Stosunkowo niedawno UOKiK postawił niektórym sieciom handlowym zarzuty nieuczciwego wykorzystywania przewagi kontraktowej wobec dostawców produktów rolno-spożywczych. Chodziło o ustalenia dotyczące warunków współpracy w trakcie jej trwania oraz o rabaty. Pomimo że sporo już na ten temat napisano, relacje pomiędzy dostawcami a sieciami sklepów wielkopowierzchniowych nadal dalekie są od ideału, a producenci i dostawcy szukają metod na przetrwanie na rynku.

Fot. Marcin Kalita

Zdarzające się jeszcze praktyki nadużywania przez sieci sklepów przewagi kontraktowej nie pozwalają dostawcom na skuteczne planowanie prowadzonej działalności gospodarczej. Nie pozwalają też na właściwe zarządzanie rentownością i kosztami własnymi. Jest to dokuczliwe zwłaszcza w dobie wysokiej inflacji i utrzymujących się napięć geopolitycznych i gospodarczych. Wydawać powinno się oczywiste, że biznesowe relacje – niezależnie od wielkości utrzymujących je podmiotów – powinny być transparentne, utrzymywane na uczciwych i partnerskich zasadach. Nie zawsze, niestety, takimi są.

Dostawcy ściśnięci przez sieci

Już w latach 90. XX w. międzynarodowe korporacje działające w Polsce poczuły się tu jak u siebie w domu. Stopniowo też doszło do niemal już całkowitej likwidacji drobnego, tworzącego mozaikę konkurujących ze sobą podmiotów, handlu spożywczego. Udział małych sklepów spożywczych, które nie należą do żadnej z dużych sieci handlowych czy dyskontów franczyzowych zmalał z 40 proc. w 2005 r. do zaledwie 15 proc. w roku 2015. Zapewne też nie jest przypadkiem, że niemal już całkowicie wyzbyliśmy się drobniejszego rolnictwa, z którego zdrowych i smacznych towarów Polska tak kiedyś słynęła (dziś stanowią oni ok. 12 proc. gospodarstw rolnych ogółem). Ci rolnicy, którym jakoś udało się utrzymać na rynku lub zdołali nieco przez te lata wzrosnąć, są niejako zakładnikami sieciowych sklepów – klient oczekuje niepodwyższania cen od marketu, market zaś obniżenia (lub co najmniej niepodwyższania) ceny u dostawcy. Dostawcy zwiększają więc produkcję, gorączkowo poszukując też nowych rynków zbytu i kanałów sprzedaży, a jednocześnie miejsc, w których mogą jeszcze ciąć koszty.

Co dalej?

Przykłady powstawania polskich sieci supermarketów pokazują, że jest to jak najbardziej możliwe. Do ucywilizowania rynku na styku dostawca – supermarket czy dyskont przyczyniają się też niewątpliwie kooperatywy producenckie. Ale ważne jest, żeby także sami producenci „wyczuwali” nowe możliwości i szanse dla siebie. Należy do nich niewątpliwie produkcja także żywności „zrównoważonej”, wegetariańskiej i wegańskiej – warto podążać za trendami, choćby były one budowane tylko na pewnej modzie. Dostarczane do sklepów produkty żywnościowe muszą być również „transparentne” co do ich składników i potencjalnego wpływu na zdrowie. Warto – tam, gdzie jest to możliwe – rozwijać sprzedaż zdalną.

Warto także zadbać o utrzymanie właściwej równowagi w sprzedaży pod markami własnymi marketów i pod marką (czy markami) własną. To wszystko plus ciągła dbałość o lokalną rozpoznawalność i utrzymanie zaufanie lokalnej społeczności, nie gwarantuje jeszcze pełnego sukcesu – z pewnością jednak do niego zbliża. Czasy, gdy Polacy kupowali żywność wyłącznie w osiedlowych sklepikach, państwowych sieciach czy na targach i bazarach, już nie wrócą.

Poprzedni artykułPieniądze dla przedsiębiorczych kobiet
Następny artykułIlu Ukraińców zostanie po wojnie w Polsce?