Rok 2023 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi niekoniecznie zwiastowały jakoweś klęski, ale z pewnością nadzwyczajne zdarzenia. Współcześni dziennikarze wspominają, iż już z wiosną europejska szarańcza znana pod nazwą „Fit for 55” w niesłychanym dotychczas propagandowym, a co za tym idzie i legislacyjnym szale, zaczęła prześladować ludzkie umysły, co było przepowiedzią dalszych problemów ze wzrostem kosztów energii i nie tylko. Latem zdarzyła się rzecz niesłychana, gdy wśród rzesz rozleniwionych ludzi, zażywających kąpieli słonecznej w sierpniowych szczytach temperatur, to jest pogody jakże deficytowej podczas wakacji, jedna grupa społeczna zamiast z całych sił przedłużać koniec letniego wypoczynku, lenistwo i rekreację, na przekór trendom większości pracowała intensywnie, w pocie czoła, co w samo w sobie było dla tej grupy zjawiskiem niezwykle rzadkim, pojawiającym się tylko jednorazowo w czteroletnim cyklu. Właśnie w pocie czoła wszelkiej maści politycy od tych najbardziej widocznych po tych, którzy na co dzień z ludem pracującym miast i wsi się zadawali, dwoili i troili się wprzódy, by zebrać podpisy, a dalej, by przekonywać do swoich racji na każdym festynie, jarmarku czy innego rodzaju uroczystości.
W Warszawie widywano też wielotysięczne manifestacje; przeciwstawiano im regionalne wyjazdy i pikniki, gdyż niektórzy twierdzili, że to niemiecka lub rosyjska zaraza spadnie na kraj i wygubi suwerenne państwo, które z tak wielkim trudem, po tylu latach udało się odbudować. Nareszcie nastał czas referendum, uroczyście ogłoszony, a którego najstarsi ludzie nie pamiętali podobnego, bo dziejowo tak ważny jak poprzednie, które odbywało się jeszcze wtedy, gdy Polska w struktury Unii Europejskiej wchodziła. Gdy więc tak porządek przyrodzenia zdawał się być wcale odwróconym, wszyscy w Polsce oczekując niezwykłych zdarzeń, zwracali swój niespokojny umysł i oczy szczególnie ku Dzikim Polom, gdzie trwała straszna z Putinem wojna i od których łatwiej niźli skądinąd mogło ukazać się niebezpieczeństwo.
Tymczasem na politycznym podwórku nie działo się nic nadzwyczajnego i nie było innych walk, i potyczek jak te, które odprawiali tam zwykle ci, którzy na co dzień zwykli bronić interesu polskiego obywatela, kłócąc się niemiłosiernie w Sejmie i Senacie, a o których wiedziały tylko kamery, gazety, serwisy internetowe i wszelkiego rodzaju zwierz po cichu karmiący się polityczną padliną.
Bo takie były już te parlamentarne zawiłości w przeddzień najważniejszego święta demokracji, jakimi są wybory.
Pozwoliłem sobie na ten niezwykle epicki, a zaczerpnięty w swoim stylu od jednego z najwybitniejszych, narodowych pisarzy wstęp, by poniekąd satyrycznie ubarwić owe dylematy, przed jakimi Polska dzisiaj stoi. I nie umniejszając powagi nadchodzących wydarzeń politycznych, w przeddzień końca wakacyjnego wypoczynku wypada jeszcze trochę odpocząć od tego co nieuniknione, a w wir czego wpadniemy, gdy tylko wrócimy do normalnych obowiązków. Mówię tu o absurdach powoli rozkręcającej się kampanii wyborczej, którą już można nazywać kampanią, a nie propagandowym piknikiem, spotkaniem z obywatelami, czy co tam jeszcze kawalerska fantazja wymyśli, gdyż termin wyborów został ogłoszony.
Problem w tym, i sam nawet dałem się nawet złapać na ten haczyk, że w obliczu nadchodzących wydarzeń, niezależnie od własnych preferencji, w moim przypadku szukania dziury w całym i dzielenia się przemyśleniami, z uwagi niejako na doniosłość chwili, koncentrujemy się na bieżących wydarzeniach politycznych. Sam ostatnio raczyłem Czytelnika tekstami w swej tematyce poważnymi, nie dając odpocząć przed gorączką wyborczej nocy. A poza polityką, na froncie walki absurdu ze zdrowym rozsądkiem dzieje się równie wiele, tak że można sobie pozwolić podczas ostatniego weekendu wakacji na odrobinę komedii. Żal też, by pewne tematy, które niezwykle mnie rozbawiły, się nie „przeterminowały”.
