Wystarczy przypomnieć Naddniestrze – wąski pas ziemi między Mołdawią a Ukrainą. Naddniestrze to obszar, na którym mieszka ok. 450 tys. ludzi. Za rządów Władimira Putina do Naddniestrza dołączyła Abchazja i Osetia (w 2008 roku).
W kwietniu 2014 roku rosyjscy separatyści z Ługańska i Doniecka przystąpili do szturmu na ukraińskie władze lokalne. W Doniecku zajęli budynek rady miasta i wkrótce przejęli kontrolę nad administracją. Podobnie było w Ługańsku. Oczywiście separatyści byli inspirowani z Moskwy, której schemat działania sprawdził się już w Gruzji. Na zajętych terenach wschodniej Ukrainy ogłoszono wtedy powstanie Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej.
Obie „republiki donieckie” powstały błyskawicznie. Już 11 maja 2014 roku zorganizowano referenda niepodległościowe, a następnego dnia ogłoszono niepodległość republik. Referenda nie zostały zaakceptowane jako wiążące przez społeczność międzynarodową, ale dla Rosji nie było to istotne. Wkrótce podpisano też powstanie Federacyjnej Republiki Noworosji, w skład której weszły nowe republiki. Następne porozumienia pokojowe zawarte w Mińsku doprowadziły do formalnego zawieszenia broni, ale także były początkiem działalności „republik donieckich”.
Obie republiki powstały jedynie na części ziem administracyjnych obwodów wchodzących w skład Ukrainy. Ługańska Republika Ludowa to terytorium niemal 8,4 tys km kw., zamieszkałe przez 1,5 mln ludzi. Niewiele mniejsza terytorialnie jest Doniecka Republika Ludowa (niecałe 8 tys km kw.), ale za to z ludnością sięgającą niemal 2,3 mln.
Zbuntowane terytoria razem mają ponad 16 km kw. z niemal 4 mln mieszkańców, a do tego są to ziemie bogate m.in. w węgiel kamienny eksportowany także do UE.
Fakt, że „państwa” powstałe na mocy dekretu Władimira Putina powstały jedynie na części ziem administracyjnych obwodu ługańskiego i obwodu donieckiego może być doskonałym „casus belli” tłumaczonym chęcią odbicia ziem, których nie chce oddać Ukraina (to bardzo prawdopodobny scenariusz).
Już następnego dnia po uznaniu ŁRL i DRL przez Putina wiceszef tzw. parlamentu Ługańskiej RL Dmitrij Horoszyłow powiedział, że „(…) w ramach prawa naszych republik są ustawy w sprawie granic państwowych, które wyraźnie mówią o tym, że terytorium Ługańskiej Republiki Ludowej to terytorium byłego obwodu ługańskiego.” Horoszyłow cytowany przez RIA Nowosti bez ogródek natychmiast zagroził Ukrainie: „Jest to nasze terytorium, okupowane przez ukraińskie wojska. Myślę, że musimy wezwać Ukrainę do dobrowolnego wycofania wojsk.”
Słowa separatysty skontrowała Swietłana Żukowa, wiceszefowa komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy Państwowej, podkreślając, że Rosja nie uzna „republik ludowych” w Donbasie w granicach obwodów donieckiego i ługańskiego – czyli szerszych, niż faktycznie kontrolowane przez separatystów: „Oczywiście chodzi o obecne granice. Nikt nie pójdzie dalej. Nie określiliśmy w dokumentach żadnych innych granic”.
Czy Żukowa mówiła prawdę? Niewiele wcześniej Leonid Kałasznikow, szef komisji Dumy Państwowej ds. WNP i rodaków, stwierdził, że Rosja uzna samozwańcze republiki w granicach szerszych niż kontrolowane obecnie, określonych w nieuznanym referendum w 2014 r.
Warto też pamiętać o anegdotycznym już żarcie Władimira Putina, który na pytanie o granice Rosji odpowiedział z uśmiechem na ustach: „Rosja nie ma granic”.