Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa poinformował, że w roku 2022 eksport owoców łącznie z przetworami osiągnął wartość 1,8 mld euro, co stanowi wynik o 6 proc. lepszy niż w roku 2021. Podobnie warzywa i przetwory zanotowały zwyżkę sprzedaży zagranicznej – tym razem o 21 proc. (2,3 mld euro). Te liczby teoretycznie mogą cieszyć, ale – nie odbierając tu splendoru samym producentom – w większości była to zasługa wyższych cen produktów, które stanowiły wypadkową licznych czynników ekonomicznych oraz korzystnego kursu złotówki wobec euro. Na podobne wyniki patrzeć należy zatem trochę przez palce, nie zamykając się jednocześnie na narrację branży, która wskazuje na liczne kryzysy, z którymi boryka się dziś sektor owocowo-warzywny.
Sankcje? Jakie sankcje?
Sankcje gospodarcze nałożone na Rosję po jej agresji na Ukrainę nie obejmują swoim zasięgiem niektórych kategorii produktów spożywczych. Z tego powodu do Polski wciąż trafiają owoce i warzywa z… Rosji i Białorusi. Jak wyliczył Główny Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa od początku tego roku do końca pierwszego tygodnia marca do naszego kraju trafiło niemal 1666 ton ogórków z Rosji i Białorusi. Co istotne ceny importowanych warzyw są znacznie niższe niż ich polskich odpowiedników, co sprawia, że skutecznie wypychają z rynku polskie produkty. Właściciele firm zajmujących się handlem towarami z Rosji i Ukrainy słusznie wskazują, że w żadnym wypadku nie łamią prawa. To prawda. Warzywa pochodzące z dwóch wspomnianych kierunków posiadają wszelkie stosowne certyfikaty i na nasz rynek trafiają w pełni legalnie. Mało tego: ze względu na znaczącą różnicę w cenie polscy konsumenci – świadomie lub nie – chętnie kupują białoruskie czy rosyjskie warzywa. Jedynym, co można zarzucić firmom handlującym towarami pochodzącymi od agresora, to wątpliwe moralnie działanie. To jednak poddać można wyłącznie pod rozwagę.
Faktem jest jednak, że kraje członkowskie Unii Europejskiej powinny zdecydowanie zacieśnić reżim celny i rozszerzyć obowiązujące przepisy o produkty, które – legalnie bądź nie – wciąż trafiają do Polski z Rosji i Białorusi. To działanie, którego oczekują także producenci owoców i warzyw, którym rosyjska konkurencja nie jest dziś do niczego potrzebna. Tym bardziej, że zmieniając nieco perspektywę przypomnieć należy, że Polacy od lat, z uwagi na obowiązujące embargo, nie mogą wysyłać owoców i warzyw do Rosji, czyli przez długi czas naszego najważniejszego odbiorcy produktów sektora sadowniczego.
Grupy zrzeszające producentów sektora alarmują, że jeśli polski rząd nie ukróci importu owoców i warzyw z Rosji i Białorusi to Polacy przegrają walkę z tymi towarami. Różnica w kosztach produkcji czy kosztach pracy skutecznie zamyka polskim rolnikom możliwość konkurowania ze wschodnimi rywalami. Sama tylko dysproporcja względem energii już na starcie dyskwalifikuje krajowych dostawców.
Trzy pomidory i dwie papryki „na głowę”
Trudna sytuacja panuje także w innych krajach UE. Lawinowy wzrost kosztów energii – w szczególności cen gazu – doprowadził do zachwiania dostępności owoców i warzyw na rynkach w zachodniej części kontynentu. Hiszpańscy rolnicy wciąż patrolują pola odstraszając potencjalnych złodziei, w Niemczech ogórki osiągają niespotykane dotąd ceny, na Słowacji w zasadzie nie da się kupić cebuli, w Holandii jeszcze do niedawna „reglamentowano” paprykę sprzedając ją w ilości nie przekraczającej dwóch sztuk na jednego obywatela, w wielu brytyjskich sklepach można było nabyć maksymalnie trzy pomidory „na głowę”, Szwedzi wybierali się na warzywno-owocowe zakupy do Norwegii (a nie – jak miało to miejsce do tej pory – na odwrót), na Węgrzech natomiast rekordowa inflacja przełożyła się na spektakularne wzrosty cen owoców i warzyw.
To efekt nałożenia się wielu czynników. Najważniejszym z nich są rekordowe ceny gazu, które zmusiły część dostawców do ograniczenia produkcji szklarniowej, dla której właśnie gaz jest podstawowym kosztem. Niskie temperatury na południu Półwyspu Iberyjskiego oraz powodzie w Maroku zaburzyły natomiast tamtejsze zbiory, co przełożyło się na poważne niedobory warzyw i owoców na europejskich rynkach.
Sytuacja w Europie jest nieciekawa. Możemy tylko gdybać, jak zareaguje rynek, jeśli konflikt zbrojny na Ukrainie nie zakończy się w najbliższym czasie. A przecież jest to wysoce prawdopodobne. Jedno wiadomo na pewno: klimatyczny szał Komisji Europejskiej materializujący się w Europejskim Zielonym Ładzie z całą pewnością nie pomoże producentom owoców i warzyw – ich celem jest dziś przede wszystkim ratowanie podupadających gospodarstw, na których widoczne są blizny będące pozostałościami kolejnych kryzysów ostatnich lat. Zamiast realnej pomocy UE wprowadza dziś regulacje, których naturalną konsekwencją jest ograniczenie produkcji na europejskim rynku rolnym.