„W tropieniu wpływów putinowskich tak poniósł go szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, gdy się za własną rękę złapał”. Tak można by dostosować do realiów współczesnych fragment nieśmiertelnego poematu Janusza Szpotańskiego „Towarzysz Szmaciak”. Tam chodziło o generała Bagno, pod którym to kryptonimem krył się Mieczysław Moczar. To właśnie generał Bagno, pragnąc wysadzić w powietrze Gnoma, czyli „towarzysza Wiesława”, postanowił odegrać rolę moralnego czyściocha: „W tym czasie Bagno, Polak szczery, był pies straszliwy na afery i z krzykiem: Polskę Żyd rozkrada! – mnóstwo swym wrogom ciosów zadał. W tropieniu przestępstw gospodarczych tak poniósł go szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, gdy się za własną rękę złapał”.
No i proszę, co za koincydencja! Ledwo tylko w Sejmie przepchnięta została ustawa o utworzeniu nadzwyczajnej komisji, tak zwanej „czeriezwyczajki”, do badania rosyjskich wpływów w polskiej polityce, a już bodaj następnego dnia Rada Ministrów w tempie stachanowskich przyjęła rozporządzenie o zamknięciu polskiej granicy przed ukraińskimi produktami rolniczymi: nie tylko zbożem, ale nawet jajami i miodem. Słowem – „sługa narodu ukraińskiego” – jak rzecznik MSZ pan Łukasz Jasina nazwał Polskę – zbuntował się przeciwko Panu swemu. Czy skutecznie – tego jeszcze nie wiemy, bo w chwili gdy to piszę, pan minister Telus pojechał na przejście graniczne bodajże w Dorohusku, żeby sprawdzić, czy polskie służby graniczne i inne aby na pewno słuchają rządu, czy może przyjmują rozkazy od kogoś innego.
Rzecz w tym, że Komisja Europejska uznała tę decyzję polskiego rządu, za którą poszedł również rząd węgierski, a zamierzają w te ślady pójść również rządy słowacki i bułgarski, za nielegalną, ponieważ uważa ona, że w sprawach handlu międzynarodowego jej właśnie, czyli Komisji, przysługuje wyłączność decyzji. Rząd ukraiński jak zwykle przyjął postawę mocarstwową i zażądał od Polski „natychmiastowego” otwarcia granicy, jako warunku sine qua non dalszych rozmów. Zwracam na to uwagę również dlatego, że Ukraina jeszcze nie osiągnęła ostatecznego zwycięstwa nad Rosją i nawet zapowiadana ofensywa jakoś nie może się rozpocząć. Cóż dopiero, gdyby już było „po harapie”, czyli ostatecznym zwycięstwie? Czy przypadkiem nie otworzyłaby sobie drogi do bałtyckich portów przy pomocy dostarczonych jej wcześniej przez Polskę czołgów?
Ale dość już tych myślozbrodni, bo jeszcze tego brakowało, bym został zaciągnięty przed oblicze „czeriezwyczajki”, kiedy właśnie moja Prześladowczyni znowu zaciągnęła mnie przed oblicze niezawisłego sądu, by wyszlamować mnie ponownie na sumę prawie 190 tys. zł.
Bo choć ustawa o nadzwyczajnej komisji była co prawda wymierzona w Donalda Tuska, ewentualnie również w Księcia-Małżonka i innych „tuskowych „kolaborantów, których można by wytarzać przed wyborami w smole i pierzu i w ten sposób wyeliminować z politycznej sceny na co najmniej 10 lat, to czy w świetle rozporządzenia rządu o zablokowaniu granicy przed ukraińskimi produktami rolniczymi, nie uderzyłaby ona rykoszetem również w jej inicjatorów?
Pomyślmy tylko, czego mógłby chcieć Putin od agentów w polskim rządzie – gdyby takich miał? A czegóż by innego, jak właśnie nie blokady polskiej granicy nie tylko przed importem ukraińskich produktów rolniczych do Polski, ale nawet przed tranzytem przez polskie terytorium. Skoro tedy blokadę tę nakazał rząd „dobrej zmiany”, to czyż Donaldu Tusku byłoby trudno zasugerować komisji, żeby wytarzała w smole i pierzu również, a może nawet w pierwszej kolejności, inicjatorów tego rozwiązania? To by nawet było bardziej uzasadnione, bo – o ile pamiętam – Donald Tusk nigdy granicy polsko-ukraińskiej nie kazał blokować.
Jest wszelako światełko w tunelu, bo wprawdzie Sejm stosowną ustawę uchwalił i nawet odrzuci uchwałę Senatu o jej odrzuceniu, ale jest jeszcze pan prezydent Duda, który może ustawę zawetować. Jeśli tak zrobi, to związani z Volksdeutsche Partei płomienni obrońcy konstytucyjnego porządku, z „Babcią Kasią” na czele, podniosą dziękczynny klangor, co pozwoli panu prezydentowi na „podreperowanie reputacji”, dzięki czemu nawet Nasz Mniej Ważny Sojusznik spojrzy na niego łaskawszym okiem – bo Nasz Najważniejszy Sojusznik pewnie uważa go za najukochańszą duszeńkę, zwłaszcza po słynnej trzeciomajowej deklaracji przyłączenia Polski do Ukrainy. Wprawdzie pan prezydent Duda, przyjmując prezydenta Zełeńskiego w Warszawie, poskąpił mu odgłosu syren, których tamten w Kijowie mu nie żałował, podobnie jak Panu Naszemu Józiowi Bidenowi, dzięki czemu i jeden, i drugi zyskał dodatkowy, heroiczny listek do wieńca sławy – ale nie bądźmy drobiazgowi i nie liczmy się jak Żydzi, zwłaszcza z Ukraińcami, bo to nie zawsze jest bezpieczne.
W tej sytuacji również Donaldu Tusku, nie mówiąc już o Księciu-Małżonku, nie spadnie włos z głowy, chyba że energiczne śledztwo w sprawie „zbrodni smoleńskiej” zaprowadzi go na szafot. Możliwe jednak, że niezależna prokuratura też zajmie postawę wyczekującą, tym bardziej że – jak słychać – pan Antoni Macierewicz ma jej dostarczyć 1500 stron dowodów dotychczas nieznanych opinii publicznej. Zapoznanie się z nimi, a zwłaszcza ich rozważenie, z całą pewnością wypełni czas do wyborów, kiedy to się okaże, kto praw, a kto nie praw.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy