fbpx
piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonPowinniśmy płakać za każdym emigrantem

Powinniśmy płakać za każdym emigrantem

Kiedy zbierałem materiały do biografii Stanisława Michalkiewicza, w archiwum IPN natknąłem się m.in. na odmowę wydania mu paszportu w roku 1968. Ówczesny student Wydziału Prawa na UMCS w Lublinie chciał jechać do Francji, gdzie przebywała jego siostra, by dorobić do swojego niewielkiego stypendium. Zaskoczyło mnie uzasadnienie odmowy. Otóż funkcjonariusze komunistycznego reżimu uważali, że nie należy wydać paszportu, ponieważ obawiali się, że Michalkiewicz ucieknie za granicę i nie wróci już do Polski. Argumentowali, że ma studiować w Polsce, a nie jeździć po krajach kapitalistycznych i spotykać się z nieznanymi osobami.

Trzy dekady później optyka nie tylko polskich służb, ale i polityków była już całkiem odmienna. Jeden z najważniejszych argumentów przy stręczeniu Polakom Unii Europejskiej mówił, że będą mogli wyjechać, by pracować za granicą, a konkretnie w Europie Zachodniej. Tego argumentu użył m.in. ówczesny premier Leszek Miller, kiedy w 2003 r. prowadzona była kampania dezinformacyjna przed referendum akcesyjnym. Czyli władzom przestało zależeć na tym, by Polacy budowali dobrobyt kraju, a chętnie by ich wszystkich wygonili za granicę, byleby tylko – zgodnie z niemieckim interesem – zagłosowali za anszlusem. Dlaczego? By oni (politycy) mogli dorwać się do tych obfitych stołków biurokratycznych, które oferuje Bruksela. Wielu z postkomunistycznych polityków zostało demokratycznymi europarlamentarzystami czy komisarzami już niekoniecznie demokratycznej Komisji Europejskiej.

Opowiadano, że Polacy na Zachodzie nabiorą doświadczenia, które po powrocie do kraju spożytkują dla dobra Polski. Nic takiego oczywiście nie nastąpiło. Liczba emigrantów przez lata członkostwa zwiększała się, a nie zmniejszała. W latach 2015–2019 ustabilizowała się na dość wysokim poziomie ok. 2,4–2,5 mln i dopiero w 2020 r. liczba to spadła do nieco ponad 2,2 mln osób, ale prawdopodobnie był to efekt pandemii. W ich miejsce pojawili się w Polsce Ukraińcy, którzy budują nam dobrobyt. Ale to już jest problem Ukrainy, nie Polski.

Akurat w przypadku postkomunistów, w których przepoczwarzyli się dawni komuniści, logika działania nie zmieniła się. Zmienił się tylko pan, którego słuchali. Najpierw stręczyli Polakom bolszewizm i wieczną przyjaźń z ZSRR, a teraz „jedyną opcję” eurosojuzu, „bo jak nie Unia, to wejdziemy w ramiona Putina”. Jakoś wcześniej ramiona Chruszczowa i Breżniewa im nie przeszkadzały. No bo wtedy to radzieccy towarzysze decydowali o Polsce i pośrednio od nich zależały przyznane stanowiska. Trzeba było tylko być grzecznym ideologicznie, wdrażać ten realny socjalizm i bronić go jak niepodległości. Teraz rozkaz jest taki, by wdrażać eurosocjalizm na zgubę Polski, ale na zysk Niemców.

No bo te średnio ponad 2,1 mln Polaków, którzy wyemigrowali w zdecydowanej większości do innych państw Unii Europejskiej, budują dobrobyt Niemców, Holendrów czy Irlandczyków, a nie naszego nieszczęśliwego kraju. Gdyby założyć, że pracując z Polsce, przez te 17 lat członkostwa, ludzie ci mogli dołożyć do naszego dobrobytu tyle, ile średnio wypracowali w tym czasie Polacy w kraju, byłoby to dodatkowo 6 proc. PKB. Co roku! Ale jeśli przyjmiemy, że wśród emigrantów nie było emerytów (albo była ich znikoma liczba) oraz to, że ci, którzy wyemigrowali, byli bardziej pracowici, wykształceni i rzutcy niż średnio wszyscy Polacy, to można spokojnie oszacować, że ich emigracja oznacza stratę być może na poziomie nawet ponad 10 proc. PKB.

Nikt o tym głośno nie mówi jako o gigantycznej stracie wynikającej z członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Dlaczego przed tym niebezpieczeństwem nie przestrzegał premier Miller i inni politycy w 2003 r., zamiast pleść propagandowe banialuki?

