Obrońcy gotówki przedstawiają coraz więcej argumentów za nieeliminowaniem jej z obiegu płatniczego w Polsce. Akcja sprzeciwu wobec stopniowego wycofywania gotówki z obrotu rozwija się oddolnie. Głównie, ale nie tylko, w mediach społecznościowych.
Płacę tylko gotówką
Coraz częściej można natrafić na wezwania użytkowników mediów społecznościowych do obrony gotówki. W imię czego? W imię wolności gospodarczej oraz swobody wyboru formy płacenia. Rosnącą popularnością cieszy się tekst autorstwa nieznanego użytkownika (któremu niektórzy zarzucają nadinterpetację, a nawet manipulację):
„Mam w kieszeni banknot 50 złotych. Idę do restauracji i zapłacę tym banknotem za obiad. Właściciel lokalu następnie wykorzystuje banknot do zapłaty za pranie. Właściciel pralni następnie wykorzystuje banknot, by zapłacić fryzjerowi. Fryzjer wykorzysta banknot na zakupy. Po nieograniczonej liczbie płatności nadal pozostanie banknotem 50 złotych, który spełnił swoje zadanie dla każdego, kto użył go do płatności, a bank „wyskoczył” z każdej transakcji płatności gotówkowej. Ale jeśli przyjdę do restauracji i zapłacę cyfrowo, czyli np. kartą czy mobilnie, opłaty bankowe za moją transakcję płatniczą pobierane od sprzedawcy wynoszą 3 proc., czyli około 1,5 złotego, podobnie jak opłata 1,5 złotego za każdą kolejną transakcję płatniczą lub ponowne pranie właściciela lub płatności właściciela pralni, płatności fryzjera itp. Dlatego po trzydziestu transakcjach z początkowego 50 złotych pozostanie już tylko 5 złotych, a pozostałe 45 złotego stało się własnością banku – dzięki tym wszystkim cyfrowym transakcjom i opłatom. Płacę więc tylko gotówką i polecam to innym” [pisownia oryg.].
Bezgotówkowo też kosztuje
Niezupełnie wygląda to tak, jak w udostępnianym powyżej poście. Nie jest jednak tajemnicą, że transakcje bezgotówkowe kosztują. Jeśli punkt usługowy dzierżawi terminal, co często się zdarza, musi zapłacić za to ok. 40-60 złotych miesięcznie (chyba, że otrzymał go w ramach promocji w akcji @Polskabezgotówkowa). Z transakcjami wirtualnymi wiążą się też koszty całkowicie już realne: jest marża agenta rozliczeniowego (zależna od operatora terminala) oraz tzw. opłata interchange fee (agenta rozliczeniowego na rzecz banku wydającego kartę, w wys. 0,2-0,3 proc. od każdej transakcji). Po doliczeniu tzw. opłaty systemowej zsumowana prowizja potrafi wynieść od 0,69 do nawet ponad 1 proc. od każdej transakcji.
Kto pokrywa te koszty? Nie bank. Ostatecznie płaci klient, w cenie końcowej produktu. Ponosi je także gospodarka obciążona dodatkowym impulsem inflacyjnym.
Akcja przedsiębiorców małych i dużych
Opór zwolenników gotówki potrafi przybierać także formy jak bardziej realne. Na przykład w jednym z lubianych przez klientów bydgoskim warzywniaku „U Lenki”, znanym ponadlokalnie ze zdobycia „Złotych Orłów Handlu 2020”, można zobaczyć taki napis: „Akcja przedsiębiorców małych i dużych. Zachęcamy Was, kochani, do płacenia gotówką. Dziękujemy”. Takich miejsc zapewne jest więcej.
Wojna na badania rynkowe
Obie strony barykady – gotówkowicze i bezgotówkowcy – chętnie odwołują się do badań rynkowych. Według IBRiS już ponad 70 proc. Polaków regularnie płaci bezgotówkowo, a 41 proc. kartą, telefonem bądź zegarkiem zawsze, gdy tylko ma taką możliwość. Dowodzi się przy tym, że bezgotówkowo najchętniej płacą młodzi ludzie. Jednym z miażdżących argumentów za odejściem od gotówki ma by badanie Fundacji Polska Gotówkowa z 2022 r. Wskazuje ono, że coraz częściej rezygnujemy z gotówki.
Sprawa nie jest jednak tak oczywista, jak się może wydawać. Faktem jest, że coraz więcej ludzi, nie tylko młodych, płaci na co dzień kartami czy telefonem. Jednak próba stworzenia wrażenia, że gotówka jest domeną wyłącznie starych i nienowoczesnych ludzi, że jest anachronizmem, niezbyt się udaje. Niezbyt, skoro nawet część przedsiębiorców woli gotówkę.
Poważny cios „Polsce bezgotówkowej” zadał też ostatnio sondaż Radia Zet. Jasno wyraża on wolę Polaków: ponad 80 proc. obywateli naszego kraju nie chce, by gotówka została wycofana z obiegu. Szach i mat? Trudno byłoby to tak podsumować. Może wystarczy po prostu dać ludziom wybór? Nie byłoby prościej, a zarazem uczciwiej?