A wakacyjne podium rzeczy tak niedorzecznych, że aż zabawnych, otwiera informacja o kontroli przez Inspekcję Jakości Handlowej – tak drogi Czytelniku, wśród imponującej liczby służb i inspekcji jest i taka – jakości kebabów. Okazuje się, że kontrole ujawniły powszechne nieprawidłowości, o takim ciężarze gatunkowym, jakie niedawno ujawnił Prezes Banaś w przypadku wykonania budżetu. Jak podaje FPG24.pl, doszukano się nieprawidłowości aż w 81,7 proc. kontrolowanych podmiotów, gdzie: Inspekcja zwracała uwagę na dania w formie pociętego kebabu, podawane w pociętej w bułce, picie, tortilli oraz z frytkami. Badano zgodność podawanych klientom potraw z aktualnymi przepisami prawa, które mają być spełnione na podstawie deklaracji wyrażonej przez oznakowanie danego produktu.
Sporo racji miał Nicolás Gómez Dávila, pisząc: Dziś każdy już to wie, że „zmieniać świat” oznacza zbiurokratyzować człowieka. Najlepsza, najtańsza i najracjonalniejsza metoda „badania” jakości świadczonych usług, czyli wyrobione w ramach wolnego rynku zdanie konsumenta, zostało zbiurokratyzowane w imię „zmiany świata”.
Ale to nie koniec tej satyrycznej, wakacyjnej epopei. W połowie lipca red. Tomasz Cukiernik pisał o „ciekawym” konkursie pod nazwą RównoWaga, ogłoszonym w lipcu przez Konfederację Lewiatan, a skierowanym do firm, organizacji pozarządowych, ale też samorządów i administracji, którego celem jest wyłonienie liderów wśród pracodawców działających na rzecz wyrównywania szans kobiet i mężczyzn w miejscu pracy. Tą zabawną częścią projektu jest nie wyświechtane hasło lewicy wyrównania dysproporcji wynagrodzeń ze względu na płeć, ale dbanie o różnorodność, rozumiane przez zainteresowanie się pracodawcy zdrowiem menstruacyjnym czy menopauzą. Trzeba przyznać, że „zmiana świata”, w naszej, jak to określają rządzący politycy, jeszcze „normalnej” Polsce, wkracza zdecydowanie na wyższy level.
Tylko czekać zatem, aż i u nas pojawią się takie nowinki, jak te z Wielkiej Brytanii. Tam z uwagi na kryzys pocovidowy rząd doświadczył tego samego problemu, do którego nasi rodzimy rządzący, wraz z panią Prezes ZUS, już się przyzwyczaili, a mianowicie masowego uciekania pracowników na L4. Rząd Jego Królewskiej Mości postanowił walczyć z tą egipską dla finansów państwa plagą w sposób co najmniej tak absurdalny, jak nasze rodzime organy państwowe, aczkolwiek nie tak bardzo bolszewicki. U nas osobę, która uczciwie opłacała składki i nagle zachoruje, kontroluje się, kwestionując albo chorobę, albo poprawność zatrudnienia, celem oczywiście odprawienia jej z kwitkiem i zatrzymania należnych jej pieniędzy. W Wielkiej Brytanii planuje się wysyłać chorą osobę do coacha, który w założeniu opartym o badania może pomóc w powrocie do pracy ponad 50 tysiącom osób z problemami psychicznymi, długami lub innymi trudnościami. Jak dalej podaje FPG24.pl, life coaching to stosunkowo nowy zawód, a osoby będące coachami co do zasady nie są ani lekarzami, ani psychologami. Tak naprawdę coachem może zostać każdy, kto interesuje się rozwojem osobistym. Praca ta polega na pomaganiu ludziom w określeniu ich życiowych celów i opracowywaniu planu, który sprawi, że cele te zostaną osiągnięte.
Szczerze mówiąc, boję się choćby pomyśleć o implementacji podobnych pomysłów w rodzimym systemie ubezpieczeń, bo zapewne skończy się to jak w znanym na całą Polskę przypadku ubezpieczonego, który stracił nogę w wypadku, a renty i tak nie otrzymał. Innymi słowy ZUS odmówi świadczenia, a coach będzie nas przekonywał, że brak środków do życia to jeszcze nie tragedia.
Rok 2023 to dziwny rok… I jeszcze się nie skończył.
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie