fbpx
niedziela, 8 grudnia, 2024
Strona głównaFelietonPunkt widzenia zależy od punktu siedzenia, czyli o raporcie WEI i propagandzie...

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, czyli o raporcie WEI i propagandzie Kremla

Z uwagą przyglądam się treściom publikowanym przez wolnorynkowy think tank Warsaw Enterprise Institute. Często zgadzam się z ich generalnymi konkluzjami. Państwo nadmiernie i arbitralnie ingeruje bowiem w życie społeczne, swoboda ekspresji jest zagrożona z uwagi na dominację zarówno technokratycznego, jak i stricte autorytarnego punktu widzenia, a wolność osobista i gospodarcza coraz częściej traktowane są jako relikt i wartości bliskie „dinozaurom” wyrwanym z poprzedniej epoki. Niemniej jednak we współczesnej, złożonej i cyfrowej rzeczywistości najwyraźniej trudno jest zachować spójność poglądów. Problem ten nie ominął instytutu.

Zacznę od tego, że WEI „zleciło firmie badawczej Maison and Partners zbadanie, jaki odzew znajdują w polskim społeczeństwie tezy forsowane przez kremlowską propagandę” oraz finalnie opublikowało na swojej stronie internetowej raport pn. „Polacy na celowniku propagandy Putina”. Jak wielokrotnie podkreślałem, nie przeczę istnieniu oraz niebezpieczeństwom związanym z wpływami rosyjskiej propagandy na umysły Polaków. Niemniej zarzut bycia „ruską onucą” uważam za nową obelgę, a więc coraz częściej niepogłębiony argument ad hominem oraz przejaw nadmiernego dążenia do uniformizacji myślenia w społeczeństwach demokratycznych.

W swoim raporcie WEI powtarza pewną znaną kliszę „(…) że wielu obserwatorów zauważyło wysoką korelację pomiędzy sprzeciwem wobec szczepień na COVID-19 a tendencją do obwiniania Zachodu za wybuch konfliktu w Ukrainie (…)”. WEI najwyraźniej zapomina, że sami znaleźli się wcześniej w obozie, na który spoglądano z nieufnością, gdy chodzi o poglądy na temat pandemii. Instytut opublikował choćby raport lek. Pawła Basiukiewicza na temat sposobów radzenia sobie z epidemią, gdzie zasugerowano na przykład – zgodnie zresztą z wytycznymi Zgromadzenia Ogólnego Rady Europy – dobrowolność i niedyskryminacyjny charakter szczepień ochronnych. Ze względu na pewne autorytarne zacietrzewienie współczesnych komentatorów politycznych i ekspertów, niektórzy są skłonni określać takie poglądy jako „antyszczepionkowe”, chociaż to oczywiście nadużycie. Podobne jak wyzywanie wszystkich wokół od „ruskich onuc” i sugerowanie, że ulegli propagandzie.

Na szczęście w swoim raporcie WEI słusznie zauważa, że „(…) tezy propagandy rosyjskiej nie muszą być z gruntu bądź całkowicie fałszywe. Często są do obrony lub noszą znamiona racjonalnego argumentu”. W takiej sytuacji nie powinno się z pewnością zakazywać głoszenia poglądów pozornie lub rzeczywiście z nimi zbieżnych. Oczywiście różnego rodzaju instytuty badawcze oraz eksperckie mają prawo publikować własne stanowisko i raporty dotyczące tej problematyki i polemizować z kontrowersyjnymi tezami. Jednakże powinno to odbywać się na zasadzie współmierności. Inny podmiot powinien mieć zarazem prawo do swobodnego prezentowania własnej i kontrowersyjnej oceny rzeczywistości, która – a to widać chyba coraz wyraźniej – staje się nad wyraz skomplikowana.

Należy także zwrócić uwagę na pewną tendencyjność i nieścisłość pytań zadanych przez firmę badawczą działającą na zlecenie WEI. Jednym z nich było na przykład to, czy „nie powinniśmy pomagać Ukrainie, dopóki nie pokaja się za Wołyń i nie potępi Bandery?”. Tak zadane pytanie nie umożliwia udzielenia bardziej zniuansowanej odpowiedzi, a mianowicie, że pomagać, to i owszem powinniśmy, ale jednocześnie w interesie Polski jest ustalenie długotrwałej strategii zwalczenia radykalnego nacjonalizmu ukraińskiego i prowadzenie odpowiedniej polityki tożsamościowej. Jeszcze przed wybuchem gorącej wojny na terytorium Ukrainy, w Polsce uchwalono przecież przepisy nowelizujące ustawę o IPN, która reguluje kwestię zbrodni ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą Niemiecką. Status tych zbrodni zrównano ze zbrodniami hitlerowskimi i komunistycznymi, a zaprzeczanie im jest nawet karalne. W przypadku Holokaustu, kary i infamia spotykał zresztą nie tylko tych, którzy – wbrew faktom – całkowicie zaprzeczali gehennie obywateli pochodzenia żydowskiego, ale też relatywizowali rozmiar lub znaczenie tragedii. Relatywizacja albo przemilczenie zbrodni ukraińskich w imię bieżącego interesu politycznego jest zjawiskiem potencjalnie niebezpiecznym, niezależnie od pozornej zgodności stanowiska przeciwnego z linią propagandową Kremla. Polska powinna wypracować z władzami ukraińskimi wspólne podejście do tego problemu, które przecież w dużej mierze udało się ustalić z Republiką Federalną Niemiec odnośnie do zbrodni hitlerowskich. Tych ostatnich we współczesnych Niemczech nikt przyzwoity nie pochwala ani nawet nie chce być z nimi luźno kojarzony. Co złego jest w podobnym postrzeganiu tego problemu w odniesieniu do zbrodni wołyńskich i pokrewnych?

Nie do końca zrozumiała jest także recepta proponowana przez WEI. Z jednej strony ma to być „bieżące monitorowanie nastrojów społecznych w kontekście rosyjskiej wojny informacyjnej i wiarygodne kontrowanie kremlowskiej propagandy”, a z drugiej strony „uniknięcie sytuacji, która miała miejsce w trakcie pandemii, tj. wywołania poczucia, że walka z fake newsami nt. wirusa ogranicza wolność słowa i sama w sobie jest elementem wrogiej społeczeństwu machiny propagandowej”. Brzmi kompromisowo na papierze, ale najnowsza historia uczy nas jednak, że odpowiedź gigantów medialnych i rządów często jest właśnie radykalnie koercyjna i paternalistyczna. Chodzi o różnego rodzaju „polityki”, które ograniczają możliwość publikowania kontrowersyjnych poglądów. Już w czasie pandemii okazało się, że nie wszystkie zakazane praktyki dotyczyły głoszenia fałszu – zresztą nie jest wcale oczywiste, że powinno być to prawnie zakazane – a po prostu niewygodnych lub mniejszościowych opinii.

Z tych względów raport WEI oceniam jako swego rodzaju próbę stawania w rozkroku między bezpieczeństwem publicznym a wolnością słowa. Osobiście skłaniam się bardziej ku temu drugiemu.

Michał Góra

Michał Góra
Michał Góra
Zawodowo prawnik i urzędnik, ale hobbystycznie gitarzysta i felietonista. Zwolennik deregulacji, ale nie bezprawia. Relatywista i anarchista metodologiczny, ale propagator umiarkowanie konserwatywnej polityki społecznej.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Z pewnością zgodzimy się wszyscy, że najbardziej nieakceptowalną i wywołującą oburzenie formą działania każdej władzy, niezależnie od ustroju, jest działanie w tajemnicy przed własnym obywatelem. Nawet jeżeli nosi cechy legalności. A jednak decydentom i tak udaje się ukryć przed społeczeństwem zdecydowaną większość trudnych i nieakceptowanych działań, dzięki wypracowanemu przez wieki mechanizmowi.
5 MIN CZYTANIA

Legia jest dobra na wszystko!

No to mamy chyba „początek początku”. Dotychczas tylko się mówiło o wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę, ale teraz Francja uderzyła – jak mówi poeta – „w czynów stal”, to znaczy wysłała do Doniecka 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Muszę się pochwalić, że najwyraźniej prezydent Macron jakimści sposobem słucha moich życzliwych rad, bo nie dalej, jak kilka miesięcy temu, w nagraniu dla portalu „Niezależny Lublin”, dokładnie to mu doradzałem – żeby mianowicie, skoro nie może już wytrzymać, wysłał na Ukrainę kontyngent Legii Cudzoziemskiej.
5 MIN CZYTANIA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Kiedy jeden minister powie tak, a drugi powie nie

Ucznia p. minister Barbary Nowackiej od studenta medycyny p. ministra Dariusza Wieczorka dzieli zaledwie kilka miesięcy, a więc wakacje pomiędzy egzaminem maturalnym a pierwszym semestrem studiów. Co z tego wynika nie tylko dla koalicji rządzącej?
3 MIN CZYTANIA

O pewności prawa i praworządności słów kilka

Ostatnio publicystyka krajowa koncentruje się na problemach jakości i pewności prawa. Wiąże się to z wszechobecnym w naszym kraju bałaganem, który wygląda tak, jakby Polacy posiadali własne państwo nie od ponad tysiąca lat, ze znanymi przerwami, ale od kilku miesięcy. I podobnie jak właściciel dopiero co kupionego samochodu, ale wykonanego w nowej technologii, kompletnie nie mają pojęcia, jak go obsługiwać.
4 MIN CZYTANIA

Czyżby obrońcy praworządności uważali, że pierwsza Rzeczniczka nie była prawdziwym RPO?

Przez kilka ostatnich lat gremia oficjalne, w tym ponadnarodowe, i media prowadzą ożywioną dyskusję na temat stanu praworządności w Polsce. Jest to trochę zabawne z dwóch powodów. O obu poniżej.
4 MIN CZYTANIA