Przedsiębiorcy skupieni wokół rynku maszyn rolniczych wystosowali list do premiera Morawieckiego, w którym – wzorem innych branż – poproszono o możliwie jak najszersze wparcie, które mogłoby zmaterializować się w odsunięciu w czasie wejścia w życie planowanych od kilku miesięcy regulacji. Sektor ma także swoje pomysły, które z pewnością pomogłyby odbiurokratyzować ten trudny, acz intratny biznes.
Sytuacja jest paląca, ponieważ sprawne funkcjonowanie rodzimego rynku maszyn i urządzeń rolniczych staje się kluczowe względem problemów z dostawami części czy całego osprzętu rolniczego spoza granic naszego kraju.
Zdalna rejestracja może wymiernie pomóc branży
Czas pandemii, kiedy urzędy państwowe funkcjonują w ograniczonej formule, stawia producentów maszyn i urządzeń rolniczych w szczególnie trudnej sytuacji związanej ze skomplikowaniem się procesów rejestracji pojazdów i osprzętu – w szczególności nowych ciągników oraz przyczep.
Pomysł, który zaprezentował sektor, jest wart rozważenia. Przedsiębiorcy postulują bowiem wprowadzenie możliwości zdalnej rejestracji pojazdów. To cenna inicjatywa w czasie, gdy na długi okres starostwa wstrzymywały procedury związane z rejestracją. Z podobnym kłopotem musieli mierzyć się producenci aut. Problem polega na tym, że jeśli rolnik nabędzie nowy ciągnik, nie mogąc go zarejestrować, utraci możliwość zawarcia ubezpieczenia OC. Bez tego, nie będzie mógł użyć maszyny, a zatory już dziś są ogromne, co może stanowić znaczne utrudnienie szczególnie w okresie żniw i przy intensyfikacji innych prac polowych. Branża chciałby, aby tablice rejestracyjne przesyłane były drogą pocztową, a same wnioski o rejestrację mogły być przekazywane zdalnie. Mogłoby to stanowić uproszczenie także w wymiarze długoterminowym i zapewne pozbawiłoby rolników konieczności spędzania długich godzin w urzędach.
Problemem nowe normy emisji spalin
Branża domagała się także, aby przynajmniej o rok przesunąć w czasie termin wejścia w życie nowych regulacji dotyczących norm emisji spalin, które objąć mają pojazdy używane w rolnictwie i leśnictwie. Już dziś wiemy, że wiele fabryk znacznie ograniczyło swoje moce przerobowe, a część zaniechała produkcji na czas pandemii koronawirusa. Wiemy też, że w najbliższym czasie nastąpi pierwszy od dawna znaczący spadek sprzedaży nowych i używanych ciągników.
Problem jest pilny, ponieważ wraz z rozpoczęciem się 2021 roku procedurze rejestracji będą mogły zostać poddane tylko te maszyny, które dostosowane będą do nowych przepisów emisji spalin Stage V. Przestój, z którym już mierzą się najwięksi producenci, spowoduje, że część już wyprodukowanych maszyn najzwyczajniej się nie sprzeda. Silniki zalegające w magazynach nie spełnią bowiem nowych wyśrubowanych norm. Producenci potrzebują jeszcze roku, który nie z ich winy został wyjęty z kalendarza handlowego w najgorszym możliwym momencie, który rokrocznie stanowił najważniejszy moment dla branży i był czasem odbicia po martwym okresie zimowym.
Rolnicy dostaną rykoszetem
Problem stanowi także fakt, że to rolnicy oberwą rykoszetem problemów, z którymi walczy branża maszyn i urządzeń rolniczych. Trudności są zresztą paralelne względem innych krajów Unii Europejskiej. Już dziś rolnicy odczuwają pierwsze niedobory sprzętu. Polskie władze powinny zrobić wszystko, co możliwe, aby zapewnić ciągłość wykonywania prac polowych i aby w naszym kraju nie powtórzył się scenariusz włoski, który odciął tamtejszych rolników od możliwości naprawy i zakupu nowego sprzętu rolniczego.
*autor jest Dyrektorem Instytutu Gospodarki Rolnej