fbpx
czwartek, 1 czerwca, 2023
Strona głównaFelietonPrzygnębiająca prognoza NBP

Przygnębiająca prognoza NBP

Wszystkie analizy naszej sytuacji gospodarczej i finansowej łączą się w absolutnie fatalny obraz. I jest to moment, w którym powinni się znaleźć w Polsce ludzie wystarczająco odpowiedzialni i zarazem niezależni, by bez uprzedzeń, wynikających np. z zielonych obsesji, umieli sformułować plan pozwalający ocalić rozwój Polski – pisze w swoim nowym felietonie Łukasz Warzecha.

Najnowszy raport NBP o sytuacji gospodarczej oraz finansowej, a zarazem prognoza na najbliższe lata, robią przygnębiające wrażenie. Jest źle, a będzie dużo gorzej. Jesteśmy dopiero może w połowie początku trudności.

Z czysto bytowego punktu widzenia nikt już chyba nie ma wątpliwości, że mamy ciszę przed burzą. Burzą będzie najbliższy sezon grzewczy. Możemy mieć problemy z gazem – i naprawdę powinniśmy się modlić, żeby na czas został uruchomiony Baltic Pipie, aczkolwiek i tak nie mamy pewności, ile gazu i za jakie pieniądze nim do nas popłynie.

Na pewno będziemy mieć problem z węglem, wynikający z całkowicie bezmyślnego wprowadzenia przedwczesnego, odrębnego od unijnego embarga na rosyjski surowiec już od kwietnia. Był to podobno autorski pomysł pana premiera mimo – co wynika z publikacji „Dziennika Gazety Prawnej”, a nie jest ona, wedle mojej wiedzy, ostatnią na ten temat – że już od 24 lutego docierały do niego ostrzeżenia o stanie rezerw węglowych w Polsce.

To są sprawy, które duża część Polaków odczuje na własnej skórze – dosłownie, bo ta skóra im będzie marznąć. Ale to tylko ułamek problemów.

Prognoza inflacji (CPI) zakłada, że jej szczyt jest dopiero przed nami, przypadnie w pierwszej części 2023 r. i wtedy miałaby ona sięgnąć już blisko 20 proc.! W rzeczywistości, jak wiadomo, poziom inflacji zależy od koszyka dóbr i dla wielu Polaków to nie będzie 20 proc., ale sporo więcej.

A mówimy o projekcji centralnej, czyli uśrednionej. W najbardziej negatywnym wariancie, w szczycie inflacja miałaby sięgać powyżej 25 proc. Średniorocznie miałoby to być (w tym wariancie) 15,1 proc. Ale to przy założeniu, że szczyt faktycznie będzie szczytem i nie przesunie się w czasie. Trzeba też pamiętać, że galopująca inflacja będzie oznaczać konieczność dalszego podnoszenia stóp przez RPP, a to z kolei sprawi, że – mimo środka tymczasowego w postaci wakacji kredytowych – setki tysięcy kredytobiorców złotówkowych staną się faktycznie niewypłacalne.

Analitycy piszą, że pod koniec horyzontu prognozy, w 2024 r., inflacja miałaby być na poziomie ok. 3,5 proc., czyli nadal powyżej celu inflacyjnego NBP. Ja jednak do tej części prognoz, które są oddalone w czasie i zakładają polepszenie się sytuacji, podchodzę z dużą rezerwą. Czynniki negatywne są pewne i znane, te pozytywne na razie są czysto hipotetyczne.

Wiele osób nie rozumie zresztą, co to znaczy, że inflacja w końcu zacznie spadać. Idę o zakład, że przeciętny Polak, słysząc to zakłada, że spadną ceny. Podobnie jak słysząc, że spada tempo wzrostu długu publicznego sądzi, że dług się zmniejsza. To oczywiście nieprawda. Spadek inflacji oznacza tylko tyle, że ceny będą mniej rosły (a mówiąc ściśle – że pieniądz wolniej będzie tracił swoją siłę nabywczą), a nie, że zaczną spadać. To możliwe byłoby dopiero w deflacji (która także nie jest pożądanym zjawiskiem). Rzecz jasna, na mniejszy wzrost inflacji może się składać spadek części cen, ale mówimy tu o ogólnym wskaźniku.

