, jak chce tego Komisja Europejska. Czym innym jest wdrożenie tego przez 50 lat, a czym innym przez 9 lat. Odpowiadano: nie wiemy, ale należy działać, bo bardziej się opłaca działać niż nie działać.
Nie przeprowadzono strategicznej oceny szczegółowej z podziałem na branże. Np. ile straci przemysł spożywczy w Polsce? A ten straci bardzo dużo, podobnie jak transport i budownictwo. Najwięcej straci klasa średnia, która nie skorzysta z działań osłonowych. Nie będzie jej stać na posiadanie dóbr, nieruchomości, a w przyszłości pojazdów.
No więc dlaczego chcemy coś wdrażać, skoro nie mamy wyliczeń? Poza tym opłaty mają trafiać do unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, co jest niezgodne z polską Konstytucją, która pozwala, by podatki na Polaków nakładał wyłącznie polski parlament, a nie Komisja Europejska czy Parlament Europejski. To są przyczyny, dla których musi nastąpić weto. To byłoby równoznaczne z wyjściem z Unii? Bzdura. Pakiet mówi też o tym, że będzie inne gospodarowanie lasami oraz terenami podmokłymi. Łącznie to jest tak ze 40 proc. Polski, które będzie pod jurysdykcją KE i PE. A kto ma wyłączne prawo kształtowania przestrzeni i planowania przestrzennego w Polsce? Polska. W traktatach te kompetencje są wyłączone z jurysdykcji UE. A przez Fit for 55 próbuje się nam odebrać planowanie przestrzenne. Kolejna podstawa do weta. Tak to się robi – w białych rękawiczkach.
Czym się wygrywa w Unii Europejskiej? Nie wygrywa się ideologią. Wygrywa się procedurami. A ja podnoszę to, że w Komisji Europejskiej schrzanili właśnie procedury. Skoro procedury zostały naruszone, to żądajmy przestrzegania procedur przez tę Komisję przecież pilnowanych. I na koniec: wmawia się nam przy okazji Nowego Zielonego Ładu, C40 i Fit for 55, że nie będziemy mieli nic i będziemy szczęśliwi. To zastosujmy przekorę twórczą i pytajmy: „skoro nie będziemy mieć nic, to kto będzie miał wszystko?” i „dlaczego ten ktoś chce być tak nieszczęśliwy?”.