W czasach antycznych lud pracujący Wiecznego Miasta nie gardził nawet najmniejszą ilością zboża i równie dobrze smakował mu chleb z mąki sycylijskiej, jak i ten wypiekany z mąki z zboża technicznego, eksportowanego z Egiptu. Zresztą właśnie z uwagi na ten surowiec, kluczowy dla zadowolenia wyborcy mającego żyć w przeświadczeniu, że Republika ma się dobrze, a wybory na komicjach decydują o kierunku polityki państwa, Egipt miał status prowincji specjalnej troski, a więc był rządzony bezpośrednio przez urzędników cesarza, zachowywał własną walutę i prawa, a senatowi, któremu zdarzało się kontestować cesarskie zarządzenia, nie wolno było w sprawy Egiptu nawet wścibić swojego „demokratycznego” paznokcia.
Dziś najwyraźniej doszło do przewrotu iście „kopernikańskiego”, bo zboża jest tyle, że wychodzi ono bokiem wyborcom, szczególnie tym, którzy z rolnictwa w Polsce starają się utrzymać. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Problem ze zbożem mają w zasadzie wszyscy, no może poza tymi rzeszami głodujących, którzy chętnie posililiby się nawet zbożem technicznym. Jak przeczytałem na łamach FPG24.pl, polscy rolnicy zakończyli żniwa z wynikiem 34 mln ton, a w magazynach, zapewne po zamieszaniu z ukraińskim zbożem technicznym, zalega 5 mln ton nadwyżki. To rodzi konieczność eksportu ok. 10 mln ton. Na Ukrainie, pomimo wojennej zawieruchy, żniwa okazały się równie udane, bo zebrano o 4 mln ton pszenicy więcej, niż szacowano.
I tu zaczynają się problemy, jak zwykle spowodowane socjalizmem. Polska to nie Francja, której niepisana umowa francusko-niemiecka o sterowanie polityczno-gospodarcze Unią (albo jak złośliwcy twierdzą, Europejskim Związkiem Republik Radzieckich), daje przywilej dotowania i czerpania, na zasadzie niemal monopolu, zysków z rolnictwa kosztem niemieckiego centralnego planowania gospodarką Unii. Innymi słowy, polski rolnik musi być droższy, a jego produkt, pomimo świetnej jakości, zdecydowanie mniej konkurencyjny. Do tego dochodzą problemy z państwem, które przez analogię możemy porównać do prowincji specjalnej troski cesarza rzymskiego. W przypływie szczerości minister rolnictwa w Radiu Plus powiedział: I my musimy postawić Ukrainie warunki. Na tej zasadzie, która jest w tej chwili, nigdy polskie rolnictwo nie wygra z ukraińskim rolnictwem. Tam jest kilkaset tysięcy gospodarstw, to jest całkowicie inne rolnictwo.
Nietrudno się domyślić, jaka jest przyczyna braku konkurencyjności produktów polskiego rolnika, również w zderzeniu ze sprzedażą zboża ukraińskiego.
Jednak zboże produkowane na Ukrainie, w wielkich latyfundiach kilku dużych nieukraińskich firm, musi zostać wywiezione do osób potrzebujących. Problem w tym, że Putin, sprawca niemal wszystkich nieszczęść (za wyjątkiem trzęsień Ziemi, gradobicia i kokluszu), nie pozwala na transport surowca „drogą czarnomorską”. To oczywiste. Podobnie zresztą jak i to, że tranzyt tego zboża przez terytorium Polski zakończył się swego czasu aferą, gdy okazało się, że zboże techniczne nie tylko jest przedmiotem tranzytu, ale i importu, wygrywając w konkurencji na rynku krajowym ze zbożem narodowym, pomimo jakże patriotycznego nastawienia całego Narodu. Aferą, która zmusiła władze do wprowadzenia zakazu importu, a co za tym idzie otwarcia kolejnego frontu walki o suwerenność.
Na tym problemy jednak się nie kończą, a wręcz jeden problem generuje szereg kolejnych. Najwięcej problemów mają, jak wspomniałem na początku, polscy politycy obozu rządzącego, bowiem w ramach toczącej się kampanii wyborczej temat zakazu importu zaczyna nabierać koloru niemal walki o niepodległość i bynajmniej nie ma w tym stwierdzeniu nawet odrobiny podejścia satyrycznego.
I znów musimy wrócić do statusu Ukrainy, która niczym cezariański Egipt odgrywa rolę terytorium specjalnej troski światowych decydentów. Upływający jutro termin zakazu importu (bo tranzyt jest dozwolony) w obliczu nadchodzących wyborów wydaje się na tyle istotny, że Prezes Rady Ministrów raczył suwerennie, czyli chyba bez uzgodnienia z Komisją Europejską, ogłosić, że ów zakaz po 15 września będzie nadal obowiązywał. Wyjścia poza walką o rodzime zboże nie ma, gdyż nawet aspirujący do zapisania się w annałach historii jako Lepper Młodszy, niejaki pan Kołodziejczak, walczy o interes polskiego rolnika, tylko że w obozie nieprzejednanej opozycji. O trudnościach walki świadczy nie tylko konieczność kolejnego już zwarcia z kierownictwem UE, ale również powolne wycofanie się z polityki dotychczas przyjaznej Ukrainie. Nie kto inny jak minister rolnictwa, w przytaczanej już rozmowie w Radiu Plus, powiedział, że jeśli Ukraina nie stworzy narzędzi zabezpieczających polskie interesy, Polska nie zgodzi się na jej wejście do Unii. Można z pewnością powiedzieć, że misterny plan, realizowany niemal od pierwszego dnia wojny, upada na naszych oczach. Tzn. przynajmniej do 15 października, czyli ewentualnego zwycięstwa w idach październikowych.
Ale nie mniejszy problem ma sama Ukraina, o czym świadczy ostra reakcja jej władz, czego przejawem jest oświadczenie premiera Ukrainy Denysa Szmyhala, że Kijów będzie zmuszony zwrócić się do Światowej Organizacji Handlu (WTO) o odszkodowanie za naruszenie Układu Ogólnego w sprawie Taryf Celnych i Handlu (GATT), jeśli Polska zablokuje eksport ukraińskiego zboża. Powód tego zachowania wyjawił nam na konferencji sam premier Morawiecki, bo jasno powiedział: – Wielki międzynarodowy biznes rolny i oligarchowie chcą zarobić kosztem polskiego rolnika. (…) Eksport i tranzyt do Afryki i Azji – tak, rozchwianie polskiego rynku – nie.
Problem ze zbożem, a w zasadzie z Ukrainą, ma też i Unia Europejska, gdyż jak informuje FPG24.pl, gotowa jest nawet i dopłacać do zboża technicznego, które będzie opuszczać terytorium Wspólnoty. Ciekawy to interes, owiany tajemnicą, która kłóci się z prawidłami logiki ustalonymi jeszcze przez Arystotelesa, że należy dopłacać do zboża, które rynkowo jest tańsze i na dodatek w celu pozbycia się tego zboża. Trzeba przyznać, że na taką fantazję nie wpadli nawet nasi rodzimi politycy w szale wyborczego wydawania pieniędzy. Póki co, w Polsce obowiązują jeszcze normalne, ustalone jeszcze w czasach zrywu Solidarności, a nie wypaczone zasady myśli socjalistycznej: dopłacamy, by wyrównywać, a nie – by się pozbywać.
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie