Wnioski płynące z opublikowanego niedawno raportu Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN są jednoznaczne: gminy, w których dominującą rolę pełni rolnictwo przeżywają silny regres. Także średnie dochody mieszkańców są na wskazanych obszarach stosunkowo niskie, tamtejsi mieszkańcy mają ograniczone szanse na rozwój, a migracja ludności z gmin wiejskich do większych ośrodków zdecydowanie nie poprawia trudnej sytuacji.
Skoro systemowe triki nie działają, a ludność – mimo wartych podkreślenia starań czynionych przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi – nie widzi większych perspektyw na rozwój, będzie musiała nastąpić (co zresztą się dzieje) pewna zawodowa reorientacja ludności obszarów do tej pory nastawionych na działalność rolniczą. Mówiąc zupełnie wprost – w odniesieniu do grupy rolników najmniejszych (czyli najliczniejszej grupy) gospodarowanie na kilku hektarach lub utrzymywanie skromnego żywego inwentarza już nie wystarczają.
Rolnicy w tarapatach
Problemów małych gospodarzy doszukiwać należy się nie tylko w skutkach wydarzeń z kilku ostatnich lat, czyli pandemii, wojnie na Ukrainie czy skoku inflacji, ale także w konstrukcjach prawnych, które przez lata przyczyniały się do pogrążania się gospodarstw w postępującym marazmie. Mowa tu o przepisach, które na lata zabetonowały rozciągnięty do granic możliwości łańcuch produkcyjny i sprzedażowy. Efektem tego stanu rzeczy był fakt, że na sprzedaży produktów rolnych zarabiali nie rolnicy, a wszyscy… pośrednicy. Zakłady przetwórcze, skupy czy największe sieci sklepów na lata uwłaszczyły się na mniejszych dostawcach, którzy – pozostawieni sami sobie, bo przecież działający w rozdrobnieniu i bez zorganizowania w strukturach spółdzielczych – nie dysponowali odpowiednią siłą negocjacyjną w starciu z dużymi podmiotami, od kooperacji z którymi pozostawali i pozostają w pewnym uzależnieniu. Wiele zmieniła legislacyjna batalia, której efektem finalnym było przyjęcie ustawy mającej na celu przeciwdziałanie wykorzystywaniu nieuczciwej przewagi kontraktowej. Nowe prerogatywy, które otrzymał UOKiK pomogły, ale wciąż sytuacja daleka jest od ideału.
Wciąż znaczną część potencjalnych zysków rolników przejmują bowiem pośrednicy, regularnie spadają dochody gospodarzy, którzy nie radzą sobie z ostatnimi – nawet kilkukrotnymi – wzrostami kosztów prowadzenia działalności rolniczej. Problem stanowi nawet wykonanie zasiewów na polach, bo materiał, nawozy czy środki ochrony roślin wymagają uruchomienia znaczących, a często przewyższających możliwości rolników, środków na start. Także liczba wniosków o dopłaty obszarowe każe zastanowić się nad ich sensownością. Do 15 maja zawnioskowało o nie zaledwie pół miliona rolników, którzy niechętnie patrzą na zbiurokratyzowane ekoschematy.
Wieś się zmienia
Trudna sytuacja wydaje się dodatkowo usztywniać, ponieważ w ramach wspólnej polityki rolnej (WPR) największe środki przeznaczone zostały właśnie na dopłaty, nie zaś na inwestycje, które pozwoliłyby rozwinąć się pogrążonym dziś w marazmie obszarom. Inwestycje, gdy dochodzi już do ich realizacji, często torpedowane są także przez grupy aktywistów czy organizacje zawiązywane przez ludność, która sprzeciwia się rozwojowi działalności rolniczej na wsi w pobliżu ich miejsca zamieszkania. Sprawy nie ułatwia fakt, że znaczna część gmin nie posiada miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, które czarno na białym pokazywałyby, gdzie i co można wybudować. Sami rolnicy skarżą się także na problemy z kontrolami w zakresie rolniczego handlu detalicznego, który miał przecież ożywić ekonomicznie właśnie najmniejsze gospodarstwa przy minimum biurokratycznych przeszkód.
Dlatego też rolnicy coraz śmielej patrzą w kierunku możliwości uzyskiwania pozarolniczych dochodów. W ostatnich latach obserwować możemy na przykład znaczne ożywienie w kwestii powstawania nowych gospodarstw agroturystycznych, gospodarstw opiekuńczych czy choćby zagród edukacyjnych. Szczególnie pierwsza z działalności zyskuje na popularności wykorzystując rozwój wypoczynkowego trendu, który ściąga rzesze osób chcących zakosztować relaksu na sielskiej wsi.
Rokrocznie większa grupa rolników decyduje się na łączenie dotychczasowej działalności z inną – często wykonywaną w najbliższym ośrodku miejskim. Co niepokojące, częstą sytuacją jest także przebranżowienie, które jest naturalną konsekwencją nieopłacalności dotychczasowych metod zarobkowych. Ostatnia dekada do ubytek około 15 procent gospodarstw rolnych. Część z nich została wchłonięta przez większe podmioty, co przekłada się na niewielki wzrost średniej wielkości polskiego gospodarstwa, ale inne to podmioty, które nie wytrzymały kosztowej presji.
Możemy obserwować wskaźniki ekonomiczne, liczyć kolejne spadki, ale faktem jest, że także małe gospodarstwa są polskiemu rolnictwu szalenie potrzebne. Z całą pewnością nie pomagają tu unijne przepisy, których efektem będzie skansenizacja polskiej wsi potrzebującej dziś przecież silnego impulsu rozwojowego.