Decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego podjął gen. Tadeusz Komorowski ps. „Bór” podczas gorączkowej narady dowództwa AK ostatniego dnia lipca 1944 r. „Bór” wyznaczył godzinę „W” na 17.00 dnia następnego, to jest na 1 sierpnia. Jednak nie we wszystkich dzielnicach powstanie wybuchło w tym samym czasie. Do pierwszych walk doszło na Żoliborzu, już około 13.50.

O tej godzinie na ul. Krasińskiego, tuż przy pl. Wilsona, oddział Kedywu transportujący broń natknął się przypadkiem na niemiecki patrol. Nie był to pierwszy z brzegu oddział. Byli to żołnierze 9 Kompanii Dywersyjnej „Żniwiarz”, doskonale przeszkoleni i – jak pisał Juliusz Kulesza – najlepiej uzbrojeni w Obwodzie żoliborskim. Rozpoczęła się walka. Jan Rocki „Bratek” tak to relacjonował: „Chłopcy padają na trawnik ul. Krasińskiego. „Świda” strzela ze stena. „Mały” wyciąga z worka erkaem i spokojnie zajmuje stanowisko. Strzela krótką serią. Następuje niewypał, zaklinowany zamek nie daje się odciągnąć. Sytuacja staje się krytyczna, gdy do akcji wkracza „Wilk” z „Horodeńskim”. Niemcy zaskoczeni ogniem od tyłu, przestają się interesować przez moment grupą „Świdy”, co pozwala chłopcom odskoczyć w ul. Kochowskiego. Następuje gwałtowna wymiana ognia między Niemcami a „Wilkiem”. Janek po wystrzeleniu dwóch magazynków z peema widzi, że „Świda” ze swoimi odskoczył w bezpieczne miejsce i daje „Horodeńskiemu” sygnał do zwijania żagli. Niemcy również zbierają rannych i wycofują się w kierunku Instytutu Chemicznego”.

Walka nie została rozstrzygnięta i Polakom udało się wycofać, jednak Niemcy szybko ściągnęli w rejon pl. Wilsona znaczne posiłki. Wtedy na silne zgrupowanie Niemców natknął się ok. godz. 15.30 Batalion AK im. Jarosława Dąbrowskiego. Rozpoczęła się regularna, zażarta bitwa. Niemcom nie udało się rozbić powstańców, jednak Polacy zdali sobie sprawę, że stracili psychologiczną przewagę zaskoczenia i że nie uda im się osiągnąć żadnego z wyznaczonych na Żoliborzu celów. I w takim właśnie momencie doszło do zaskakującej sytuacji. Powstańcy nie widząc szans w walce z uzbrojonymi po zęby Niemcami postanowili się wycofać. Dowodzący na Żoliborzu ppłk Mieczysław Niedzielski „Żywiciel” wydał rozkaz ewakuacji oddziałów do Puszczy Kampinoskiej. Ku ich zdziwieniu (i ku zdziwieniu mieszkańców Żoliborza) z dzielnicy tej postanowili wycofać się także Niemcy, którzy uznali, że akcja nie była przypadkiem, ale celowym manewrem Polaków mającym odciągnąć ich uwagę od ważniejszych punktów uderzenia. Niemcy nie wiedzieli, że przedwczesne walki na Żoliborzu były jednak dziełem przypadku.

