Sukcesy Polski w tym sektorze biorą się z regularnego przyrostu liczby rodzin pszczelich pszczół miodnych. W przedziale czasowym 2009-2019 ich liczba wzrosła o około 50 proc. Coraz też więcej osób decyduje się na prowadzenie pasieki, a wiele już funkcjonujących regularnie się powiększa, między innymi dzięki sensownie skonstruowanym programom wsparcia pszczelarstwa finansowanym z budżetu krajowego i unijnego. Organizowane szkoleń, dofinansowania do zakupu urządzeń pasiecznych, leków zwalczających warrozę czy dopłaty do zakupu pszczół pozwalają na ustawiczny rozwój sektora. Niemałą także rolę odgrywają postępująca profesjonalizacja polskiego pszczelarstwa oraz produkty, po które coraz śmielej sięgają konsumenci – propolis, mleczko pszczele, wosk pszczeli, pyłek czy pierzga.
Co słychać na rynku?
Najnowsze dane z 2021 r. wskazują, że liczba rodzin pszczelich w Polsce sięgnęła niemal 2 mln. To zauważalny wzrost wobec wyników z roku 2019, kiedy to w Polsce znajdowało się 1,68 mln rodzin. Wzrasta też liczba pszczelarzy, których gospodaruje dziś w kraju ponad 40 tys. – głównie w formule gospodarstw rodzinnych. Nowych adeptów sztuki pszczelarskiej kuszą dofinansowania oraz względna stabilność rynku, który w 2021 r. w zasadzie utrzymał ceny z poprzednich sezonów. I tak średnia cena miodu wielokwiatowego wyniosła około 32 zł za kilogram na rynku detalicznym i 15 zł w hurcie. W ubiegłym roku zebrano w Polsce około 18 tysięcy ton miodu – to dobry wynik, który jawi się jako nadzwyczaj korzystny także w kontekście mniejszych niż w ubiegłych latach strat wynikających z przezimowania.
Na krajowym rynku wciąż jest jednak wiele miejsca dla nowych pszczelarzy. Na sklepowych półkach zbyt często pojawia się bowiem miód z importu – głównie z Ukrainy i Chin.
Problem fałszerstwa miodu
Unia Europejska – mimo rosnących wskaźników produkcji miodu – wciąż nie jest w tym kontekście samowystarczalna. Aż 40 proc. miodu, który finalnie trafia na sklepowe półki. pochodzi z importu. Przyczyną tego stanu rzeczy jest wymieranie pszczół, monokultura rolnicza oraz zanikanie naturalnego habitatu.
Według danych z 2021 r. Unia Europejska zaimportowała niemal 54 tys. ton miodu z Ukrainy oraz prawie 48 tys. ton z Chin. To odpowiednio 31 i 28 proc. ogółu importu miodu do UE. Sama Unia zaspokaja zaledwie 12 proc. światowej produkcji miodu. Przodują – od lat bez zmian – Chiny (26 proc. światowej produkcji). Wiele miodu dostarczają także: Turcja (6 proc. ), Iran (5 proc.), Argentyna (4 proc.) i Ukraina (4 proc.).
Problem z miodem, który napływa na Stary Kontynent, polega na tym, że częstokroć ma on faktycznie niewiele wspólnego z… miodem. Eksperci branży wskazują, że jego fałszowanie odbywa się już na masową skalę i z roku na rok stanowi dla pszczelarzy coraz większy problem. Samo fałszerstwo nie opiera się dziś już tylko na „majstrowaniu” w procesie produkcyjnym, ale także na dokarmianiu pszczół sacharozą czy dodawaniem do gotowego produktu syropu glukozowo-fruktozowego. Wciąż także fałszowane są etykiety znajdujące się na opakowaniach – tu próbuje się zatuszować faktyczny kraj pochodzenia produktu.
To właśnie ta ostatnia kwestia zwróciła w ostatnim czasie baczną uwagę zrzeszonych w unijnych organizacjach pszczelarzy. Stało się tak dlatego, że miody importowane z Azji czy Ameryki Łacińskiej są zwykle o wiele tańsze niż krajowe wyroby wytworzone zgodnie ze sztuką.
Kwestia właściwego etykietowania produktów pszczelich już niedługo może zostać ucywilizowana. Wszystko za sprawą dyrektywy miodowej, która ma wprowadzić możliwość pełnej identyfikowalności produktu. Branża domaga się, aby na etykietach znalazła się informacja dotycząca każdego kraju, z którego pochodzi miód w opakowaniu wraz z jego procentowym udziałem w odniesieniu do konkretnego państwa. Dziś producenci mają obowiązek informować wyłącznie o tym, że produkt stanowi mieszankę miodów, ale ta wiedza niewiele daje konsumentowi. Jak przypominają przedstawiciele sektora, już dziś wiele państw w UE stosuje podobne rozwiązania, ale teraz przyszedł czas, aby przenieść je na poziom unijny.
Zmiana prawa wspólnotowego dotyczyć ma także ważnej kwestii warrozy, czyli choroby pszczół będącej zmorą pszczelarzy. Okazuje się bowiem, że część krajów nie może stosować leków przeciw warrozie, podczas gdy w innych są one z powodzeniem wykorzystywane do ochrony rodzin pszczelich. Poradzenie sobie z chorobą przełożyć mogłoby się na wzrost produkcji miodu w UE, a tym samym na ograniczenie skali importu niskiej jakości surowca z krajów pozaunijnych.