Związek Sadowników RP szacuje, że tegoroczne zbiory jabłek wyniosą 4 mln ton. Niestety, przez brak pracowników do zbiorów, część z jabłek pozostanie w sadach i się zmarnuje. Problemu nie rozwiązuje napływ uchodźców z Ukrainy, bo praca w sadzie jest ciężka, a ludność napływająca ze wschodu to głównie kobiety z dziećmi, bez doświadczenia w takiej pracy. Polacy w sadach zatrudniać się nie chcą, bo zarobki są niewielkie. Wszystko przez wysokie koszty produkcji i niskie ceny sprzedaży jabłek.
Prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski twierdzi, że mieszkańcy ukraińskich wsi, którzy mogliby pracować w sadach, mają problem z uzyskaniem wiz, natomiast osoby, które przyjechały wcześniej na podstawie paszportu biometrycznego i wróciły na Ukrainę drugi raz przyjechać nie mogą. W związku z tym związek zwrócił się do rządu o zmianę lub złagodzenie przepisów, aby wjazd do Polski był możliwy w ruchu bezwizowym i bez konieczności odczekania minimum 90 dni. Związek szuka pracowników z innych państw, nawet z Nepalu i Indii, ale tu też są problemy z wizami.
Dziś głównym problemem sadowników – obok braku pracowników – jest dylemat, czy przetrzymywać jabłka w chłodni, czy sprzedawać je od razu. Przez drożejącą energię więcej sadowników decyduje się na sprzedaż, przez co jabłek na rynku jest dużo i to w niskiej cenie. Według informacji przekazanych przez Mirosława Maliszewskiego obecnie większość jabłek kierowanych jest do konsumpcji i np. za odmianę Gala sadownicy otrzymują 1-1,5 zł za kilogram, a za jabłka do przetwórstwa przemysł płaci 38-40 gr za kilogram.
Sadownicy mają również problemy z eksportem, bo wcześniej dużo jabłek wysyłano na Białoruś i na Ukrainę, a dziś są to sporadyczne przypadki. Innym celem eksportowym polskich jabłek był Egipt, ale obecnie kraj ten oszczędza pieniądze na zakup zbóż. Polskie jabłka trafiają więc na rynek europejski, ale to nie ratuje sytuacji.
– Zawsze były problemy w sadownictwie, ale tak źle jak w tym sezonie jeszcze nie było. Jeżeli konflikt na Ukrainie się nie zakończy, sadownicy pozostaną bez rynków zbytu – podsumował Mirosław Maliszewski.
PAP