Rząd w Tokio sygnalizuje największe zbrojenia od drugiej wojny światowej jako odpowiedź na szybką modernizację sił zbrojnych Chin oraz wzrost ich aktywności wojskowej w regionie. Japonia planuje między innymi opracowanie i produkcję na dużą skalę własnych pocisków dalszego zasięgu jednak tymczasem Kraj Wiśni chce kupić aż 1000 amerykańskich rakiet dalekiego zasięgu. Według japońskiej stacji NHK Tokio od dłuższego czasu rozważało zakup Tomahawków, które miałyby stanowić środek odstraszający potencjalnych agresorów, czyli mówiąc wprost – głównie Chiny. Zakup tych rakiet miałyby być także bronią, którą Japonia mogłaby użyć w kontrataku z pozycji znajdujących się poza zasięgiem pocisków wroga. Tomahawki i pociski typu Cruise w swoim zasięgu mogłyby mieć Chińską Republikę Ludową, Rosję i Koreę Północną.
Taka decyzja jest dużym przełomem w taktyce Japonii, która zgodnie ze swoją powojenną konstytucją wojsko traktowała tylko w kategoriach samoobrony. Ostatnio jednak kraj ten mocno zwiększa wydatki w sektorze militarnym. Zgodnie z planami Japonii na archipelagu Nansei miałyby znaleźć się rakiety dalekiego zasięgu typu Cruise. Byłyby to zmodernizowane istniejące już pociski manewrujące. Modyfikacja dotyczyć miałaby zasięgu, który ma wzrosnąć ze 100 do aż 1000 kilometrów sprawiając, że broń będzie mogła trafić w dalekie cele na kontynencie azjatyckim.
Przyspieszone zbrojenia Japonii nastąpiły po tym, jak w sierpniu 2022 r. Chiny przeprowadziły bezprecedensowe ćwiczenia wojskowe wokół Tajwanu. Komunistyczna armia chińska wystrzeliła wówczas szereg pocisków balistycznych, z których kilka spadło w wyłącznej strefie ekonomicznej Japonii. Na zakończonym niedawno XX zjeździe Komunistycznej Partii Chin przywódca kraju Xi Jinping wezwał do przyspieszenia budowy „światowej klasy armii” zdolnej „wygrywać lokalne wojny”.
Wcześniej, bo 19 kwietnia, Chiny zdobyły polityczny przyczółek na Wyspach Salomona podpisując pakt o bezpieczeństwie z tym wyspiarskim krajem południowo-wschodniej Oceanii. Było to preludium ekspansji Państwa Środka w tym regionie i kubeł zimnej wody dla Australii, Japonii, Indii, a także USA zaniepokojonych nagłym zbliżeniem Wysp Salomona z Chinami i ich potencjalnym militarnym wykorzystaniem przez Pekin. Co więcej – Chiny nie ukrywają, że na swoją stronę chcą przeciągnąć także Kiribati, Samoa, Fidżi, Tonga, Vanuatu, Papuę-Nową Gwineę, Wyspy Cooka, Niue i Sfederowane Stany Mikronezji.
Podpisanie przez Wyspy Salomona paktu o bezpieczeństwie z Chinami jest szczególnie bolesne dla Australii, która przez lata postrzegana była jako strategiczny sojusznik wyspiarzy.
Wyspy Salomona uzyskały niepodległość w 1978 r. będąc wcześniej brytyjską kolonią. Jeszcze w latach 2003-2017 na Wyspach stacjonował kontyngent australijskich wojsk pokojowych (po tym jak w 1998 r. wybuchła tam wojna domowa), aż tu nagle w marcu 2022 r. wybuchła sensacja, że premier Wysp Salomona potajemnie dogaduje się z Chińczykami. Plotki okazały się prawdą. Bezdyskusyjnym atutem przetargowym Chińskiej Republiki Ludowej bez wątpienia są pieniądze – i tutaj warto pokusić się o refleksję, że na budżet ChRL składa się tak na prawdę cały świat kupując chińskie towary. W przyszłości może to skutkować nowym światowym układem sił – Pax Sinica. Oby tak się nie stało.
Wracając do przyspieszonych zbrojeń Japonii – rząd Kraju Wiśni nie komentuje negocjacji z Amerykanami. Przecieki prasowe mówią o zaawansowanych negocjacjach. W amerykańskie rakiety miałyby być uzbrojone japońskie okręty i samoloty. Czy japońskie zbrojenia odstraszą chińskich komunistów? Czas pokaże.