Połączmy to z prognozą wzrostu PKB i dostajemy obraz nadchodzącej stagflacji. Raport przewiduje, że PKB (ścieżka centralna) w 2023 r. wyniesie 1,4 proc., ale w wariancie negatywnym już tylko 0,2. To w zasadzie stagnacja. Najbardziej negatywny wariant wykresu zakłada zaś wprost recesję. Według niego wpadlibyśmy w nią już pod koniec tego roku i utrzymywalibyśmy się poniżej zera do końca prognozy. Jeśli jednak nawet tak nie będzie – oby – to i tak minimalny wzrost gospodarczy w połączeniu z galopującą inflacją oznacza stagflację. A z tego zjawiska ekonomicznego bardzo trudno wyjść.

Spójrzmy jeszcze na to, co najbardziej dotyczy zwykłych ludzi: dochód do dyspozycji liczony rok do roku. Tu mieliśmy spadek już w 2021 r., ale w 2022 r. nastąpił wzrost do zera (inaczej mówiąc – dochód do dyspozycji nie zmienił się w relacji do poprzedniego roku). Prognoza zakłada niestety bardzo głęboki spadek w 2023 r., poniżej -1,5 proc., a potem wzrost w roku kolejnym do 2 proc. Jednak netto oznacza to jedynie wzrost o 0,5 proc. w relacji do 2022 r.

Wszystkie te przewidywania łączą się w absolutnie fatalny obraz.
Nie wystarczy tego jednak stwierdzić, bo to dla każdej przytomnej osoby jest jasne. Ponieważ największa partia opozycyjna zarzuca wyborców demagogicznymi opowieściami o tym, jak to inflacja spadnie od tego, że Adam Glapiński zostanie wyrzucony z NBP, trudno traktować jej propozycje poważnie. Natomiast to jest moment, w którym powinni się znaleźć w Polsce ludzie wystarczająco odpowiedzialni i zarazem niezależni, żeby bez uprzedzeń, wynikających m.in. z zielonych obsesji umieli sformułować plan pozwalający ocalić rozwój państwa i zamożność obywateli. Po to, żeby pokazać, że możliwa jest alternatywa. Bo jeśli ktoś sobie wyobraża, że wydobędziemy się z dołka z garbem zielonego ładu i luźnej polityki monetarnej na plecach, to majaczy.

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Dla dobra demokracji – i Polski

Najwyraźniej rząd musiał definitywnie stracić nadzieję, że uda mu się przebłagać Naszego Złotego Pana w Berlinie, by nakazał instytucjom IV Rzeszy odblokowanie pieniędzy dla Polski. Nasz Złoty Pan bowiem nie żartuje i nie będzie tolerował żadnego „polskiego warcholstwa”, od którego cała IV Rzesza mogłaby mu zacząć się rozłazić. W tej sytuacji wygląda na to, że rząd wszystko postawił na reperacje – zarówno od Niemiec, jak i od Rosji.
5 MIN CZYTANIA

Dopłata do kredytu nie zbuduje klasy średniej

Polityczne „prezenty” będą mniej atrakcyjne dla tych, którzy już coś mają. Co do tego mogą się zgodzić tak liberałowie, jak i rozsądniejsza część prawicy.
4 MIN CZYTANIA

Na podniesieniu płacy minimalnej najwięcej zyska… państwo

Najwięcej na podniesieniu płacy minimalnej w przyszłym roku zyskają finanse państwa (22 proc.). Znacznie mniejszą podwyżkę dostanie pracownik (16 proc.). Wszystko to sfinansują przedsiębiorcy, którzy będą mieli wyższe koszty prowadzenia działalności gospodarczej. Obciążenia wynikające z podwyżki wzrosną im o 18 proc.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Koniec „wyścigów słoni”, czyli znów wylano dziecko z kąpielą

Wielokrotnie przywoływałem termin „kultura przesady”, powołany do życia przez mojego kolegę, prof. Antoniego Dudka. To pojęcie bardzo celnie ujmuje konstytutywną cechę naszego systemy politycznego. Ma ono jednak również zastosowanie do samej legislacji.
6 MIN CZYTANIA

O darmowych autostradach

Autostrady będą darmowe. A raczej „darmowe”, bo, jak wiadomo, nie ma czegoś takiego jak darmowy obiad (którą to frazę wykorzystał kiedyś Milton Friedman jako tytuł zbioru swoich felietonów). To pierwsza rzecz, jaką trzeba zapamiętać: gdy władza zapowiada, że coś będzie „darmowe”, oznacza to tyle, że będzie finansowane z publicznych pieniędzy, czyli z pieniędzy podatnika.
4 MIN CZYTANIA

Kilka oczywistości o państwowych firmach

Postanowiłem sprawdzić, ile jest dzisiaj w Polsce firm państwowych. Mocno się zdziwiłem, bo takich firm, zgodnych z oficjalną definicją firmy państwowej, jest zaledwie 18.
4 MIN CZYTANIA