Panie Ministrze, wkrótce pierwsza rocznica wejścia w życie Konstytucji biznesu. To akt prawny, na który czekało całe środowisko małych i średnich przedsiębiorstw, a Pan został jego głównym wykonawcą. Jaki to był rok?
Niesłychanie absorbujący psychicznie i wyczerpujący fizycznie. Zaczynałem jak startup – ja i teczka, mając świadomość wagi urzędu, który przyszło mi tworzyć od podstaw. Szukanie pomieszczeń na główną siedzibę Biura Rzecznika i na oddziały terenowe, kompletowanie zespołu pracowników i współpracowników, planowanie budżetu, czy rozwiązywanie wszelkiego rodzaju problemów natury organizacyjnej, co odbywało się pod okiem dziennikarzy, szukających najchętniej dziury w całym. A z drugiej strony, ciężar świadomości, że od intensywności naszego działania i bardzo często od szybkości podejmowanych interwencji zależeć będzie poprawa sytuacji tysięcy przedsiębiorców sektora MŚP.
Co zalicza Pan do swoich największych sukcesów w roli rzecznika małych i średnich przedsiębiorców? Co stanowiło największe wyzwania i trudności?
Przede wszystkim nie podejrzewałem, że potrafię funkcjonować w takim tempie. I że po roku tego biegu z przeszkodami będę miał dość sił i zapału, żeby planować przyspieszenie. Powołanie na urząd rzecznika traktuję jako zaszczyt i zarazem zobowiązanie do wyjątkowej działalności w roli strażnika Konstytucji biznesu. Wolałbym nie mówić o swej pracy w kategorii sukcesów i porażek, ponieważ traktuję Biuro Rzecznika jako urząd do zadań permanentnych i wyjątkowych, których ostatecznym celem jest zmiana urzędniczej optyki i stworzenie przyjaznego środowisku przedsiębiorców otoczenia prawnego. Jeżeli mógłbym mieć jakieś specjalne życzenia, to życzyłbym sobie jeszcze większej uwagi mediów dla bieżących spraw, którymi się zajmujemy. Naturalnie, w interesie sektora MŚP, który – niestety, nie tylko za czasów PRL – traktowany był wrogo albo po macoszemu.
Ostatnio zaproponował Pan dobrowolność ubezpieczeń społecznych dla przedsiębiorców. Musi się Pan jednak liczyć z silnym oporem, jest wiele argumentów przeciwko takiemu rozwiązaniu, przy czym mniejsze wpływy FUS ze składek to akurat najmniejszy problem. Jak odpowie Pan na zarzuty, że takie rozwiązanie to rozmontowywanie powszechności systemu emerytalnego, albo że ci, którzy nie będą płacić składek i nie będą mieć prawa do emerytury, i tak ostatecznie wywalczą jakieś pieniądze od państwa i dostaną świadczenia sfinansowane przez tych, którzy składki jednak płacili?
Nie znam nikogo rozsądnego, kto chciałby być pozbawiony bezpłatnej opieki zdrowotnej, renty czy emerytury. Poznałem natomiast osobiście dziesiątki przedsiębiorców, którzy musieli zamknąć swą działalność, bo z powodu trudności finansowych, nie było ich stać na opłacanie zusowskich składek. Dlatego, już jako Rzecznik MŚP, z ogromną determinacją zabiegałem o wydłużenie ustanowionego na koniec stycznia urzędowego terminu przejścia na tzw. mały ZUS, by mógł z tej ulgi skorzystać każdy uprawniony przedsiębiorca. Ustanowienie prawa do „dobrowolnego ZUS”, pozwoliłoby, zwłaszcza właścicielom małych firm, na poprawę rentowności i rozwinięcie działalności. Dzisiaj przedsiębiorca musi zarobić przynajmniej 1300 zł w miesiącu, które oddaje na ryczałtowy ZUS, aby nie wpadać w długi. Nikt jednak nie zagwarantuje, że w każdym miesiącu ten dochód się pojawi, a przecież trzeba jeszcze z czegoś żyć. W Niemczech, gdzie składki na ubezpieczenie społeczne są dobrowolne, przedsiębiorca może wybrać system państwowy, prywatny lub zabezpieczyć się we własnym zakresie. Tam przedsiębiorca jest pewien, że państwo w przypadku kłopotów z zapłaceniem składki, nie będzie licytować jego mieszkania, aby środki ze sprzedaży przeznaczać w przyszłości na wypłatę jego emerytury. W Niemczech takich absurdów nie ma, bo nie ma podobnego systemu, który niszczy przedsiębiorczość i miejsca pracy.
Niedawno przesłał Pan list do premiera Morawieckiego w sprawie ograniczenia handlu w niedziele, w którym nawołuje Pan do rzeczowej dyskusji o rzeczywistych skutkach tego rozwiązania dla małych sklepów rodzinnych. Jakie sygnały docierają do Pana w tej sprawie od małych przedsiębiorców?
