Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że tydzień wcześniej przeczytałem artykuł pod jakże podobnie do poglądu Piotra Szumlewicza brzmiącym tytułem: „Szwecja to raj dla wypalonych zawodowo. Ona zdecydowała się na przeprowadzkę”. Ciekawy tekst opisujący sytuację pewnej Amerykanki, która wyczytawszy uprzednio, że kraje skandynawskie są w czołówce najszczęśliwszych miejsc na świecie, zdecydowała się ten pogląd zweryfikować. Wypalona zawodowo obywatelka USA, by znaleźć spokój i zadowolenie, przeprowadziła się do Szwecji.
Co tam zastała? Rzeczywiście raj na ziemi. Ogólnie brak nadgodzin, sześć tygodni płatnego urlopu w roku i darmowe studia magisterskie. Warunki były tak cudowne, że z pełni praw pracowniczych do tej pory jeszcze nie skorzystała. Jak wskazała zafascynowana Szwecją bohaterka artykułu, praca do późna w Szwecji nie jest wyznacznikiem wartości, a wręcz przeciwnie – szef może dojść do wniosku, że za dużo się pracuje, co może oznaczać, że praca przerasta możliwości pracownika. Do tego dochodzi oczywiście niemal darmowa służba zdrowia. No i jakże można o tym zapomnieć – w raju nie korzysta się z samochodu z uwagi na świetny transport publiczny i możliwość dojazdu wszędzie rowerem.
Jest to zupełne przeciwieństwo pracy w USA, gdzie pani pracowała 50 godzin tygodniowo i czuła się przez to wyjątkowo wypalona zawodowo. Można zatem śmiało powiedzieć, że wreszcie odnaleźliśmy prawdziwy raj na ziemi. Skoro tak jest, to pytanie tylko, dlaczego niemal cała populacja globu nie znajduje się obecnie na terenie Skandynawii?
Pytanie lapidarne, ale jeśli motorem działania człowieka jest jedynie przyjemność, to rzeczywiście ten skandynawski Eden powinien pękać w szwach. A jednak tak się nie dzieje. Odpowiedź na to pytanie jest złożona. I nie chodzi tylko o wypalonych zawodowo, jak nasza bohaterka, która tak się poczuła po skończeniu raptem 23 lat, czyli niewiele się wcześniej napracowawszy.
Oczywiście najważniejsza jest geneza specyfiki ułożenia stosunków społecznych i prawnych, jak to ma miejsce choćby w Szwecji. Historia, a konkretnie od czasu porażki Karola XII w bitwie nad Połtawą niemal całkowity brak konfliktów zbrojnych, swego rodzaju uspokojenie na tle bardzo burzliwych losów reszty kontynentu, wywarły największy wpływ na obecny kształt nie tylko samego ustroju, ale i postaw obywatelskich. Nie zapominajmy jednakże, że swój dobrobyt budowany przez dwa wieki względnego pokoju Szwecja zawdzięcza prowadzonej wcześniej polityce ekstremalnie rabunkowej, którą przez całą akcję „Potopu” opisywał Henryk Sienkiewicz. Do tego doszła jeszcze dziewiętnastowieczna hossa na rynku stali. Konsekwencją powolnej, rzekłoby się nawet ślamazarnej (wszak tu nie było wojen), ale naturalnej koniunktury było to, że już w XIX wieku socjalizm i etatyzm zakrólował na dobre i silnie oddziaływał na postawę społeczeństwa, zadowolonego, że w zasadzie za niewiele odpowiada.
A przyjrzyjmy się teraz z innej perspektywy temu ogrodowi biblijnemu – z perspektywy piekła kapitalistycznego. Jak wynika z opisu naszej bohaterki tak oczarowanej Szwecją, szczytem jej kilkuletniej działalności w tym kraju, oczywiście oprócz ukończenia studiów na koszt państwa, jest 75-metrowe mieszkanie, które wynajmuje razem z partnerem. Jak sama wskazuje, po dwóch i pół roku pracy w dużej firmie konsultacyjnej, samochodu nie posiada, bo wszędzie może jechać komunikacją miejską.
Nie chcę być zgryźliwy, ale w USA po kilku latach w miarę zaangażowanym w pracę parom udaje się nie tylko zakup całkiem sporego mieszkania, a nierzadko i domu. Oczywiście odbywa się to kosztem sporych wyrzeczeń i ogromnego zaangażowania, jednak perspektywa profitów nadal pociąga ogromną część społeczeństwa amerykańskiego. Pociąg za ryzykiem, przedsiębiorczość, trzymanie swoich spraw we własnych rękach nadal dominuje nad modelem powolnego raju skandynawskiego. Choćby w USA wciąż chcący pracować i na tyle wykwalifikowani, by coś sobą na rynku prezentować, dostają zatrudnienie niemal od ręki.
Zresztą, jeżeli przyjrzymy się uważniej informacjom, które przedstawia zafascynowana w Skandynawii bohaterka, zresztą tego nie kryjąc, to zauważymy, że płace na tym samym stanowisku w Szwecji są pokaźnie niższe niż te w USA. Jak sama wskazuje: „W Stanach Zjednoczonych moje wynagrodzenie wynosiło 60 tys. dolarów rocznie przed opodatkowaniem, a było to prawie osiem lat temu. Tutaj moja roczna pensja (obecnie) to około 45 tys. dolarów”.
Jednak to nie wszystko. Raj skandynawski nie jest takim przyjaznym miejscem dla wykwalifikowanych pracowników z wyższym wykształceniem. Jak mówi nasza bohaterka, niezwłocznie po przyjeździe szukała bezskutecznie pracy, co zmusiło ją do pójścia na kolejne, tym razem szwedzkie, studia. Po studiach jednakże wcale nie było lepiej: „Po ukończeniu studiów jednak trudno było znaleźć pracę. Zajęło mi to dwa lata. Mam zarówno tytuł licencjata, jak i magistra z USA oraz drugi tytuł magistra ze Szwecji”.
Co ciekawe i zarazem patologiczne, bo dobrze znane choćby z naszej rodzimej i etatystycznej gospodarki: „Mimo to niezwykle trudno było mi się dostać na szwedzki rynek pracy. Chodzi o to, kogo znasz”. Inaczej mówiąc – znajomości i protekcja otwierają ci drogę do lepszej, ale niekoniecznie wystrzałowej pracy.
Konkluzję wynikającą z zachwytu nad tym apatycznym i bojącym się ryzyka rajem na ziemi przedstawił nasz narodowy tropiciel farsy i mistrz naigrawania się z głupoty, nieśmiertelny Stefan Kisielewski: „degeneracja społeczna i zanik aktywności, fala alkoholizmu i lenistwa to niezawodny rezultat systemu gospodarki socjalistycznej (…) kto nie ma na nic wpływu, ten i za nic nie odpowiada, układając sobie życie po linii najmniejszego oporu. Z czasem oswaja się z tym stanem rzeczy, uważając go za nieunikniony i normalny, oduczając się wszelkiej konkurencji, rywalizacji i ambicji”.
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie