W czasie Dni Przedsiębiorcy w Łodzi, firmowanych przez rzecznika małych i średnich przedsiębiorców Adama Abramowicza, podczas jednej z debat mowa była o obciążeniach, jakim muszą sprostać prowadzący biznes w Polsce. Abramowicz wśród innych podał przykład obciążenia pracodawcy kosztami wynikającymi z faktu, że jego pracownik może zaciągnąć się do Wojsk Obrony Terytorialnej. Jako że w ferworze dyskusji temat został potraktowany dość ogólnikowo, sprawdziłem, jak to rzeczywiście wygląda (w świetle Ustawy o obronie ojczyzny). Otóż rzecznik miał rację.
Owszem, pracodawcy przysługuje rekompensata za część kosztów zastępstwa pracownika powołanego na ćwiczenia WOT, ale nie obejmuje ona kosztów największych – czyli wynagrodzenia dla takiego pracownika tymczasowego. Jedynie koszt jego rekrutacji czy przeszkolenia. Przede wszystkim zaś – jest to przepis martwy. Mimo że pracodawcy skarżyli się na wadliwość przepisów zawartych jeszcze w Ustawie o powszechnym obowiązku obrony, tworząc nowe prawo niczego nie zmieniono i nadal system jest nie tylko skrajnie skomplikowany i niejasny, ale w dodatku nie określa terminu, w jakim wojsko ma przedsiębiorcy wspomnianą rekompensatę wypłacić (i tak pokrywającą tylko niewielką część wydatków).
Rzecznik Abramowicz wskazywał, że takie rozwiązanie prowadzi do dwóch skutków. Pierwszym, oczywistym, są problemy przedsiębiorcy, którego pracownik postanowi wstąpić do WOT. Zwłaszcza przedsiębiorcy małego. Jeśli bowiem firma zatrudnia 50 osób, to ubytek na jakiś czas jednej, dwóch czy nawet pięciu osób (zawsze ktoś choruje, ktoś inny może być z kolei na urlopie macierzyńskim) nie będzie bardzo dotkliwym problemem. Ale jeśli firma zatrudnia pięć osób, to wezwanie jednej z nich na nawet tylko kilkunastodniowe ćwiczenia może być potężnym problemem. Przedsiębiorca zostaje pozbawiony pracownika i chociaż nie musi wypłacać mu wynagrodzenia (robi to wojsko), to nie dostanie wyrównania za zatrudnienie w jego miejsce kogoś na zastępstwo. Dla małej firmy to ogromne zawirowanie i wielkie obciążenie.
Drugi skutek przypomina problem, jaki ze znalezieniem pracy miewały kobiety w wieku, gdy na ogół rodzi się dzieci: przedsiębiorcy mogą mieć opory przed zatrudnianiem ludzi, którzy albo żołnierzami WOT już są, albo mogliby chcieć nimi zostać. Sytuacja staje się absurdalna, bo podjęcie się roli wynikającej z patriotycznych przekonań i motywacji staje się w codziennym pozawojskowym życiu obciążeniem, którym być nie powinno. I trudno tu winić przedsiębiorcę, który w ten sposób chroni własny dorobek, stabilność firmy, a tym samym również miejsca pracy.
Adam Abramowicz stwierdził zatem, że to państwo powinno wypłacać w prosty sposób pełną rekompensatę, całkowicie wynagradzającą przedsiębiorcy koszty, jakie ponosi w związku ze służbą wojskową swojego pracownika. Gdy zrelacjonowałem na Twitterze to stanowisko, odezwały się głosy krytykujące rzecznika. Niektórzy komentujący stwierdzili, że przedsiębiorca nie powinien się skarżyć, bo korzysta z bezpieczeństwa, jakie zapewnia mu państwo, czyli również żołnierze WOT, i że dołożenie się do ich służby to jego obowiązek. Trudno się jednak z taką argumentacją zgodzić.
Po pierwsze – oczywiście pieniądze, które wypłacano by przedsiębiorcy, pochodziłyby od wszystkich podatników, a więc i od samego pracodawcy żołnierza. Koszt rozkładałby się jednak na wszystkich obywateli zamiast w nieproporcjonalnym stopniu obciążać właśnie przedsiębiorcę. To wydaje się słuszne i sprawiedliwe, skoro mówimy o jednej z podstawowych funkcji państwa, jaką jest zapewnienie bezpieczeństwa, a więc łożenie na nią z podatków nie powinno budzić niczyich wątpliwości.
Po drugie – system powinien być zbudowany w taki sposób, żeby nie zniechęcać pracodawców do zatrudniania osób, które chcą jakąś część swojego wysiłku i czasu poświęcić dla dobra wspólnego. I znów: w tym wypadku mówimy o dobru wspólnym w jego najbardziej podstawowej i niebudzącej wątpliwości formie, bo o służbie na rzecz twardego bezpieczeństwa obywateli.
Po trzecie – przedsiębiorca zmuszony do wydania dodatkowych pieniędzy na wyrównanie luki, jaka powstałaby po powołaniu żołnierza WOT na ćwiczenia, płaciłby niejako podwójnie. Wszak jest już przecież opodatkowany także na rzecz bezpieczeństwa państwa, a tu musiałby ponieść dodatkowe koszty.
Po czwarte w końcu – taki przedsiębiorca z nie swojej winy znajdzie się w sytuacji gorszej niż inni przedsiębiorcy. Na dodatek będzie to sytuacja tym gorsza im mniejszą firmę będzie prowadzić. Tymczasem żaden mechanizm nie powinien sprawiać, że obciążenia drobnych przedsiębiorców będą większe z powodu działania jakiegoś czynnika niż obciążenia wielkich wynikające z tego samego powodu. Niestety wiele regulacji ma lub może mieć taki skutek – choćby unijna dyrektywa CSRD, wprowadzająca raportowanie ESG, lecz również najzwyklejsze skomplikowanie systemu podatkowego. Dla dużej firmy stworzenie odpowiednio obsadzonego działu księgowego to żaden problem, dla małej – znaczący wydatek.
Nie jest prawdą, że przedsiębiorcy chcieliby się uchylić od łożenia na bezpieczeństwo państwa, a tym bardziej nie jest prawdą, że zwracając uwagę na problemy z systemem rekompensat za służbę wojskową swoich pracowników, wykazują się brakiem patriotyzmu. Powiedziałbym, że jest wręcz przeciwnie: przedsiębiorcy, szczególnie średni i mali, udowadniają na co dzień swój patriotyzm, tworząc miejsca pracy, utrzymując je i zasilając polski budżet podatkami – wbrew kłodom, jakie rzuca im co chwila pod nogi polski rząd. Warto byłoby zadbać, żeby tych kłód było możliwie najmniej.
Łukasz Warzecha
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie