Jak oceniają analitycy biura maklerskiego Pekao, jeśli taki poziom utrzymałby się w kolejnej części roku, ceny energii w taryfie G w 2023 r. powinny wzrosnąć o ok. 70 proc.
Przyczyn tego stanu rzeczy można wymienić kilka. Przede wszystkim wojna na Ukrainie, która wywindowała ceny węgla. Na dodatek w ramach embarga na Rosję polski rząd zdecydował o zaprzestaniu importu węgla z tego kierunku. Sama Unia Europejska też wprowadza od sierpnia zakaz importu rosyjskiego węgla. Problem polega na tym, że nie będzie skąd uzupełnić brakujących milionów ton tego surowca.
Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla szacuje, że deficyt węgla w kraju wyniesie 11 mln ton. Około 6 mln ton zabraknie w energetyce, a 5 mln w sektorze komunalno-bytowym. Krajowi producenci węgla już negocjują nowe ceny z największymi odbiorcami, proponując zdecydowanie wyższe stawki – podaje Interia.
Na dodatek również ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla są na bardzo wysokim poziomie. W ciągu ostatniego miesiąca wzrosły z ok. 70 do ok. 90 euro/t.
W rezultacie musimy się przygotować na to, że energia elektryczna, ale także ogrzewanie będzie dużo droższe. Zdaniem analityków cena prądu dla gospodarstw domowych w 2023 r. może się nawet podwoić.
– Jeśli faktycznie ceny polskiego węgla wyraźnie wzrosną, a w Rosji nie dojdzie do przewrotu politycznego, to uważam, że wysokie ceny węgla i energii mogą utrzymywać się na bardzo wysokich poziomach nawet przez kilka lat. Przy tak wysokich cenach na rynku hurtowym, cena za energię elektryczną, która jest jedną ze składowych całego rachunku za prąd, mogłaby hipotetycznie wzrosnąć o blisko 100 proc. w przyszłym roku. Oczywiście miałoby to bezpośrednie przełożenie na przemysł, podczas gdy o finalnych cenach dla odbiorców indywidualnych decyduje regulator – mówi Paweł Puchalski, analityk Santander BM.