Na dodatek to bardzo niekorzystne zjawisko wspomagane jest innym płynącym z Brukseli – indoktrynacją związaną z ideologią gender i LGBT, narzucaniem aborcji i małżeństw homoseksualnych oraz w dalszej kolejności – adopcją przez nich dzieci, które będą wychowywane w patologicznych związkach. Skutkiem będzie jeszcze mniejszy przyrost naturalny niż ten katastrofalny, który mamy obecnie. Wiemy też, że rozwiązaniem problemu braku prostej zastępowalności pokoleń nie jest program 500+ ani żaden inny socjal. A w miarę członkostwa w Unii te szkodliwe ideologie są Polsce i Polakom coraz bardziej narzucane. Hańbą jest wycofanie się przez samorządy z tzw. uchwał anty-LGBT pod naciskiem politycznym polskiego rządu, który z kolei był naciskany przez eurotowarzyszy.

A przecież oba te zjawiska – emigracja i indoktrynacja ideologiczna – mają swoje dalsze konsekwencje. Efektem jest nie tylko słabszy przyrost bogactwa i dobrobytu, ale i osłabienie ogólnego potencjału gospodarczego całego państwa. Kurcząca się z roku na rok populacja siłą rzeczy będzie wytwarzała coraz mniej bogactwa niż potencjalnie mogłaby, gdyby zwiększała się. To oznacza jednocześnie powolne osuwanie się Polski w pozycji, jaką może zajmować wśród europejskich narodów. O poziomie globalnym nie ma co wspominać.

To jeden z najważniejszych skutków członkostwa Polski w Unii Europejskiej, o którym się praktycznie nie wspomina. Jednoznacznie negatywny. Zamiast tego słyszymy zewsząd brednie na temat tego, że nasz dobrobyt budują unijne dotacje. I ludzie w to wierzą. Potem w sondażach opowiadają się za członkostwem w Unii, no bo przecież dostajemy te miliardy srebrników, bez których nie da się postawić nawet toalety w parku, o „wysokiej technologii” w postaci ścieżki rowerowej nie wspominając. A co dopiero jakieś poważniejsze inwestycje. Uważają, że wszystko mamy dzięki Unii. Rzeczywistość jest całkiem inna. Dla ludzi karmionych europropagandą może się to wydać niemożliwe, ale rzeczywista skala relacji jest taka, że gdyby przy wszystkich inwestycjach w Polsce stawiano tablice takie same jak te z niebieskimi flagami, to tych pierwszych musiałoby być ponad 30 (!) razy więcej.

To pokazuje też siłę prounijnej propagandy i bezrefleksyjność tych, którzy jej ulegają. Za komuny też głoszono, że bez wieczystego sojuszu z ZSRR sobie nie poradzimy, nie zbudujemy dobrobytu i rozgniotą nas natowskie czołgi. Jednocześnie Sowieci ograbiali polską gospodarkę, najpierw fizycznie wywożąc całe fabryki, potem już tylko węgiel, a następnie poprzez korzystny dla nich kurs rubla transferowego. Czy teraz ten wspaniałomyślny Zachód nie wysysa soków z polskiej gospodarki, a jedynie inwestuje na jej korzyść? Wolne żarty. Nie po to rozszerzano Unię Europejską na wschód, by na tym stracić. A jednym z zysków są polscy pracownicy harujący na Niemca, Francuza i Belga.

Tomasz Cukiernik

Tomasz Cukiernik
Tomasz Cukiernik
Z wykształcenia prawnik i ekonomista, z wykonywanego zawodu – publicysta i wydawca, a z zamiłowania – podróżnik. Ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz studia podyplomowe w Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Jest autorem książek: Prawicowa koncepcja państwa – doktryna i praktyka (2004) – II wydanie pt. Wolnorynkowa koncepcja państwa (2020), Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa (2005), Socjalizm według Unii (2017), Witajcie w cyrku (2019), Na antypodach wolności (2020), Michalkiewicz. Biografia (2021) oraz współautorem biografii Korwin. Ojciec polskich wolnościowców (2023) i 15 tomów podróżniczej serii Przez Świat. Aktualnie na stałe współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Forum Polskiej Gospodarki” (i z serwisem FPG24.PL) oraz tygodnikiem „Do Rzeczy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

Etapy rozwoju Unii

Niektórzy zarzucają mi, że bez powodu nienawidzę Unii Europejskiej. Albo uważają, że nawet jeśli mam jakiś powód, to nie mam racji, bo przecież Unia jest taka wspaniała i chce wyłącznie naszego dobrobytu. To kompletna nieprawda.
5 MIN CZYTANIA

Sri Lanka nie tylko tuk tukiem

Podczas targów książki w Łodzi, na których odbyła się prapremiera mojej najnowszej książki „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”, jedna z czytelniczek napomknęła, że planuje wyjazd na Sri Lankę. Odpowiedziałem, że właśnie cały styczeń przebywałem w tym kraju i co nieco wiem o wyspie. Kobieta spytała mnie, czy da się tam przeżyć za 20 dolarów. Spytałem, czy ma na myśli jeden dzień, ale po jej minie wywnioskowałem, że chyba myślała o znacznie dłuższym okresie czasu. Stwierdziłem, że jeden dzień jedna osoba może jakoś przeżyć za tę kwotę, ale na pewno nie cała rodzina przez miesiąc.
7 MIN CZYTANIA