Co to jest polityczny kombajn? W największym skrócie: jest to taki zbiór poglądów politycznych wyrażany przez jakąś instytucję, najczęściej partię, który w zamierzeniu ma odpowiedzieć na wszystkie bieżące potrzeby publiczności, zainteresowanej zarówno głosowaniem, jak i przyklejaniem sobie politycznej metki. Polityczny kombajn nie musi być logiczny, nie musi mieć sensu, jego poglądy na różne sprawy powstały w wyniku różnych kompromisów z przeszłości, mniej lub bardziej nieważnych już dziś zaszłości, są doprawione wynikami współczesnych badań opinii publicznej i jako takie: mogą też zmieniać się w czasie, ale raczej powoli.
Popularne i chyba najlepiej opisane kombajny polityczne to te amerykańskie. Jeżdżą zresztą po dużo większych polach niż te nasze, rodzime. Waszyngton z przyległościami to coś jak Disneyland dla miłośników zarządzania środkami pochodzącymi z przymusu (oto najkrótsza definicja polityki), do tego są jeszcze sceny stanowe, niekiedy, jak w przypadku Florydy, Teksasu czy Kalifornii, również bardzo duże. Obsługują to wszystko właściwie tylko dwa kombajny. Nie bardzo wiadomo dlaczego swobodny dostęp do broni ma się też wiązać z przywiązaniem do przeważnie tradycyjnych wartości i do wolnego rynku. Ale w przypadku Partii Republikańskiej, kombajnu ze słoniem wymalowanym na burcie, tak właśnie jest. I ludzie to kupują. Nie wszyscy, ale wystarczająco wielu, aby jedna z dwóch największych partii w USA, no właśnie, cały czas była jedną z dwóch największych partii. Zupełnie na odwrót ma ten kombajn, na którym namalowano osiołka. Dla każdego, kto choć trochę wie o przypadkowości tych poglądów, jakie teraz głoszą obie te partie: nie ma to większego sensu.
Kombajny są niebezpieczne z kilku powodów. Po pierwsze, proponują gotowe kombinacje odpowiedzi na różnorodne pytania i rzadko kiedy udaje się je rozmontować. To może być wygodne, ale powoduje, że wielu wyborców głosuje na mniejsze zło, przeciw czemuś, a nie za czymś. A jeszcze inni nie głosują wcale, nie mogąc dostrzec różnic pomiędzy ze swojej perspektywy równie złymi dominującymi produktami politycznego rynku. Po drugie, utrudniają zaistnienie w debacie publicznej mniejszych maszyn do zbierania głosów, niekiedy przecież nie gorszych, wręcz lepszych o tyle, że umożliwiają one nowe podejście do pola, na którym toczy się polityczna gra. Po trzecie, tak naprawdę przy swojej ogromności nie potrzebują aż tak wielu ludzi do obsługi. Wystarczy niewielkie grono tu i tam, aby kombajn wiedział, gdzie ma jeździć. I to też nie jest dobre, no chyba, że ktoś lubi efekty działania żelaznego prawa oligarchii nawołujące do demokracji. I po czwarte, kombajny zawsze spaja jakaś ideologia, ale taka w wydaniu najbardziej bezczelnym, krzycząca swoje postulaty i szukająca podziałów, z których się rodzi. To jednak, choć należy uznać za proces naturalny, że ludzie lubią się dzielić, powoduje, iż trudniej o rozwiązania choćby dążące do merytoryczności.
To wszystko, cała ta powyższa wyliczanka, ma tak naprawdę związek z pytaniami referendalnymi, które już chyba wszyscy zdążyli zareklamować lub skrytykować, obśmiać, ktoś jeszcze na pewno zbojkotuje referendum i jego pytania, jeszcze ktoś inny będzie zupełnie na serio analizował ten element kampanii wyborczej, co do zasady imprezy ludowej, jarmarcznej i odpustowej (żeby była jasność, dotyczy to wszystkich partii). Z tymi ostatnimi komentatorami zgodzę się jednak najprędzej, bo to, że polityka nie jest szczególnie racjonalna, jeszcze nie znaczy, że mi z tym wygodnie. Gdzieś musieliśmy popełnić gigantyczne błędy jako społeczeństwo, że to, co dostajemy dzisiaj, to zapowiadane referendum.
Tymczasem z ludzi, którzy chcieliby poważnej programowej debaty, na pewno dałoby się zrobić jeszcze jedną partię polityczną. Ale mamy to, na co zasługujemy. Mamy polityczne kombajny i ich najnowszy wyczyn, związane sznurkiem do snopowiązałek pytania, zupełnie do siebie nieprzystające i wyrażające emocje, nie fakty. Polityka jednak nie jest metodą dążenia do prawdy, ale w tym przypadku to dobrze. Dzięki temu nie musimy roztrząsać zupełnie serio stawianych nam przez nas pytań referendalnych. Wystarczy wiedzieć, że pewnymi chwytami polityków nie należy aż tak bardzo się przejmować. Ktoś jeszcze pamięta referendum z 2015 roku? No właśnie.
Marcin Chmielowski
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie