To, co wszyscy odczuwają jednakowo, niezależnie od kraju importującego, to wzrost kosztów mający przełożenie na cały łańcuch odbiorców. Ceny większości środków produkcji rosną wręcz w oczach, a dotyczy to przede wszystkim cen paliw, surowców i metali potrzebnych przy produkcji. Wzrost tych cen powoduje z kolei podnoszenie stawek przez producentów. W końcowym efekcie gotowe produkty na półkach w europejskich sklepach wzrosły już dwudziesty miesiąc z rzędu, bijąc nowy rekord – piszą analitycy.
Problemem nie tylko ceny
Wzrost kosztów producenckich nie jest jedynym problemem w obszarze podaży produktów. Według obserwacji analityków ING Banku Śląskiego, rosną opóźnienia w dostawach do polskich fabryk komponentów niezbędnych do produkcji. Przedsiębiorcy bardzo często sygnalizują niedobory surowców jako czynnik ograniczający wzrost produkcji oraz tworzący tzw. zaległości produkcyjne.
Zdaniem Piotra Popławskiego z ING Banku Śląskiego, osłabienie koniunktury w przemyśle może być silniejsze niż to, na które wskazywałby gorszy odczyt głównego wskaźnika PMI.
Ekonomiści zwracają uwagę na kolejne, znaczące wydłużanie się czasu dostaw. Już podczas koronakryzysu firmy nie nadążały z produkcją, by w pełni zaspokoić potrzeby importerów. Obecnie wojna na Ukrainie i związane z nią sankcje, a także ponowny wzrost obostrzeń sanitarnych w Chinach, kolejny raz poważnie zaburzyły łańcuchy dostaw.
Firmy tworzą zapasy
Przedsiębiorcy ratują się próbując obejść niedobory zapasów i ominąć kolejne wzrosty cen tworząc zapasy buforowe. – Zapasy buforowe rosną w historycznie szybkim tempie – napisali analitycy S&P Global.
Warto dodać, że na pogorszenie koniunktury w przemyśle w Polsce dodatkowo bardzo silnie i w negatywny sposób oddziałuje słaby złoty.
Co nas czeka w ciągu najbliższego roku? Rokowania nie są optymistyczne. Przedsiębiorcy spodziewają się nadal rosnących cen, przedłużania się konfliktu na Ukrainie oraz ciągłego niedoboru podaży surowców.