Zarówno w Polsce, jak i w całej Europie przybywa start-upów oferujących mieszkańcom – zwłaszcza dużych miast – ekspresową dostawę zakupów, przede wszystkim jedzenia i napojów. Tak zwany q-commerce ma już nawet swoich liderów. Coraz bardziej rozpoznawalną marką jest polski Lisek. Zamawiać można też przez Fresco.pl, Jokr, Swyft, Wolt i taksówkarskie firmy Bolt oraz UberEats – wszyscy namawiają do ściągnięcia ich aplikacji.
Dyskonty kontratakują
Także duże sieci handlu detalicznego nie zasypiają gruszek w popiele, wprowadzając nowe usługi. Na przykład Biedronka robi to we współpracy z platformą Glovo, a usługa dowożenia jedzenia do domu nazywa się „BIEK”. Obie te marki chwalą się, że dostarczą przez kurierów ze swoich centrów dyspozycyjnych towar w zaledwie 15 minut. Oferta obejmuje „1,2 tys. produktów, klienci znajdą zarówno produkty marki własnej Biedronki, jak i wiodących marek zewnętrznych” – czytamy na ich stronie internetowej.
Biedronka i Glovo są już ze swoją usługą łącznie w 31 miastach: w Warszawie, Łodzi, Krakowie, we Wrocławiu, w Gdyni, w Gdańsku, Sopocie, Poznaniu, Katowicach, Szczecinie, Olsztynie, Grudziądzu, Bydgoszczy, Toruniu, Włocławku, Płocku, Lublinie, Białymstoku, Gliwicach, Chorzowie, Sosnowcu, Zielonej Górze, Rzeszowie, Bielsko-Białej, Tychach, Częstochowie, Bytomiu, Elblągu, Gorzowie Wielkopolskim, Kielcach oraz w Opolu.
Żabka rozwija swój serwis „Jush!”, który na razie jest dostępny w sześciu dużych miastach i gminach bezpośrednio do nich przyległych (na czele ze stolicą; zamawiać można także w Gdańsku, Sopocie, Katowicach, Krakowie oraz w Poznaniu). „Jush!” się reklamuje w ten sam sposób, obiecując, że dostarczy do klienta jedzenie w 15 minut. Ta „jadłodajnia” jest dostępna przez aplikację, do łatwego ściągnięcia na smartfona.
Mniej niż w 10 minut
Wejście do Polski zapowiedział także niemiecki star-tup Grovy, co jest elementem jego strategii inwestowania w Europie Centralnej i Wschodniej. Menadżerowie Grovy, zapowiadają, że gdy tylko wejdą do Polski, sklep będzie miał w swojej ofercie nie tylko standardowe produkty, ale także świeże, regionalne owoce, szczoteczki do zębów, kable do ładowania USB itp. Do zmawiającego dotrą – jak zapewnia firma – nawet w mniej niż 10 minut.
Nie zawsze rentowny
Wydawać by się mogło, że polski rynek pomieści jeszcze kilka marek – być może marek wyspecjalizowanych w jakiś produktach. Należy jednak pamiętać że q-commerce to nie jest „samograj”, nie musi zawsze być zyskowny. Przede wszystkim budowany sklep powinien mieć dostęp do dobrze zlokalizowanej sieci małych magazynów (tzw. dark store). Te magazyny kompletują zamówienia, a potem kurierzy rozwożą je klientom. Według analizującej ten rynek firmy Bain & Company, sklep z dostawą do domu staje się rentowny, gdy średnia wartość koszyka zamówień oscyluje wokół 40 euro (około 180 złotych), a każdy z mini magazynów jest w stanie obsłużyć 1200 zamówień dziennie. By więc ten biznes stał się opłacalny, trzeba go rozwinąć na naprawdę dużą skalę. Bain & Company szacuje, że aby start-upy obecnie działające w obszarze q-commerce były rentowne, muszą jeszcze podwoić wartość zamówienia oraz czterokrotnie zwiększyć liczbę dostaw.
Warto może robić to razem?
Polskie start-upy nie mają i nie będą miały łatwo. Podczas gdy duże sieci handlowe czy firmy taksówkarskie korzystają z już rozpoznawalnej marki, one muszą o tę rozpoznawalność i zaufanie klientów dopiero walczyć.
– Nie można wykluczyć na tym rynku konsolidacji, przejmującymi będą tradycyjne sieci handlowe, i być może także międzynarodowe firmy typu Delivery Hero lub Glovo – uważą Artur Stańczuk, senior manager w Bain & Company.
Dlatego być może dobrym pomysłem byłaby współpraca polskich firm w ramach jednej platformy. Pozwoliłoby to uzyskać większą skalę działania oraz udźwignąć wspólnie koszty marketingu.