Pomysł wydawał się bardzo dobry. Nareszcie miało powstać zestawienie, które w przejrzysty sposób porównywać będzie wszystkie wyniki uczelni wyższych z różnych stron świata – m.in. z Japonii, Stanów Zjednoczonych, Australii i krajów europejskich, w tym również z Polski.
Lista szanghajska
Pierwszy był ranking szanghajski. Listy z jego zestawianiem zawisły w gablotach wielu topowych uniwersytetów niczym triumfalne trofea po udanym polowaniu. Przedstawiony został w 2003 r. Pomysł niemal od razu został „kupiony”, bo już wkrótce pojawiło się kilka innych rankingów uczelni wyższych.
W liście szanghajskiej ocenia się kadrę naukową i studentów w zakresie nagród zdobytych w znaczących konkursach naukowych oraz publikacji w renomowanych czasopismach naukowych i liczby cytowań. Ten ranking jest dla nas najmniej łaskawy. W elitarnym gronie znajduje się tylko dziewięć polskich uczelni, w tym Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński. Niestety plasują się one zdecydowanie poniżej naszych oczekiwań – zajmują miejsca w czwartej i piątej setce rankingu.
Krytycy listy szanghajskiej przypominają jednak, że od pewnego czasu straciła ona już na atrakcyjności i jej wyników nie bierze się tak bardzo pod uwagę jak kiedyś. Dlaczego? Ponieważ faworyzuje te dziedziny, w których przyznawane są Nagrody Nobla oraz te, których przedstawiciele publikują przede wszystkim w magazynach „Nature” i „Science”. Krótko mówiąc, przedmioty humanistyczne i techniczne mają tutaj marne szanse.
Najpopularniejszy jest QS
Koniecznie trzeba za to wspomnieć o najbardziej znanym rankingu, czyli QS World University Rankings. Pierwsze zestawienia pod szyldem QS zostało opublikowane wraz z Times Higher Education (THE) w 2004 r. Pięć lat później organizacje odseparowały się od siebie i stworzyły dwa oddzielne rankingi. Kilka lat temu QS, dzięki urządzeniu Alexa Internet, został ogłoszony najpopularniejszym rankingiem uniwersytetów na świecie. To z niego najczęściej korzystają przyszli studenci. W tym zestawieniu pozycja uczelni zależy od kilku czynników:
● opinii wykładowców (40 proc.)
● opinii pracodawców (10 proc.)
● wykładowców z zagranicy (5 proc.)
● studentów z zagranicy (5 proc.)
● stosunku liczby wykładowców do liczby studentów (20 proc.)
● publikacji naukowych (20 proc.).
Tutaj także liczy się wizerunek uczelni za granicą i jej rozpoznawalność.
– Te kryteria jeszcze długo pozostaną niezmienione. Największymi ambasadorami uczelni są studenci z zagranicy. Jeśli będą zadowoleni z efektów kształcenia, dobra wieść o studiach na uniwersytetach się rozniesie – mówi Piotr Pokorny z Instytutu Rozwoju Szkolnictwa Wyższego.
I tak w TOP 5 zestawienia QS rokrocznie znajdują się: Harvard, Yale, Cambridge, Oxford i Kalifornijski Instytut Techniczny. A jak wypadają w tym rankingu dwie najsłynniejsze polskie uczelnie? Uniwersytet Warszawski zajmuje miejsce 284, Uniwersytet Jagielloński – 293. Niby bez zaskoczeń, ale warto zauważyć, że to znacznie lepiej niż w rankingu szanghajskim.
Liderzy w regionie
Pozostając przy naszych uniwersytetach, warto zauważyć, że liderujemy w rankingach wśród uczelni z naszego regionu Europy. Biorąc pod uwagę takie państwa jak Litwa, Łotwa, Estonia, Serbia, Węgry czy Chorwacja najbliżej nas jest estoński Uniwersytet w Tatru (miejsce 296).
Eksperci nie mają jednak żadnych wątpliwości – żeby konkurować z najlepszymi uczelniami na świecie i walczyć o jak najwyższe pozycje w uniwersyteckich rankingach, potrzeba nam przede wszystkim pieniędzy. Polskie szkolnictwo wyższe wciąż cierpi na niedostatki finansowe, kadrowe i organizacyjno-dydaktyczne.
– Niedofinansowanie skutkuje m.in. brakami w sprzęcie i mniejszą innowacyjnością. W dodatku nadal spora część najzdolniejszych absolwentów zamiast kontynuować karierę naukową na uczelni, wybiera oferty zagranicznych korporacji, gdzie zarobki są nieporównywalnie wyższe. W ten sposób z systemu edukacji co rok ubywa nam ogromny potencjał intelektualny – tłumaczy Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert ds. rynku pracy.
Na kierunkach humanistycznych jest natomiast za dużo teorii. Studenci głowią się nad hipotezami Freuda i eudajmonizmem w etyce dziennikarskiej, gdy te same zagadnienia bez trudu mogłyby być nauczane na praktycznych zajęciach z danego zawodu.
Szkodliwa uniformizacja
Co więcej, w Polsce problemem jest także uniformizacja sektora szkolnictwa wyższego.
– Mamy w Polsce ponad 400 uczelni, z czego większość nie różni się od siebie w zakresie oferty dla studenta i realizowanej misji. Tymczasem uczelnie powinny być zróżnicowane i konkurować między sobą. Uniwersytety muszą się specjalizować w określonej dziedzinie, podobnie jak najlepsze szkoły amerykańskie czy niemieckie. System powinien być pluralny, a póki co jest mocno zuniformizowany, co nie sprzyja ani jakości, ani konkurencyjności – dodaje Grażyna Kaczmarczyk, prezes zarządu Fundacji Rozwoju Edukacji i Szkolnictwa Wyższego.