Ten list to moja reakcja na kampanię zainicjowaną w mediach przez przeciwników ustawy ograniczającej handel w niedziele i święta. Kampanię operującą niepotwierdzonymi liczbami i anonimowymi opiniami. Niestety – i to już jest karygodne – w tę nieuczciwą rozgrywkę dało się wciągnąć Biuro Analiz Sejmowych, firmując i upubliczniając ocenę skutków regulacji tej ustawy. Autorzy tej kuriozalnej ekspertyzy sami w niej napisali m.in., że „krótki czas obowiązywania nowych regulacji (…) nie pozwala na dokonanie pełnej i wiarygodnej oceny skutków ustawy” oraz że brakuje danych dotyczących wyłącznie małych sklepów. A mimo to ogłosili, że w małych sklepach tygodniowe obroty spadły o 20–30 proc. na podstawie artykułu w gazecie, która z kolei zacytowała opinię jednego, w dodatku anonimowego kupca spod Warszawy! To jedno zdanie stało się motywem przewodnim medialnego nacisku na premiera i posłów. Ponieważ znam środowisko kupieckie wyjątkowo dobrze i jestem w stałym kontakcie z przedstawicielami tej grupy, wiedziałem, że przyczyną likwidacji małych placówek handlowych nie jest ustawa ograniczająca handel w niedziele. Dlatego napisałem list do premiera, w którym pokazałem fałszywe przesłanki kampanii medialnej oraz prawdziwe przyczyny zamykania się małych i średnich sklepów.
We wspomnianym liście wzywa Pan do przywrócenia ustawy o podatku handlowym, jako narzędzia wspierającego małe sklepy. Pomijając już negatywne stanowisko Brukseli w sprawie wprowadzenia tej daniny, to jednak była też ona krytykowana przez np. mniejsze polskie sieci handlowe. Czy ma Pan swoje propozycje w sprawie nowych zapisów tej ustawy?
W interesie konsumentów i mniejszych producentów jest, aby konkurencja na rynku była jak największa. W Polsce kilka międzynarodowych korporacji handlowych zagarnęło już ok 75 proc. rynku, 25 proc. należy do sklepów i sieci z polskim kapitałem. Jeszcze niedawno było 50/50.
zatrzymać ten trend, trzeba wrócić do przyjętego przez Sejm obecnej kadencji podatku handlowego. Ustawa ta obowiązywała od września 2016 roku, ale została zawieszona, gdy Komisja Europejska wezwała Polskę do rezygnacji z podatku handlowego, argumentując, że jego konstrukcja faworyzowała mniejsze sklepy, co naruszało unijne zasady pomocy publicznej. We wrześniu 2017 r. nasz rząd złożył na decyzję KE skargę do Trybunału Sprawiedliwości UE. Niestety, TSUE nie rozstrzygnął tego sporu do dzisiaj. Trzeba też zmienić ustawę o ochronie konkurencji. Obecna kompromituje Polskę w Europie. W naszym kraju można bez żadnych konsekwencji stosować dumpingowe ceny, czyli coś, co gdzie indziej jest zabronione i ścigane z urzędu. Polskę zalewa też fala taniego, bo niecertyfikowanego towaru z Chin. Dyskonty kontenerami ściągają artykuły przemysłowe w cenach niedostępnych dla mniejszych sklepów o jakości, którą można poczuć nosem po podejściu do kosza z produktami.
Jesienią mają wejść w życie ustawy o zatorach płatniczych i nowe prawo zamówień publicznych, obie wprowadzające korzystne rozwiązania dla małych i średnich firm. Jest Pan zadowolony z ich zapisów?
skomentowała prace nad ustawą o zatorach płatniczych Pani Minister Jadwiga Emilewicz, ta ustawa to próba zniwelowania największej bariery rozwojowej dla małych i średnich przedsiębiorców. Oni szczególnie zyskają na tym, że – pod rygorem kary administracyjnej – termin płatności zostanie skrócony do 30 dni dla administracji i do 60 dni dla relacji między dużym podmiotem a małym. To z myślą o MŚP projekt ustawy wprowadza także ulgę na tzw. złe długi, co oznacza, że firma będzie mogła zapłacić należny podatek dopiero wtedy, gdy otrzyma zapłatę za usługę czy transakcję. Z kolei celem projektu nowego Prawa zamówień publicznych, które ma wejść w życie z początkiem 2020 r., jest zwiększenie dostępności firm – w tym MŚP – do udziału w przetargach oraz korzystania z funduszy w systemie zamówień publicznych. Jednym z problemów, które ma rozwiązać nowe Prawo, jest niska konkurencyjność i zmniejszające się zainteresowanie wykonawców rynkiem zamówień publicznych, czego dowodem jest chociażby fakt, że w 2017 r. w ok. 43 proc. postępowań złożona została tylko jedna oferta, wartość zaś wszystkich zamówień publicznych przewidzianych w Prawie zamówień publicznych stanowiła ok. 8,23 proc. PKB – 163,2 mld zł. Nie muszę chyba przekonywać, że taka skala zamówień – odpowiednio ukierunkowana i zarządzana – może w istotny sposób przyczynić się do rozwoju sektora MSP.
Jakie plany na najbliższą przyszłość? Co chciałby Pan zrealizować w kolejnych latach swojej kadencji?
Plany są oczywiste – jak najlepiej reprezentować małe i średnie przedsiębiorstwa i jak najpełniej wykonywać obowiązki nałożone Ustawą o Rzeczniku MŚP.