Kiedy 4 sierpnia 1944 r. żoliborskie zgrupowanie AK wyszło (na rozkaz „Montera”) z Puszczy Kampinowskiej, powstańcy praktycznie bez walki zajęli dzielnicę, która stała się wolnym – wśród toczących się wszędzie zażartych walk – skrawkiem Polski nazwanym Rzeczpospolitą Żoliborską.
5 sierpnia komendant Obwodu wydał rozkaz nr 6, w którym czytamy m.in.: „Położenie własne. Po dwudniowych walkach (…) npl [nieprzyjaciel – przyp. red.] zaprzestał działań ofensywnych i zrezygnował ze stworzenia sobie możliwości przejazdu przez Żoliborz w kierunku północnym. Oddziały własne odpoczęły, przechodzą do dalszych działań. (…) Położenie npla. Npl (…) działania swoje na terenie „Żywiciela” ograniczył do zabezpieczenia zajętych przez siebie obiektów”.
Rzecz ciekawa, że dokładnie taką samą opinię wyraził na temat działań powstańców na Żoliborzu niemiecki dowódca Erich von dem Bach: „Atak na Żoliborz odłożyłem na jeszcze później, ponieważ ten przeciwnik wprawdzie był w obronie najbardziej zażarty, lecz w godny uwagi sposób tkwił przy niej i nigdy poważnie nie zaatakował zagrożonego stale mego skrzydła północnego”.
Można więc przyjąć, że między obiema stronami zostało zawarte niepisane i nieformalne porozumienie – zaakceptowano status quo. Dla Niemców spokojna dzielnica była ważna, bo umożliwiała skoncentrowanie ataków na Wolę i Stare Miasto. Dla powstańców zaś, bo zdobyli i utrzymali duże terytorium, w którym zarówno oni, jak i mieszkańcy mogli prowadzić stosunkowo normalne życie. Żoliborza od strony skarpy przy Cytadeli broniło Zgrupowanie „Żaglowiec”, z kolei okolic al. Wojska Polskiego i gen. Zajączka – oddział Armii Ludowej; fragmentu od ul. Felińskiego do pl. Henkla – Zgrupowanie „Żyrafa”; Zgrupowanie „Żniwiarz” zaś Zakładów Opla przy ul. Włościańskiej; Zgrupowanie „Żmija” – skarpy wiślanej do ul. Krasińskiego, a Zgrupowanie „Żubr” – rejonu ul. Potockiej oraz północno-zachodnich wylotów ul. Marymonckiej.

W Rzeczypospolitej Żoliborskiej przez jakiś czas toczyło się na poły normalne życie. Polacy nie atakowali Niemców, gdyż nie posiadali wystarczającego uzbrojenia, a i Niemcy nie podejmowali chwilowo prób zdobycia Żoliborza skupiając siły na innych kierunkach. Wokół płonęła Warszawa, a na Żoliborzu rozkwitło nawet życie kulturalne. Najwięcej działo się w okolicach ul. Krasińskiego. Pomijając, że tu właśnie mieścił się główny sztab powstańczy, również tutaj ulokowała się redakcja „Jawnutki” – wydawanego od 12 sierpnia pisemka dla dzieci. W składzie redakcyjnym znalazła się m.in. Maria Kownacka – autorka m.in. „Plastusiowego pamiętnika”. Tu również powstał dla dzieciaków teatrzyk lalkowy. Ale narzekać nie mogli również dorośli. W sali kinowej przy ul. Suzina, tam gdzie dziś odżywa kino „Tęcza”, odbywały się koncerty. Tak samo w świetlicy klasztoru ss. Zmartwychwstanek, gdzie dodatkowo organizowano wieczorki poetyckie, wykłady, pogadanki. Zasadniczo dominował repertuar klasyczny, ale nie zabrakło także debiutów. Tu właśnie Bronisław Lewandowski przedstawił swój „Marsz Żoliborza” – szybko uznany za nieoficjalny hymn Rzeczpospolitej Żoliborskiej. Zadbano również o dostęp do najświeższych informacji. Wydawano tu „Biuletyn Okręgu IV PPS i OWPPS”, „Wiadomości Radiowe”, „Nowiny żoliborskie” i „Dziennik Radiowy AK XXII (II) Obwodu” – oficjalny organ dowództwa. W tym ostatnim swoje pierwsze dziennikarskie kroki stawiał Olgierd Budrewicz – późniejszy wybitny varsavianista, pisarz i podróżnik.

Rzeczpospolita Żoliborska stała się prawdziwą republiką: z władzą wojskową i cywilną, sądownictwem i mediami, a nawet własnym hymnem. Rozważano nawet wprowadzenia bonów, które mogłyby zastąpić niechętnie przyjmowany przez kupców banknot 500 zł – stolica cierpiała na brak drobniejszych pieniędzy, którymi można by wydawać resztę. Rzeczpospolita Żoliborska upadła dopiero 30 września 1944 r.
