„Obrona aut spalinowych ma dziś taki sens, jak lobbing na rzecz dorożek i wozów drabiniastych sto lat temu. Benzyniaki i diesle przejdą do historii szybciej, niż większość z nas się spodziewa” – napisał w felietonie dla Forsala Zbigniew Bartuś. W ten sposób dziennikarz broni zakazów i innych nieżyciowych regulacji Unii Europejskiej, próbując udowodnić tezę, że w ten sposób dzięki Brukseli będziemy mieli szybszy postęp. Tymczasem tu chodzi nie tyle o obronę aut spalinowych, ile o obronę zasady, że żaden polityk ani grupa polityków (szczególnie unijnych) nie ma prawa zakazywać nam czegokolwiek. Co więcej, postępu nie można zadekretować – tak jak próbuje to robić Bruksela (a Bartuś to pochwala), tak samo jak nie można zadekretować dobrobytu – już tacy byli w Zimbabwe czy Wenezueli i bardzo źle się to skończyło dla mieszkańców tych krajów. Tak więc to, co Pan pisze, Panie Bartuś, to są bzdury.
Może Pan powie, Panie Bartuś, w którym roku wprowadzono zakaz furmanek i zaprzęgów konnych, aby ludzie przesiedli się do samochodów spalinowych? Wtedy ludzie chcieli sami zmienić środek transportu, bo ten nowy był może droższy, ale zdecydowanie lepszy. A elektryk jest i droższy, i gorszy od auta spalinowego. Bez dotacji kupowaliby je tylko zamożni frajerzy i pasjonaci (co pokazał spadek sprzedaży po cofnięciu dotacji w Niemczech czy Norwegii). Dlatego też faszystowscy politycy z Unii Europejskiej doszli do wniosku, że konieczny jest ZAKAZ. Tak, podstawowym aspektem skrajnie lewicowej doktryny o nazwie faszyzm jest plan zmiany natury ludzkiej i stworzenia „lepszego” społeczeństwa, czyli dokładnie to, co robi Bruksela, wdrażając hasło, że państwo wie lepiej, co jest dla ciebie dobre.
Czy zakazano maszyn do pisania, gdy wynaleziono komputery? Czy zakazano papierowych książek, kiedy wymyślono e-booki i audiobooki? Albo liczydeł, gdy wynaleziono kalkulatory? Czy zakazano winyli, kiedy wynaleziono kasetę magnetofonową, a kasety magnetofonowej, kiedy wynaleziono płytę kompaktową? Czy gdy wymyślono telefony komórkowe, to zakazano stacjonarnych? Nie. Dlaczego więc Unia Europejska zakazuje kopalni węgla i energetyki węglowej, żeby przymusowo rozwijać farmy wiatrowe i fotowoltaikę? Dlaczego zakazuje kotłów gazowych, węglowych i olejowych, by zrobić miejsce dla pomp ciepła i magazynów energii? Dlaczego zakazuje pojazdów spalinowych, by zrobić miejsce dla gorszych i droższych elektryków? Jak coś jest lepsze, to samo się obroni i zdobędzie rynek. Nie są do tego potrzebne żadne zakazy Brukseli. Z punktu widzenia władzy zakazy są konieczne tylko wtedy, gdy władza ta próbuje zmuszać do korzystania z czegoś ewidentnie gorszego lub droższego.
Rada Unii Europejskiej przyjęła regulacje, które zakładają m.in. stuprocentową redukcję emisji dwutlenku węgla dla nowych samochodów osobowych i dostawczych od 2035 r., co oznacza zakaz rejestracji nowych samochodów z silnikiem spalinowym. Niektórzy polscy politycy, jak posłanka Urszula Zielińska z Koalicji Obywatelskiej, która chciałaby, żeby zakaz samochodów spalinowych wszedł już w 2030 r., temu zamordyzmowi przyklaskują. Natomiast polski rząd w tym przypadku jest mniej oderwany od rzeczywistości i mniej zamordystyczny niż politycy innych krajów członkowskich. – Na dzisiaj – przy tej wiedzy i technologii, którą dysponujemy – ten zakaz jest niemożliwy do realizacji i wszyscy o tym wiedzą – trzeźwo skomentowała w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska.
Na marginesie, warto zwrócić uwagę, że podobnie jak w przypadku forsowania odnawialnych źródeł energii, także na likwidacji samochodów spalinowych zyskają przede wszystkim Chińczycy. Bo to w Państwie Środka produkuje się najwięcej części do odnawialnych źródeł energii, a w przypadku przemysłu motoryzacyjnego – jeśli europejskie firmy przestaną produkować auta spalinowe, to nie tylko przestaną je sprzedawać na terenie Unii Europejskiej, ale i na całym świecie. W tę lukę wejdą chińskie firmy, które do tej pory skupiały się głównie na własnym rynku krajowym. Czy więc to Chińczycy stoją za zakazem rejestracji pojazdów spalinowych w Unii Europejskiej?
Z drugiej strony zastanawiam się, czy jednak nie należy poprzeć coraz bardziej zamordystycznej polityki Brukseli, która uderza przede wszystkim najbiedniejsze warstwy społeczeństwa (bogacza zawsze będzie stać na elektryka i ogrzewanie domu czymkolwiek). Bo może rzeczywiście przymus i odebranie wolności jest dobrym rozwiązaniem, jeśli weźmiemy pod uwagę poziom intelektualny całego społeczeństwa. Swego czasu zauważyłem, że zdecydowana większość ludzi nie przychodzi do kiosku czy saloniku prasowego, by kupić jakieś sensowne czasopismo i rozwinąć się intelektualnie. Oni kupują najczęściej dwie rzeczy: losy na loterię i papierosy. Teraz okazuje się coś jeszcze bardziej niepojętego. Ludzie rzucają się nie tylko na jakieś zdrapki, ale jak podaje serwis wp.pl, wielu Polaków oszalało na punkcie sprzedawanych w niektórych marketach… jajek Kinder Joy Harry Potter. Chodzi o jakieś… figurki. – W głowie mi się nie mieści, jak można tak zwariować na punkcie kawałka plastiku. Ludzie wpadają do naszego sklepu całymi grupkami i potrafią rozszabrować stand w kilka minut – opowiada w rozmowie z WP Kobieta pracownica Biedronki. To pokazuje poziom zidiocenia tego społeczeństwa. Dorośli ludzie, którzy zachowują się jak małe dzieci.
Może rzeczywiście gdyby nie opiekuńcze państwo i Unia Europejska ze swoimi coraz bardziej durnymi regulacjami, to ci ludzie by sobie w życiu nie poradzili? Może rzeczywiście ludzie chcą, żeby rząd się nimi opiekował? Wierzą w 500 Plus, babciowe i inne zasiłki. To jest tego typu logika, że skoro 500 Plus nie zwiększyło liczby urodzeń, to trzeba wprowadzić waloryzację, bo 700 Plus, a już na pewno 1000 Plus zwiększy dzietność. Jeden z pracowników naukowych z Łodzi powiedział w radiu coś w rodzaju, że od dawna wiadomo, iż wolny rynek to utopia. No więc skoro mamy takich naukowców, to cóż mówić o prostym ludzie?
Oficjalnym lewicowym pretekstem istnienia państwowej służby zdrowia, państwowego systemu emerytalnego czy państwowej edukacji jest to, że bez tego ludzie chorzy i starzy umieraliby pod płotem, a młodzież nie byłaby posyłana do szkół. Jednak wydawałoby się, że ludzi, którzy sami nie umieliby o siebie zadbać, byłby margines. I żeby chronić ten margines, w tryby państwowych systemów przymusowo wtłacza się całe społeczeństwo. Ale z takich akcji, jak z Kinder Joy Harry Potter wynika, że być może nie jest to margines, tylko większość? Jeśli tak, to może i dobrze, że poszczególnymi państwami rządzą służby specjalne w porozumieniu z banksterami i korporacjami międzynarodowymi, bo gdyby miał rządzić głupi lud, to byłoby chyba jeszcze gorzej. Unia Europejska zakazuje samochodów spalinowych i węgla oraz promuje elektryki, fotowoltaikę i pompy ciepła, a lud może by zadekretował, że wszyscy mają wygrywać w lotto albo jeszcze coś gorszego i absurdalnego?
Tomasz Cukiernik
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy