Zmniejszanie liczby bankomatów oraz placówek banków, w których można wypłacać pieniądze, ograniczanie liczby dziennych transakcji oraz ustawowe nakładanie limitów na obrót gotówką w transakcjach pomiędzy firmami (w Polsce udało się ostatnio to zagrożenie chociaż na chwilę oddalić), to typowy obraz krajów zainfekowanych przez sponsorowany przez banki i inne instytucje finansowe świat bez gotówki. Świat jakoby lepszy. Tylko dla kogo? Dla nas podobno bezpieczniejszy, bo wolny od prania brudnych pieniędzy i finansowania terroryzmu. Także wygodny. No i taki… „nowoczesny”. Ale obrót bezgotówkowy jest tak naprawdę w interesie tylko jednej strony – i to sobie zapamiętajmy – głodnych zawsze i w każdym kraju tylko coraz wyższych zysków banków.
Jak implementuje się świat bez gotówki? Przede wszystkim sprzedawców (nawet małych) i innych usługodawców zachęca się do instalowania u siebie terminali. W wymiarze wielu lat planowanej działalności za te niby darmowe terminale przedsiębiorcy zapłacą co najmniej podwójnie. W ten czy w inny sposób. Coraz częściej jednak przymusza się ich, by instalowali je już na własny koszt.
Co jednak, gdy w taki misternie realizowany plan świata posługującego się jedynie saldowaniem wirtualnych zapisów należności i zobowiązań na kontach uderzy grom z jasnego nieba?
Cyklon wywrócił wszystko
Gdy Nową Zelandię w połowie lutego nawiedził cyklon Gabrielle, oprócz innych katastrof wywołał przede wszystkim zakłócenia w infrastrukturze energetycznej. Następstwem masowych awarii było odcięcie setek tysięcy obywateli od banków i złożonych w nich pieniędzy. W o niebo lepszej sytuacji znaleźli się wówczas ci obywatele, którzy mieli w domach choćby niewielką ilość gotówki. Dzięki niej mogli zaspokoić przynajmniej swoje podstawowe potrzeby. A inni? Zostali dosłownie bez grosza na życie.
Jak dopuszczono do takiej sytuacji? Pięć najważniejszych banków w Nowej Zelandii zaczęło ograniczać dostęp do gotówki już od 2017 roku. W efekcie tej mającej przynieść oszczędności, czyli dodatkowe zyski bankom, akcji zamknięto 42,3 proc. placówek bankowych oraz (na początek) 9,6 proc. bankomatów. Tamtejsze środowisko bankowe działało bardzo aktywnie. Podobnie jak i w wielu innych krajach, w tym w Polsce. Bez skrupułów i krok po kroku ograniczano obywatelom dostęp do gotówki. W myśl nowozelandzkiego programu Future of Money – Cash System Redesign fizycznie istniejące placówki bankowe oraz tzw. ATM (czyli bankomaty) okazały się naraz zbyt drogie i zagrożone działalnością rabunkową oraz mafijną, więc począwszy od 2020 roku prowadzono dalszą likwidację miejsc, w których można było wypłacić gotówkę.
Interweniował bank centralny
Zaalarmowało to w końcu bank centralny (RBNZ), który zaprosił do siebie przedstawicieli bankowców oraz pozabankowych operatorów obrotu bezgotówkowego, by w imieniu obywateli i przedsiębiorców wynegocjować nielimitowany i nieograniczony dostęp do pieniądza gotówkowego. RBNZ stworzył w 2020 roku nowy departament, którego zadaniem było sprzyjanie rozliczeniom wzajemnym firm i obywateli w gotówce oraz pilnowanie należnej pieniądzu roli na rynku – co najmniej istotnej.
Podobne działania podejmował również NBP. Ponad dwa lata temu musiał ponownie przypomnieć jeszcze do niedawna wszechwładnym w naszym kraju finansistom o konstytucyjnym prawie dostępu do pieniądza gotówkowego dla obywateli. To przypomnienie przybrało także formę dokumentu pod nazwą Narodowa Strategia Bezpieczeństwa Obrotu Gotówkowego, opracowanego w roku 2021 przez Radę ds. obrotu gotówkowego przy zarządzie NBP.
Nigeryjski syndrom
Nie zawsze jednak banki centralne stają w obronie praw obywateli do swobody obrotu gotówką. Gdy w 2012 roku nigeryjski rząd przyjął program implementacji obrotu bezgotówkowego, jeszcze w tym samym roku przyłączył się do niego tamtejszy bank centralny. Co prawda kraj nie przeżywał kryzysu energetycznego wywołanego siłami natury, lecz działania władz z dwóch stron okazały się niczym niszczące tsunami. Bank centralny wprowadził limity wypłat gotówkowych, zmuszając równocześnie ludzi i przedsiębiorców do wymiany banknotów na nowe, na co przydzielił niewiele czasu. Historia ta pokazuje raz jeszcze, że władze potrafią działać ręka w rękę z finansistami. Podejmując często decyzje korzystne tylko dla nich, a nie dla obywateli swojego kraju.
Pieniądze są ich, ryzyko – zawsze nasze
Pewne, bardzo realne zagrożenie może stać się naszym udziałem za sprawą jeszcze innej siły przyrody, która tym razem może nadciągnąć z… kosmosu. Nie jest to żadne science fiction ani teoria spiskowa, której to mianem obecnie różni głupcy lubią nazywać wszystko, czego w danym momencie nie rozumieją. Koronalny wyrzut masy (CME) to potężny wybuch plazmy słonecznej, która zostaje wyrzucona ze Słońca w kierunku Ziemi. Już przeciętnej wielkości powoduje zakłócenia w sieci energetycznej i satelitach. Duży może zniszczyć nawet całą sieć energetyczną z jej transformatorami. Jeśli ktoś nie wierzy, łatwo to sprawdzić – w przeszłości miało już miejsce kilka takich wydarzeń, które spowodowały poważne zakłócenia w sieciach energetycznych i telekomunikacyjnych i skutkowały miliardami dolarów strat. Nie trzeba chyba wyjaśniać, co to zjawisko – jeśli zaistnieje w dużej skali – może zrobić z możliwością korzystania z wirtualnych pieniędzy i płatności.
Siły przyrody potrafią zakłócić plany finansjery pomnażania krociowych zysków. Jednak, podczas gdy codzienne zyski zawsze należą do instytucji finansowych, to straty (w efekcie np. katastrof) niestety dzielą pomiędzy siebie zwykli obywatele. Nie dajmy się wrobić w ten świat bez gotówki.