Bez rozgłosu weszła w życie zmiana przepisów dotyczących legalizacji pobytu cudzoziemców w Polsce. W ustawie o cudzoziemcach znalazł się szokujący zapis. Jasne, można uznać, że intencją jej wprowadzenia było przyspieszenie i uproszczenie udzielania cudzoziemcom zezwoleń na pobyt w Polsce. To jeszcze jest w porządku. Ale uwaga! Zapisano w niej, że wynagrodzenie uzyskiwane przez cudzoziemca nie może być niższe niż minimalne wynagrodzenie za pracę, które w tym roku wynosi 3010 zł brutto. Pewnie i to byłoby w porządku, bo można sobie wyobrazić sytuację, w której nasi przedsiębiorcy wyciskają Ukraińców jak cytryny. Jednak to „3010” ma się należeć… niezależnie od wymiaru czasu pracy i rodzaju zatrudnienia. Jeśli cudzoziemiec (w tym akurat momencie dziejowym jest to Ukrainiec) znajdzie pracę np. na kawałek etatu czy na umowę zlecenie, której poświęci kilka, kilkanaście godzin, to też trzeba mu płacić to minimum. Tak, jakby pracował na „full”.
Przecież to absurd! Rozwiązanie takie jest szkodliwe zarówno dla samych pracodawców, dla których zatrudnienie Ukraińców (zwłaszcza na część etatu) staje się w tym momencie mało atrakcyjne, jak i dla nich samych, obniżając ich konkurencyjność na rynku pracy. Nie mówiąc już o tym, że stanowić może kolejny element antagonizujący Ukraińców i Polakami.
Ukraińskie inspiracje
Prezydent Ukrainy jasno wyznaczył kierunek zmian ułatwiających tamtejszym firmom życie. Ma być zlikwidowane dosłownie wszystko, co im stoi na przeszkodzie. „Maksymalnie złagodzone podatki i zniesione wszelkie przeszkody, absolutnie wszystko, aby zapewnić, że system nie wywiera żadnej presji” – zadeklarował. Zamiast VAT i podatku dochodowego ukraiński rząd chce wprowadzić stawkę 2 proc. od obrotu firmy i uproszczoną księgowość.
Dla małych firm – zapewne tylko w warunkach wojennych i powojennych – ale jednak – wpłata jednego podatku ma być dobrowolna. Handlujący z zagranicą, chcący kontynuować działalność w tzw. systemie ogólnym, będą płacić tylko VAT. Odprawa celna ma trwać nie dłużej niż piętnaście minut.
To oznacza, że przywódca Ukraińców w sposób szczególny zadbał o rodzime firmy.
Nie chodzi o to, by kalkować rozwiązania. Przyjmowane są wszak w stanie wojny. Może jednak można zainspirować się ich „duchem” i kierunkiem?
Już nad 20 proc. polskich małych i średnich firm wisi w tej chwili widmo bankructwa. Wykańczają je nieprzemyślane lub źle wprowadzane zmiany prawno-podatkowe, inflacja, problemy z płynnością. Może któryś z rządów odważy się wreszcie na uproszczenie przepisów i zmniejszenie ciężarów dla firm? Może to będzie TEN rząd? Takie zmiany powinny w ewidentny sposób sprzyjać przede wszystkim rodzimym przedsiębiorcom. Tak, jak władza powinna opiekować się cały czas i z dużą starannością polskimi obywatelami i równolegle, ale już w miarę możliwości – pomagać innym.